O państwowych dopłatach do prywatnych firm i o tym, jak pomagać przedsiębiorcom w czasie kryzysu, z dr. Andrzejem Sadowskim rozmawia Tomasz Rożek
Autor zdjęcia: Jakub Szymczuk
O państwowych dopłatach do prywatnych firm i o tym, jak pomagać przedsiębiorcom w czasie kryzysu, z dr. Andrzejem Sadowskim rozmawia Tomasz Rożek.
Tomasz Rożek: Polski rząd zmienił zdanie i zdecydował się wesprzeć firmę Opel ulgami w wysokości 2 mld złotych. Czy to dobra decyzja?
Andrzej Sadowski: — Jest ona podwójnie szkodliwa. I ekonomicznie, i moralnie. Polski rząd, jak każdy inny, nie ma swoich pieniędzy, a tylko te, które zabierze obywatelom i przedsiębiorcom. Nie ma znaczenia, czy ta darowizna będzie w postaci ulgi czy gotówki. Za ulgi dla wybranych zapłacą pozostali. Jest to polityka rasizmu ekonomicznego, bo dyskryminuje polskich przedsiębiorców, pogarszając ich położenie wobec obcych.
Centrum Adama Smitha pisze, że premier nie ma prawa pogarszać sytuacji ekonomicznej własnych obywateli kosztem prywatnego zagranicznego przedsiębiorstwa. Czy to nie za ostre słowa?
— Nie, bo takie są konsekwencje tej decyzji. Nasze społeczeństwo jest ciągle na dorobku. Polscy przedsiębiorcy cały czas mają jeszcze przed sobą akumulację pierwotną kapitału.
Co to znaczy?
— Cały czas potrzebują środków do rozwijania się. I rząd tych środków ich pozbawia na rzecz innej korporacji, która przecież nie jest instytucją dobroczynną i w wyniku własnych błędów poniosła straty. Rząd przymusza polskiego przedsiębiorcę do finansowania strat międzynarodowej korporacji.
W Polsce pracowników Opla jest blisko 4 tys., wielokrotnie więcej z Oplem współpracuje. Czy nie warto czasami dopłacić, by utrzymać miejsca pracy?
— Ile osób pracuje w Oplu, a ile w polskiej gospodarce? Chodzi o to, żeby w Polsce była praca, która powstaje w wyniku rozwoju, nie zaś darowizn rządu dla jednych, a wyższych podatków dla drugich. Polski przedsiębiorca, zwłaszcza w tym jedynym sektorze, który normalnie się rozwija i funkcjonuje, czyli małych i średnich przedsiębiorstw, jest w stanie stworzyć miejsce pracy za kwotę do kilkunastu tysięcy złotych. W dużej korporacji stworzenie jednego miejsca pracy to koszt od kilkuset tysięcy do kilku milionów złotych.
Skąd ta różnica?
— W dużych korporacjach stosuje się bardzo zaawansowane technologie powodujące, że koszt jednego miejsca pracy jest niezwykle wysoki. Ale możliwość pracy ludzi jest tam mocno ograniczona ze względu na to, że większość procesów produkcyjnych jest zautomatyzowana. Najważniejsze, by była praca, do której nie muszą dopłacać pozostali obywatele, a nie dotowane zajęcie w konkretnym koncernie. Polski rząd będzie pokazywał kilka tysięcy „uratowanych” miejsc pracy, ale nie ujawni kilka razy większej liczby tych, które nie powstaną albo zostaną zniszczone w wyniku jego ingerencji w gospodarkę. Zapłacimy za kilka tysięcy miejsc wybranych przez rząd. Bilans tej decyzji będzie dla naszego bogactwa narodowego ujemny.
Dlaczego zatem rząd decyduje się na takie dopłaty?
— Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego rząd szkodzi własnym obywatelom i rozwojowi gospodarczemu. Jest wiele i krajowych, i zagranicznych przykładów na to, że tzw. zachęty do inwestowania polegające na darowiznach są szkodliwe i nieskuteczne. Kiedy kończy się ulga, korporacja często zamyka przedsiębiorstwo i przenosi je do innego kraju, oferującego jej kolejną. Nokia po skonsumowaniu w Niemczech wielomilionowych tzw. grantów zamknęła fabrykę i przeniosła ją do Rumunii. W Polsce w podobnych okolicznościach Ford zlikwidował fabrykę foteli w Pułtusku.
W UE trudno znaleźć kraj, który jakiejś gałęzi swojego przemysłu nie pomaga. Pieniądze z naszego budżetu wesprą polską fabrykę Opla w Gliwicach.
— Nie wiem, gdzie te pieniądze trafią, bo gliwicka fabryka była jedną z najlepszych w całym koncernie. Naprawdę jest to darowizna na rzecz nowego właściciela funduszu kanadyjsko-rosyjskiego za czasowe pozostawienie jej w Polsce. Ma to znamiona opłacania się przez polski rząd temu funduszowi.
A gdyby firma była polska? Czy wtedy rządowi wolno pomagać?
— Narodowość właściciela nie ma znaczenia. Polski rząd nie powinien w gospodarce wskazywać, kto ma być zwycięzcą, używając do tego pieniędzy innych obywateli, dla niepoznaki zwanych publicznymi. Jeżeli premier chce, może konkretną fabrykę wesprzeć, ale z własnych, prywatnych pieniędzy. Nie ma moralnego prawa — bo jak widać formalne się znalazło — by używać do tego pieniędzy swoich obywateli.
Według unijnych przepisów firma, by dostać tzw. pomoc publiczną, musi przedstawić plan restrukturyzacji oraz drastycznie ograniczyć produkcję. Ani Opel, ani wiele innych firm tych warunków nie spełniło, a mimo to publiczna pomoc w UE kwitnie. Jak to możliwe?
— W Unii nie zawsze stosuje się obowiązujące zasady. W praktyce mamy często prawo silniejszego. A pozycję silniejszego mają bez wątpienia Niemcy. Odstąpiono m.in. od kar dla rządu w Berlinie za naruszanie poziomu deficytu budżetowego.
A Belgowie, którzy ratowali swoje linie lotnicze? Hiszpanie, Francuzi, którzy pompowali miliardy w swój system bankowy, Włosi? Przykładów jest mnóstwo.
— Jeżeli jakiś rząd chce zubożyć społeczeństwo, to trudno go powstrzymać. Jeżeli np. u siebie rząd Francji utrudnia życie francuskim przedsiębiorcom, to Komisja Europejska nie będzie w to ingerowała. Ale zareaguje w momencie, kiedy ten rząd będzie próbował czynić to samo wobec np. polskich przedsiębiorców. Rządy mają prawo do pogarszania sytuacji własnych obywateli, ale już nie innych u siebie.
Jaki interes rządy mają w pogarszaniu sytuacji swoich obywateli? To, co Pan nazwał szkodzeniem, robi większość, nie tylko europejskich, rządów.
— Rządy są niesuwerenne, choć nie chodzi tutaj o brak suwerenności, jakiej Polska doświadczała w czasach komunistycznych. Rządy nie są suwerenne wobec różnego rodzaju grup interesów, które poprzez słabych i pozbawionych moralności polityków potrafią uzyskać pomyślne wyłącznie dla siebie decyzje. Nie trzeba pracować, wystarczy zdobyć dotację albo korzystną dla siebie ustawę.
Czy każda pomoc państwa dla przedsiębiorstwa jest szkodliwa?
— Każda. To zakłóca działanie reguł. W normalnej sytuacji tam, gdzie jest chory organizm gospodarczy, mamy do czynienia z bankructwem. Ale to nie znaczy zaorania istniejącego zakładu. Przejmuje go ktoś, kto będzie w stanie z niego zrobić użytek. Bankructwo nie jest końcem świata, tylko początkiem nowego życia z nowym właścicielem, który nie będzie marnotrawił zgromadzonego do tej pory kapitału. W tym kapitału ludzkiego. Sytuacja, gdy coś źle funkcjonuje, jest informacją, że musi nastąpić sanacja. Ale sanacja, która nie polega na tym, że rząd przychodzi z pieniędzmi innych podatników, bo wtedy pozbawia możliwości rozwoju innych. Żaden rząd nie może autoryzować nieudanych i nietrafionych decyzji. Dopłacając do nieefektywnego przedsiębiorstwa, rząd daje szkodliwy moralnie sygnał: „jeżeli postępowałeś źle, to nic nie szkodzi, bo my zdejmiemy z ciebie odpowiedzialność za popełnione błędy i gwarantujemy ci zysk mimo wszystko”. Tak uczyniono w wielu krajach wobec instytucji finansowych, które straciły swoje aktywa, a później po otrzymaniu dotacji z pieniędzy podatników wypłacały sobie premie.
Jednym z rodzajów wsparcia przedsiębiorstw jest czasowe obniżanie podatków bądź rezygnacja z nich. Czy strefy ekonomiczne nie są dobrym sposobem na ekonomiczną promocję regionów, w których panuje stagnacja?
— To szkodliwy absurd i na dodatek pozbawiony logiki. Jeżeli coś jest dobre dla strefy, to jest tak samo dobre dla Polaków spoza strefy. Niech cały kraj będzie specjalną strefą ekonomiczną, niech w całym kraju panują lepsze warunki do inwestowania. Tworzy się specjalne uprzywilejowane enklawy, a ci, którzy się do nich nie załapali, muszą funkcjonować w gorszych warunkach. To jest również polityka dyskryminacji ekonomicznej wobec większości przedsiębiorców.
Dzisiaj dopłaca się do Opla. Wcześniej do innych przedsiębiorstw. Dlaczego więc polskie stocznie musiały zwrócić pomoc publiczną?
— Polski rząd, godząc się na wejście do Unii, powinien mieć świadomość, że to nie tylko przywilej latania przez polityków do Brukseli. To przede wszystkim twarde zobowiązania. Polska nie będzie miała takich przywilejów jak chociażby zakładające Unię Niemcy czy Francja. Stąd liczenie na to, że Komisja Europejska przeoczy karygodne działania w świetle reguł o tzw. pomocy publicznej, które polski rząd przez całe lata stosował wobec wielu sektorów gospodarki, było nieodpowiedzialne i doprowadziło do dramatycznych konsekwencji.
Ta sama Komisja nie dopatruje się tych samych karygodnych czynów u innych członków Unii.
— Dzieje się tak, bo Polska jest nowym krajem w Unii i nie ma w niej, ze względu na słabość naszych polityków, właściwej pozycji. Przemysł stoczniowy nie musiał upaść. Stało się to tylko z powodu zaniechań kolejnych ekip rządzących. Nie winiłbym za to Unii, tylko raczej unikające odpowiedzialności kolejne rządy. Kilka lat temu była światowa koniunktura w przemyśle stoczniowym i wtedy trzeba było stocznie po prostu sprzedać. Ale biurokratycznie opracowywane plany prywatyzacji przez rządy tego nie przewidywały. Rządzenie to decyzje i odpowiedzialność. Utrzymywanie status quo przez polskie rządy doprowadziło do upadku i zniszczenia niejeden sektor gospodarki w Polsce.
opr. mg/mg