Wywiad z bpem Gerardem Kuszem
Na Jasną Górę po raz 18. przybywają z pielgrzymką górnicy. Ksiądz Biskup towarzyszył im w zeszłym roku. Jakie są cele tych pielgrzymek? O co proszą w Częstochowie górnicy?
- Górnicy tradycyjnie od lat pielgrzymują do Piekar. Jednak w tym ogólnonarodowym łańcuchu modlitw u stóp Czarnej Madonny nie mogło ich zabraknąć. O co proszą? Są to dwie kategorie próśb: jedne dotyczą miejsc pracy, bezpieczeństwa i klimatu środowiskowego. Druga kategoria próśb dotyczy spraw osobistych, rodzinnych, małżeńskich, których, jak w każdej rodzinie, nie brak i w górniczych.
Praca w kopalni jest mordercza i niebezpieczna, wiele kopalń jest zamykanych, a te, które funkcjonują, często egzystują na granicy opłacalności. W takich warunkach nierzadko zysk staje się nadrzędnym celem. Co, zdaniem Waszej Ekscelencji, należy zrobić, by w tych warunkach pracujący pod ziemią nie byli wyzyskiwani?
-W okresie PRL-u górnicy stanowili uprzywilejowaną kategorię klasy robotniczej. Nagradzano ich orderami, kartami górniczymi, możliwością zakupu towarów, które dla innych były trudno dostępne.
Restrukturyzacja to wszystko usunęła w przeszłość. Zamykanie kopalń sprawiło, że widmo bezrobocia stało się rzeczywistością. Wielu wzięło należne im pieniądze (odprawy) i odeszło. Jedni założyli własne firmy, inni wrócili do siebie („pojechali w Polskę"), jeszcze inni wyjechali za granicę. Pozostali ci najciężej pracujący, dla których kopalnia była matką żywicielką, a niejednokrotnie grobem. Zaczął się liczyć „zysk". Górnik, czyli robotnik, stał się „towarem" - zapomniano, że jest człowiekiem, a w sporach między kolejnymi rządami a związkami zawodowymi kartą przetargową lub piłeczką w grze o sukces i pieniądze. Tu nie o interes chodzi, lecz o wartości.
Nie jestem ekspertem, ale wydaje się, że restrukturyzacja przybrała niespotykane przyśpieszenie. Na Zachodzie proces restrukturyzacji trwał 30, a nawet 40 lat. U nas jedna dekada zmiotła z mapy Polski większość kopalń, powiększając liczbę bezrobotnych. Proces przemian pociągnął za sobą szereg nie zawsze trafnych decyzji. Obecnie przyjęty kierunek zmian w górnictwie budzi pewne nadzieje, pod warunkiem że uda się odzyskać zaufanie „braci górniczej". W procesie przemian pracownik jest najważniejszym ogniwem. Uczciwość i zaufanie w tym przypadku mają niezastąpioną wartość.
Schodząc pod ziemię, górnicy pozdrawiają się słowami „Szczęść Boże", ale to nie jedyny przecież przejaw ich wiary. Czy dzisiejsi górnicy są silnie do niej przywiązani?
- Górnicy nie stanowią hermetycznie zamkniętej grupy społecznej. Proces „pełzającej laicyzacji", powiększający się rozdźwięk między bogatymi a biednymi, duże różnice płacowe sprawiają, że ich życie religijne odbiega od dotychczasowego modelu pobożności. Przyznać trzeba, że zdecydowana większość pielęgnuje tradycyjne formy pobożności, wyniesione z domów rodzinnych, łącznie z kultem św. Barbary i pozdrowieniem „Szczęść Boże". W porównaniu do innych grup zawodowych są mocno związani z Kościołem. W swoich parafiach są zawsze widoczni. Ich religijność ma charakter wspólnotowego wyznania wiary. Dla nich miejscowy proboszcz „farosz" jest zawsze ważną osobą, ze zdaniem której się liczą.
Pracujący w kopalniach często są pogardzani, ale i wykorzystywani. Czy gdyby dziś Chrystus stąpał po ziemi, byłby właśnie górnikiem?
- Górnicy - tak jak niektóre inne grupy zawodowe - z okresu przemian wyszli mocno poranieni. Z pewnością boli ich to, że człowiek to „zero", a czasem „mniej niż zero". Dlatego słowo „wyzysk" w wielu przypadkach ma swoje uzasadnienie. Dawniej „praca", czyli narzucane normy, usuwały w cień ich ludzkie potrzeby. Dzisiaj „kapitał", czyli zysk, sukces za wszelką cenę - czynią to samo. Chrystus na pewno stanąłby w obronie człowieka pokrzywdzonego.
Sługa Boży Jan Paweł II podczas licznych pielgrzymek brał w obronę prześladowanych, pogardzanych, biednych. W ich imieniu przemawiał głosem dobitnym, dopominając się należnych im praw.
Chrystus na pewno stanąłby wśród tych, którzy czują się spychani na margines współczesnego życia. Niestety, nie są to tylko górnicy!
Bp Gerard Kusz, urodził się w 1939 r. w Dziergowicach (diecezja gliwicka). Święcenia kapłańskie przyjął w czerwcu 1962 r. w Opolu z rąk bp. Franciszka Jopa. Pracował jako wikariusz w par. Chrystusa Króla w Gliwicach i Podwyższenia Krzyża św. w Opolu. Związany z Wyższym Seminarium Duchownym Śląska Opolskiego w Nysie, gdzie pełnił funkcję prefekta (1973-1974), a także wicerektora (1983-1985). Do dziś wykłada tam katechetykę, pedagogikę i teologię pastoralną. W 1976 r. uzyskał tytuł magistra teologii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, dwa lata później obronił tam pracę doktorską. W czerwcu 1985 r. został mianowany biskupem tytularnym Tagarbala i pomocniczym opolskim. Od 1987 r. pełni w Opolu funkcję członka Rady Kapłańskiej i Kolegium Konsultorów. 25 marca 1992 r. został biskupem pomocniczym nowo powstałej diecezji gliwickiej. Objął tam funkcję przewodniczącego Wydziału Nauki i Kultury Chrześcijańskiej. Od 1985 r. należy do Komisji Katechetycznej Episkopatu Polski. Obecnie jest wiceprzewodniczącym Komisji Episkopatu ds. Wychowania.
opr. mg/mg