Czy ściąganie plików z internetu jest nielegalne? Niemoralne?
W amerykańskich sądach w ostatnich latach zapadło kilka wyroków przyznających gigantyczne odszkodowania za nielegalne ściąganie z internetu filmów i utworów muzycznych.
Kilkanaście dni temu odnotowano kolejny taki przypadek. Zgodnie z wyrokiem tamtejszego sądu, student Uniwersytetu Bostońskiego, który ściągnął z sieci i dzięki systemowi P2P udostępnił innym 30 piosenek, ma zapłacić blisko 700 tys. dolarów kary. Jednak student się nie poddaje i po wynajęciu adwokata zamierza walczyć o zmianę wyroku, gdyż - jak mówi - uznaje karę za zbyt wysoką i niesprawiedliwą.
Te i podobne zdarzenia po raz kolejny wywołały gorącą dyskusję na temat podobnego zjawiska w Polsce i tego, czy powinno się z nim walczyć, czy też nie.
Temat piractwa internetowego od wielu lat spędza bowiem sen z powiek organizacjom, organom ścigania i samym poszkodowanym. Straty powodowane przez proceder nielegalnego kopiowania i powielania programów komputerowych, filmów, muzyki i innych utworów chronionych prawem autorskim sięgają wielu milionów złotych.
W Polsce problem ten jest szczególnie duży, bowiem pod względem skali piractwa wśród 27 krajów europejskich plasujemy się na czwartym miejscu. Krajami o wyższej od nas skali piractwa są jedynie Grecja, Rumunia i Bułgaria. Jednak trzeba też wiedzieć, że nie każde ściągnięcie filmu czy piosenki jest przestępstwem. - W Polsce odpowiadamy za przywłaszczenie autorstwa, za rozpowszechnianie, a nie za samo ściąganie z internetu pliku wideo czy muzycznego - informuje mł. asp. Agnieszka Hamelusz z Komendy Głównej Policji.
Artyści: to kradzież
Taka sytuacja nie podoba się artystom, którzy najwięcej tracą na działalności internautów. - Każdego dnia jesteśmy okradani z efektów naszej ciężkiej pracy — przekonuje znany kompozytor Zbigniew Hołdys. - Nie ściągam plików nielegalnie, bo to po prostu złodziejstwo — wtóruje mu znany dziennikarz muzyczny i producent Hirek Wrona.
Podobne opinie wyrażali uczestnicy konferencji zorganizowanej przez Bussines Center Club „Piractwo (nie)dozwolone?”. Według nich ograniczenie piractwa komputerowego w ciągu czterech kolejnych lat w Polsce przyczyniłoby się do powstania blisko 2 tys. nowych, dobrze płatnych miejsc pracy w IT. Budżet państwa zyskałby blisko 2,7 mld zł. Problem ma więc wymiar nie tylko etyczny, nie tylko prawny, lecz także finansowy. - Poza tym nielegalne ściąganie plików to zwykły obciach — stwierdził Jacek Murawski, dyrektor generalny polskiego oddziału Microsoftu.
Internauci: wszystko jest ok
Internauci są jednak innego zdania. Jak wynika z badań przeprowadzanych w sieci, 51 proc. młodych respondentów nie uważa ściągania plików za kradzież, 29,2 proc. potępiło takie postępowanie, a brak opinii na ten temat zadeklarowało 19,8 proc. ankietowanych.
- Ściąganie filmów czy muzyki to żaden obciach czy przestępstwo, tylko zupełnie normalne ogólnoświatowe zjawisko. Jest ono powszechne — przekonuje Tomek, student Politechniki Warszawskiej. — Obciachem jest zachowanie koncernów fonograficznych, które próbują z nas zedrzeć pieniądze. Dodaje, że internauci w zdecydowanej większości nie czerpią żadnych zysków ze ściągniętych plików, tylko dzielą się nimi z innymi ludźmi.
Zwolennicy ściągania muzyki i filmów z internetu dodają, że paradoksalnie artyści także czerpią korzyści z ich działalności. — Dzięki temu ich muzyka staje się dużo bardziej popularna i dociera do większej liczby ludzi, co może np. zaowocować, że więcej fanów przyjdzie na ich koncert — przekonują.
Czy zmieni się prawo?
Teraźniejsza sytuacja może się wkrótce zmienić. Obecny na konferencji BCC wiceminister spraw wewnętrznych Adam Rapacki zapowiedział wprowadzenie zmian w prawie, które doprowadzą do zniesienia „dozwolonego użytku” — prawa, na którym dziś opiera się ściąganie filmów i muzyki z internetu. - To jest tak, jakbyśmy dali przyzwolenie na dokonywanie kradzieży raz w miesiącu... Do tego można w jakiś sposób porównywać ten „dozwolony użytek”, który dzisiaj jakby nie jest przestępstwem — przekonuje Rapacki.
Być może wkrótce w Polsce dojdzie do podobnych sytuacji jak w USA i za ściągnięcie kilku filmów czy piosenek trafi się przed oblicze sądu. Zobaczymy.
Grzech czy nie?
Innym pytaniem, które nurtuje wielu internautów, jest czy nielegalne ściąganie plików z internetu jest grzechem? Kościół nie przedstawił do tej pory jednoznacznego stanowiska w tej sprawie, choć dominuje przekonanie, że coś jest nie w porządku.
O ile w przypadku nielegalnego ściągania oprogramowania komputerowego głos polskiego Kościoła zabrzmiał bardzo wyraźnie poprzez zorganizowaną w 2005 r. akcję „Nie bądź frajerem ani złodziejem”, o tyle w przypadku ściągania plików muzycznych i filmowych tak jasnej odpowiedzi nie było.
- Używanie pirackiego oprogramowania to grzech. Kiedy ktoś kradnie samochód, na ogół nie mamy wątpliwości, że to złodziejstwo. Tymczasem posługiwanie się pirackim oprogramowaniem komputerowym u wielu ludzi nie wiąże się z oporami moralnymi. A powinno — mówił, popierając akcję „Nie bądź frajerem ani złodziejem” rzecznik Episkopatu Polski, ks. Józef Kloch.
„Nielegalne kopiowanie płyt, filmów i książek oraz kserowanie podręczników przez studentów jest grzechem — przekonywał z kolei na łamach magazynu muzycznego RUaH” ks. Grzegorz Ułamek, zajmujący się problemem piractwa. „Jasne, możemy się zastanawiać, czy inni nas nie okradają, dyktując tak wysokie ceny, ale sytuacja, że ktoś nas okrada, nie usprawiedliwia postępowania w ten sam sposób” — zaznaczał.
Nie wszyscy księża prezentują jednak tak jednoznaczne stanowisko. - Nie można z pewnością postawić na równi kradzieży perfum z półki sklepowej z powielaniem jakiegoś utworu muzycznego czy elementu oprogramowania, choć jedno i drugie sprzeciwia się ustalonemu porządkowi społecznemu. Wydaje się, że czym innym jest sprawić, że ktoś ubożeje, a czym innym sprawić, że się nie bogaci. W tym widziałbym subtelną różnicę w ocenie ciężaru tego grzechu — uważa o. Michał, jeden z gdańskich franciszkanów.
- Klasyczna kradzież to zabranie komuś jakiegoś przedmiotu. Okradziony miał samochód, teraz go nie ma. Miał portfel, teraz go nie ma. Korzystanie za darmo z książek, muzyki czy programów nie pozbawia właściciela możliwości dalszego korzystania z jego własności. Zabiera mu tylko spodziewany zysk. Pytanie zasadnicze brzmi: czy ktoś pisząc książkę, tworząc muzykę, pisząc komputerowy program, miał prawo spodziewać się wielkiego zysku? — można z kolei przeczytać na portalu internetowym Wiara.pl, w odpowiedzi na pojawiające się pytania internautów, czy ściąganie plików z internetu jest grzechem czy nie?
Część internautów zdecydowanie odrzuca stawianie na jednej szali: ściąganie muzyki i filmów — złamanie VII przykazania. Przytaczają m.in. słowa papieża Benedykta XVI z jego encykliki „Caritas in veritate”: „Mamy do czynienia z nadmiernymi formami ochrony wiedzy ze strony krajów bogatych przez zbyt sztywne korzystanie z prawa własności intelektualnej”.
Co w takim razie powinien zrobić katolik, chcąc pozostać w zgodzie z własnym sumieniem? - Problem jest skomplikowany. Jednak jeśli sumienie podpowiada komuś, że ściąganie muzyki czy filmów z internetu to coś złego, to nie powinien tego robić. Dzięki temu zyska pokój sumienia — przekonuje o. Michał. Najlepszym rozwiązaniem jest po prostu zwrócenie uwagi na to, czy w konkretnym przypadku działamy legalnie. Zazwyczaj łatwo stwierdzić na danej stronie www, czy dostęp do pliku jest legalny czy też nie. Część artystów, zwłaszcza tych zdobywających rynek, udostępnia swoje utwory za darmo. W innych przypadkach trzeba szukać odpowiedzi na pytanie, czy to co robimy jest uczciwe. Nie wszystko bowiem, co jest możliwe pod względem technicznym, jest dopuszczalne z moralnego punktu widzenia.
opr. mg/mg