Czy cała ludzkość będzie wkrótce żyć w miastach? W jakich?
W Walencji nowa architektura stwarza przyjazną przestrzeń z dala od zabytkowego centrum. Autor zdjęcia: Henryk Przondziono
Już ponad połowa ludzkości żyje w miastach! Za 20 lat będzie 5 miliardów mieszczuchów. Tyle, że miejskie życie nie będzie ani wygodne, ani przyjemne, o ile jeszcze dziś nie weźmiemy się za solidne zmiany.
Tłok w miastach robi się coraz większy. W krajach rozwijających się do miast napływają tygodniowo aż 3 miliony osób. W Bombaju — szóstym co do wielkości mieście świata — oznacza to kilkanaście tysięcy nowych mieszkańców dziennie!
Habitat, jedna z agend ONZ zajmująca się problemami zaludnienia, w „Raporcie na temat stanu miast świata 2008/2009” przewiduje, że do 2030 roku mieszkańcami miast będzie niemal 5 miliardów ludzi. Dwie trzecie ludzkości.
Najwyraźniej pęd do miast zauważalny jest w Afryce i Azji. Tam ludność miast podwoi się w ciągu najbliższych 20 lat. W Azji wzrośnie z 1,36 mld do 2,64 mld, a w Afryce z 294 mln do 742 mln. To tak, jakby wszyscy mieszkańcy Europy i obu Ameryk przeprowadzili się naraz do miast.
Tak zwane nowe strefy miejskie to przede wszystkim obszary ubóstwa. Rozwijające się dynamicznie centra nowych molochów zamieniane są co prawda w stalowo-betonowe lasy drapaczy chmur, tuż pod nimi jednak gnieżdżą się bezdomni. A na ogromnych połaciach wokół ekskluzywnych dzielnic rozciągają się baraki biedoty. Pozbawione prądu, bieżącej wody i kanalizacji. Wielomilionowe aglomeracje Szanghaju, Pekinu, São Paulo czy Bogoty to dziœ symbole rozdarcia społecznego i chaosu urbanistycznego.
Przestrzeń miejska
Ludzie osiedlają się w miastach od 6 tysięcy lat. Odkąd istnieją, ludzie próbują je porządkować. Bo najpierw trzeba zorganizować przestrzeń, zadbać o bezpieczeństwo, a potem i o wygodę. To właśnie charakterystyczne cechy miejskie — wyraźne centrum życia publicznego, mury obronne, stanowiące zarazem ochronę przed zagrożeniem, jak i granicę obszaru miejskiego, oraz zabudowa, która na stosunkowo niewielkiej powierzchni miesza sfery użytkowe, mieszkalne i rozrywkowe.
Gigantyczne slumsy, zdegradowane środowisko, zdemoralizowani mieszkańcy — to nie są problemy nowe. Znamy je przynajmniej od czasu niesławnego pożaru Rzymu za panowania Nerona. Nie ma aglomeracji, która nie borykałaby się z dzielnicami nędzy. Najgorzej sytuacja wygląda w rejonie Sahary, gdzie dzielnice biedy zamieszkuje ponad 70 proc. ogółu ludności.
Przed stuleciami jednak zbudowanie miasta doskonałego — przestrzennego, czystego i wygodnego — było pragnieniem szaleńca. Dziś uporządkowanie przestrzeni miejskiej jest przedmiotem debat urbanistów, polityków, ekonomistów, socjologów, psychologów, a nawet teologów.
Z kolei ogłoszony tuż przed objęciem rządów przez Baraka Obamę amerykański raport rządowy Globalne Trendy 2025: Zmieniony Świat ostrzega przed problemami zaopatrzenia w energię i wodę, które zagrożą funkcjonowaniu wielkich organizmów miejskich.
— Miasta stanowią skupiska biedy, zarazem jednak oferują ludziom ubogim największe szanse na wyjście z nędzy. Są nie tylko źródłem problemów ekologicznych, ale stanowią także ich rozwiązanie — twierdzi Brendan O'Brien z Funduszu Ludnościowego Narodów Zjednoczonych.
Megamiasta
Kilkanaście lat temu w debacie urbanistów pojawił się termin „megamiasto”. Oznacza on miasto z ponad 10 mln mieszkańców. W połowie XX wieku były tylko dwa megamiasta: Nowy Jork i Tokio (oba ponad 13 mln). Dziś tokijska aglomeracja jest największym miastem na świecie — 35,2 mln mieszkańców.
Jedne z najszybciej rozwijających się miast na świecie to oczywiście miasta chińskie. W przypadku Chongqing, Xiamen i Shenzhen tempo ich wzrostu przekracza nierzadko 10 proc. rocznie. To oznacza codziennie o kilka, kilkanaście tysięcy nowych mieszkańców.
W Polsce od 2007 roku przygotowywana jest ustawa metropolitalna. Umożliwiałaby ona tworzenie tzw. supermiast z połączenia administracyjnie odrębnych jednostek w jeden potężny organizm miejski. Po co? Przede wszystkim, żeby ułatwić życie mieszkańcom. Miałoby to rozwiązywać problemy komunikacyjne, ale także zagospodarowanie przestrzeni, inwestycje i zarządzanie własnością komunalną.
Motory rozwoju
Raport urbanistyczny ONZ odnotowuje także nowe zjawisko kurczenia się miast i społeczeństw.
Ocenia się, że w 2050 roku 46 krajów, w tym Niemcy, Włochy, Japonia, większość byłych państw Związku Radzieckiego, zamieszkiwać będzie mniej ludności niż obecnie. Przewiduje się, że ludność Londynu czy Paryża w najlepszym wypadku za 20 lat utrzyma się na tym samym poziomie co dziś.
Zmiany te wynikają w równej mierze zarówno z warunków zabudowy tych niegdyś najludniejszych miast świata, jak i z tego, kto je obecnie zamieszkuje. Ponadto wiele miast europejskich zaludniają w coraz większym stopniu imigranci z Afryki i Azji.
— Motorem ich rozwoju przestaje być przemysł. Rozwijają się dzięki usługom, jako centra finansowe, ośrodki zarządzania i wysokich technologii — mówi prof. Zygmunt Ziobrowski, guru polskiej urbanistyki z Instytutu Rozwoju Miast.
W Paryżu, Londynie, Berlinie, Rzymie czy Madrycie w sferze usługowej pracuje 80—90 proc. mieszkańców. Wyraźnie widać związek: są to też najdynamiczniejsze miasta Starego Kontynentu. W Polsce w usługach znajduje pracę blisko 80 proc. warszawiaków i zaledwie 58 proc. mieszkańców aglomeracji śląskiej.
Zmiany w strukturze zatrudnienia wiążą się z tym, że ludzie inaczej żyją. Mają inne niż dotąd potrzeby, inaczej organizują czas. Nie tylko pracy, ale i ten poświęcany rodzinie, hobby, kształceniu, rozrywce.
Przedmieścia — nowe miasta
Zakorkowane drogi do centrum podnoszą koszty funkcjonowania firm. Tracą na tym dojeżdżający do pracy, ale i mieszkańcy. Życie w mieście staje się coraz droższe. Za luksus przychodzenia pieszo do pracy trzeba słono zapłacić, bo mieszkania w centrum są bardzo drogie.
Ludzie przeprowadzają się więc z zatłoczonych, często nieprzyjaznych centrów na przedmieścia. Zamiast w ciasnych blokach z wielkiej płyty, kto może, chce zamieszkać w domku za miastem. Choćby z miniaturowym ogródkiem.
— Miasta może uratować konkurencyjność — twierdzi prof. Ziobrowski. I wylicza warunki: jakość połączeń z innymi ośrodkami, atrakcyjność śródmieścia, atrakcje architektoniczne i kulturalne, jakość dzielnic mieszkaniowych, infrastruktura biznesowa...
— W niektórych miastach wschodnich Niemiec problemem są wyludniające się blokowiska — wyjaśnia prof. Ziobrowski.
Ludzie uciekają z miast, gdzie przestrzeń jest „odczłowieczona”, brak miejsc, gdzie można by pójść odpocząć, znaleźć rozrywkę czy po prostu pobyć z innymi. — Wybierają przedmieścia, ale to też jest pułapka — zaznacza prof. Ziobrowski. Jeżeli będą to tylko sypialnie podmiejskie, w szybkim tempie utracą dzisiejsze zalety.
— Nowe dzielnice muszą rozwijać się harmonijnie, to znaczy trzeba wkomponować w nie takie elementy przestrzeni publicznej jak ratusz, kościół, sklepy, place zabaw, skwery, kawiarnie, a nawet kino czy teatr — twierdzi dr Piotr Lorens, urbanista z Politechniki Gdańskiej. I wskazuje na nowe projekty miejskie, uwzględniające potrzeby mieszkańców: Nowe Mikołajki, Nowy Siewierz, Seaside na Florydzie, dzielnice Poczdamu czy Poundbury w Anglii. — Chodzi o tworzenie tzw. feel-good places, miejsc, gdzie ludzie dobrze się czują — wyjaśnia. — Służy temu nadawanie architekturze form odpowiednich dla klimatu otoczenia, historii, położenia geograficznego, mentalności mieszkańców — dodaje urbanista.
opr. mg/mg