Co drugi Polak korzysta z Facebooka i innych serwisów społecznościowych - jesteśmy w światowej czołówce. Czy nie szkoda nam jednak utraconej prywatności?
Pewnie nawet nie zdajemy sobie sprawy, że jesteśmy w światowej czołówce — prawie co drugi Polak korzysta z Facebooka i innych portali społecznościowych. Mówi o tym raport Pew Research Center. Wynika z niego, że Polska jest po Stanach Zjednoczonych najbardziej „uspołecznionym” krajem. Okazuje się też, że z portali społecznościowych korzystają nie tylko najmłodsi użytkownicy internetu — robi to 82% Polaków w wieku 18-29 lat — ale i starsi — 57% w wieku 30-49 lat i 12% w wieku powyżej 50 lat. Dziwne? Niekoniecznie — jeśli przypomnimy sobie o Naszejklasie, jednym z najprężniej rozwijających się serwisów internetowych na świecie; o serwisie w którym odnalazło się wielu starszych Polaków.
Mówienie o „dynamicznym rozwoju internetu” nie może kończyć się na powtarzaniu dobrze znanych haseł, powinno natomiast skłaniać do refleksji. Już zmienił on bowiem bardzo wiele — układ relacji międzyludzkich, sposób uczestnictwa w kulturze, postrzeganie prywatności; internet wymusza zmiany w polityce, edukacji. Otwiera nowe perspektywy badawcze dla politologów, socjologów, antropologów, kulturoznawców. Stawia zadania przed prawnikami. A przecież to tylko kilka — pierwszych z brzegu — dziedzin.
Liczba ponad 500 milionów użytkowników Facebooka (wynik przekroczony w ubiegłym roku) i kolejne miliony w innych serwisach społecznościowych oznaczają szybkie i głębokie zmiany zachowań społecznych. Mój znajomy socjolog żalił się niedawno, jak trudno rzetelnie badać i oceniać zmiany wywołane przez internet, bo sprostanie rygorom badań wymaga czasu — często więc wyniki tych badań dotyczące nowych zjawisk są już nieaktualne.
Ale dlaczego tak ważne są właśnie portale społecznościowe? Michał Piotr Pręgowski przywołuje popularną ostatnio opinię, że to właśnie ten typ komunikacji stanie się synonimem internetu. W Facebooku jest wszystko. Rodzina, przyjaciele, znajomi z pracy, przełożeni i podwładni, nauczyciele i uczniowie. Serwis organizuje przestrzeń, w której się poruszam; informacje, które do mnie przychodzą, są precyzyjnie spersonalizowane, często ich źródła wybieram sam. Dlatego codziennie dostaję garść zaproszeń na rozmaite wydarzenia — premiery, pokazy filmów, wernisaże, spotkania intelektualne, kiermasze, imprezy klubowe czy warsztaty kulinarne. Słowem — dostaję wszystko to, czego bez internetu szukałbym z dużym wysiłkiem w prasie, na plakatach, ulotkach. Teraz mam to w jednym miejscu. (Marka „Dziedzic Pruski” — może jako rodzaj odreagowania — zaoferowała koszulki ze zmienionym logotypem Facebooka — „Facebóg”).
Magdalena Bigaj dowodzi, że młodzież potrzebuje kontaktu z kulturą i aktywnie go poszukuje: Ich poszukiwania są o wiele łatwiejsze niż poszukiwania ludzi żyjących w czasach, gdy media tradycyjne miały monopol na kształtowanie gustów odbiorców i decydowanie o tym, co jest warte obejrzenia, a co nie. W internecie nieustannie dzielą się kulturą, przede wszystkim poprzez wysyłanie sobie adresów stron z polecanymi treściami. Intensywność uczestnictwa w kulturze dzięki internetowi zwiększa się. Wszystkie badania wykazują, że im więcej ktoś używa internetu, tym bardziej jest uspołeczniony. Pogląd, że internauci są wyizolowani, się nie sprawdza — mówił socjolog Manuel Castells, autor monumentalnej trylogii „Wiek informacji” (wydawanej w Polsce przez PWN) na wykładzie w Warszawie w 2009 roku. Dzięki portalom społecznościowym utrzymujemy kontakt — choć nie zawsze w pełni efektywny — z kilkuset znajomymi. Nie musimy się widzieć ani nawet z nimi rozmawiać, by śledzić, co się u nich dzieje. Umówienie się kilkudziesięciu osób ze studenckiego rocznika na spotkanie zajmuje kilka godzin. Inicjatywy polityczne rozwijają się podobnie szybko, ale zyskują poparcie tysięcy osób.
Niekiedy przyjmują one postać internetowej manifestacji poglądów, innym razem — skutecznej grupy politycznego nacisku. Powszechna otwartość każe jednak postawić pytania o ochronę danych osobowych i prywatność. Pisze o tym, oprócz Pręgowskiego, także Jarosław Kępski, a jego artykuł czytam jak ostrzeżenie: Nasze dane osobowe są przetwarzane w sposób ciągły — oznacza to, że jesteśmy ciągle obserwowani i oceniani przez innych. Tym bardziej nasze życie powinno być takie, byśmy się go nie wstydzili, a nawet byli z niego dumni. Żyj tak, by film o twoim życiu — jest on niewątpliwie stale kręcony przez różnych ludzi, różne instytucje i podmioty — podobał się Panu Bogu, tobie i bliźnim.
Facebook już stał się narzędziem społecznej kontroli. Zaciera się granica między tym, co online, a tym, co offline. W sieci jesteśmy nie tylko wtedy, gdy patrzymy w ekran komputera. Także wtedy, gdy łączymy się z Facebookiem przez telefon, wysyłamy przekaz, do którego — przy standardowych ustawieniach prywatności — ma dostęp ponad pół miliarda osób. Często odnajdujemy się w serwisie na zdjęciach zamieszczanych bez naszej wiedzy przez znajomych oraz na innych zdjęciach, na przykład z publicznych imprez (co miesiąc użytkownicy wgrywają ponad miliard zdjęć i dziesięć milionów filmów). Wymusza to na nas samokontrolę, o której pisze Kępski. Trudno bowiem skłamać, że jest się gdzie indziej — a nuż wypłynie zdjęcie, które świadczy o czym innym. Zdrada partnera lub partnerki może wyjść na jaw na oczach wszystkich znajomych. Niektórzy od wielu lat nie zgadzają się na robienie im jakichkolwiek zdjęć.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której ktoś obmyśla algorytm pozwalający na wyszukanie w sieci dosłownie wszystkiego o dowolnej osobie. I pomyślmy, ile informacji pozostawimy w internecie — dane kontaktowe, informacje o rodzinie, związkach, znajomych, o pracy i sposobie spędzania wolnego czasu, o tym, jak wygląda nasz dom i co w nim jest, gdzie wyjeżdżamy na wakacje, co kupujemy, za ile, z jakich usług korzystamy, jakie mamy poglądy, co czytamy, czego się uczymy, z kim prowadzimy korespondencję oraz samą treść. Do tej pory zbieraliśmy pamiątki we własnym domu. W sieci zostawiamy ślady zawsze i wszędzie, jak pamiątki po nas samych. Tylko że one nie ulegają zniszczeniu ani nie gubią się. Gdyby ktoś zebrał je wszystkie — czy bylibyśmy zadowoleni? A przecież przy odrobinie chęci większość z nich można znaleźć bez dużego wysiłku. Ostrzeżenie Kępskiego idzie jednak dalej — wprost każe myśleć o świecie kontroli politycznej nad jednostką.
Czas bić na alarm? Trudno o tym przesądzać. Pręgowski tłumaczy, że dbać o prywatność w sieci powinniśmy uczyć się sami, tak jak sami stworzyliśmy netykietę, oddolny, tworzony demokratycznie kodeks etyczny i savoir vivre internetu, od niemal dwóch dekad uwrażliwiający internautów na konieczność kompetentnego radzenia sobie z nowymi technologiami. Dla dobra własnego i innych.
Jeśli — jak zauważa Pręgowski — w niedalekiej przyszłości do dyspozycji miliardów ludzi będzie cała wiedza świata, fascynujące wydają się konieczne zmiany w edukacji. Już dziś uczniów, którzy nie pamiętają świata bez komputera, trudno uczyć w tradycyjny sposób. Gdy nie znają odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie, włączają Wikipedię w telefonie i natychmiast znajdują odpowiednie hasło. Renata Nowakowska-Siuta upomina się, by nie zapomnieć o tym, co immanentnie przynależy do istoty ludzkiej — słowie. Sztuka narracji uczy dzieci przyjmowania personifikującej perspektywy, będącej domem tych uczuć, które tkwią w nich samych. (...) Literatura zachęca czytelnika do przekraczania granic schematycznego myślenia według wytycznych własnej kultury, narodowości, przyzwyczajeń. To z tego powodu wielu myślicieli uznawało literaturę nie tylko za nauczycielkę życia, ale wręcz za podporę demokracji.
Tradycyjny świat prosi o łaskę.
Jakub Halcewicz-Pleskaczewski
opr. mg/mg