Ja czy nie ja?

Zwolennicy i przeciwnicy programu telewizyjnego Wielki Brat



Gwoździem w mózg: Ja czy nie ja?

Leszek Stafiej

Mieszkańcy miasta W., gdzie mieszka mój przyjaciel, dzielą się na tych, którzy już nie mają przegrody nosowej i tych, którzy - bez względu na wiek i płeć - zostaną jej wkrótce pozbawieni. Podział wynika stąd, że wobec braku alternatywy, społeczność lokalna przyjęła pogląd miejscowego laryngologa, iż wykonywany przezeń zabieg usunięcia przegrody nosowej stanowi panaceum na większość schorzeń.

W ogólnopolskiej makro-skali społeczeństwo dzieli się na zwolenników i przeciwników programu telewizyjnego Wielki Brat. Linia podziału przeorała nasz kraj od morza do Tatr. Sam byłem świadkiem, żeby nie powiedzieć uczestnikiem, burzliwego sporu w pociągu relacji Warszawa-Kraków. Podziały dotyczące stosunku do bohaterów programu polaryzują wszystkie niemal poziomy i struktury społeczne, z komórkowymi włącznie. Niewinne dotąd rodzinne przekomarzania wokół pilota zamieniły się w dramatyczne polemiki i konflikty światopoglądowe, przenosząc się z kanapy przed telewizorem do kuchni, łazienki czy sypialni, niekiedy ze szkodą dla rytmu życia rodzinnego. Dochodzi do zawiązywania sprzecznych z naturą rozwoju społecznego koalicji międzypokoleniowych: babcia trzyma z zięciem, żona z córką i szwagrem przeciw dziadkowi, szwagierce i synowi, a ojciec udaje, że go to nie rusza, choć widać, że ma całkiem zdecydowany stosunek do Alicji. Podziały idą w głąb: spierają się zakłady pracy, środowiska zawodowe, regiony, powiaty i gminy. Ani kara śmierci, ani eutanazja, ani śluby gejów nie budzą tak silnych emocji, jak Monika, Manuela czy Gulczas.

Każdy podejmuje takie wyzwania, na jakie zasłużył. Żyjemy w wolnym, demokratycznym kraju. Każdy może myśleć, co chce i postępować, jak chce, dopóki nie szkodzi innym. Mamy do dyspozycji wiele instrumentów umożliwiających egzekwowanie demokratycznego prawa wolnego wyboru: od wyborów parlamentarnych, do interaktywnych mediów. Jeśli komuś nie podoba się Wielki Brat, to może przełączyć się na Dwa światy, Dwa fortepiany albo Miliard w rozumie. Można też czytać - albo pisać - książki, zamiast oglądać telewizję. Jeśli Legia odpowiada mi bardziej niż Widzew, to zakładam szalik i kibicuję Legii. Jeśli Alicję uważam za wzór godny naśladowania, to za parę groszy mogę głosować na sczyszczenie Klaudiusza. A jeśli Klaudiusz jest fantastyczny, to jednym telefonem sczyszczam Alicję i od razu czuję się lepiej jako pełnoprawny beneficjent demokracji medialnej.

W wolnym kraju i w gospodarce wolnorynkowej wolno mi demonstrować swoje istnienie poprzez komunikowanie własnych poglądów, wolno mi przekonywać innych do tych poglądów oraz do nabywania produkowanych przeze mnie produktów lub usług. Byle nie na siłę, wbrew woli bliźnich czy za wszelką cenę. Byle nie demolować pociągów, nie turbować przeciwników politycznych, nie manipulować w podświadomości ani nie zamykać pilota w sejfie.

Jednym z trudniejszych wyzwań, wobec których staje człowiek współczesny, jest zachowanie własnej tożsamości i egzekwowanie własnej woli w dżungli informacji, pokus i perswazji, zakazów i nakazów. Jak nie zabłądzić? Jak pozostać sobą? Jak oprzeć się pokusie chaosu, nie uciekając się do totalnego odrzucenia i izolacji ani do przemocy - bo tym przecież różnimy się od naszych przodków, którzy stawali niegdyś wobec podobnych wyzwań? Jak zakomunikować swoje miejsce na ziemi, w czasie i przestrzeni? Jak nie przegrać samotnej walki o własne ja?

Nie lubię programu Wielki Brat. Jego oglądanie wywołuje we mnie przykre uczucie zażenowania. Dlatego odcinam się od zachwytów środowiska medialno-marketingowego, profesjonalnie wysterylizowanych z emocji. W pokusie podpatrywania tego medialnego zjawiska rozpoznaję namiastkę przemocy i emocje towarzyszące oglądaniu zmagań rzymskich gladiatorów, walk byków, psów i kogutów, turniejów bokserskich i chodzeniu na mecze Legii: fascynacji dramaturgią współdecydowania o życiu i śmierci innych ludzi (i zwierząt).

Podglądając, wbrew woli i bezwiednie ulegam medialnej pokusie. Potem ją racjonalizuję, sankcjonując podglądactwo i tłumacząc uległość misją poznawczą. Czy to jeszcze ja, czy tylko moje medialne ja?


opr. MK/PO

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama