Unia Europejska powinna być domem ludów i narodów, a nie odgórnie sterowanym bytem super-narodowym - mówi kard. Angelo Bagnasco, Przewodniczący Rady Episkopatów Europy
Lubię gotyk i dlatego chętnie odwiedzam kościół Santa Maria sopra Minerva - jedyny przykład tego stylu w Rzymie. Kościół ten, zbudowany na przełomie XIII i XIV wieku przez dominikanów na ruinach świątyni dedykowanej rzymskiej bogini Minerwie, jest małym skarbcem sztuki, w którym można podziwiać wspaniałe freski Filippina Lippiego i Antoniazza Romano, statuę Chrystusa z krzyżem dłuta Michała Anioła, relikwiarz Katarzyny ze Sieny, współpatronki Włoch, umieszczony pod ołtarzem głównym, dwa monumentalne grobowce papieży z rodu Medyceuszów - Leona X i Klemensa VII, nagrobek niezwykłego dominikanina, malarza, który przeszedł do historii jako Beato Angelico (w rzeczywistości nazywał się Guido di Pietro da Mugello, a gdy wstąpił do klasztoru, przybrał imię Giovanni da Fiesole; został beatyfikowany dopiero przez Jana Pawła II w 1982 r., chociaż już zaraz po śmierci nazywano go „beato” - błogosławiony). Całe wnętrze pokryte jest gotyckim niebieskim sklepieniem ze złotymi gwiazdami. W tym kościele czuje się historię Kościoła i Europy z jej sztuką, która fascynuje cały świat, z jej świętymi i papieżami. I właśnie ten kościół, który może być symbolem naszej europejskiej i chrześcijańskiej tożsamości, został wybrany do celebracji uroczystych Nieszporów 23 marca br. z okazji 60. rocznicy podpisania Traktatów Rzymskich. Modlitwie przewodniczył kard. Angelo Bagnasco. Była to dla mnie okazja do rozmowy z tym włoskim kardynałem o Unii Europejskiej w trudnym momencie jej historii.
W. R.
* * *
WŁODZIMIERZ RĘDZIOCH: — Od października 2016 r. Ksiądz Kardynał jest przewodniczącym Rady Konferencji Episkopatów Europy (CCEE), na której czele przez 10 lat stał kard. Péter Erdő. Dlaczego chciał Eminencja rozpocząć swoją misję spotkaniem z patriarchą Moskwy i Wszechrusi Cyrylem I oraz patriarchą Konstantynopola Bartłomiejem I?
KARD. ANGELO BAGNASCO: — Rola przewodniczącego Rady Konferencji Episkopatów Europy przewiduje tego rodzaju spotkania, aby lepiej się poznać i wzrastać w dialogu ekumenicznym. Patriarcha Cyryl I z Moskwy i patriarcha ekumeniczny Bartłomiej I ze Stambułu wywarli na mnie duże wrażenie — są to ludzie o wielkiej charyzmie, kierujący się wiarą w Chrystusa i miłością do Kościoła. Obaj są świadomi wyzwań szerzącego się sekularyzmu, którym Kościół — zarówno prawosławny, jak i katolicki — musi stawić czoło. Również z tego powodu jesteśmy przekonani, że należy przyspieszyć współpracę, aby głosić Pana Jezusa na naszym kontynencie. Wszyscy widzimy, że gdy zaczyna brakować wiary chrześcijańskiej, zagrożona jest także ludzka godność.
— Ksiądz Kardynał odwiedził również instytucje Unii Europejskiej w Brukseli. Jakie są wrażenia z tej wizyty?
Rada Konferencji Episkopatów Europy reprezentuje ponad 40 krajów na kontynencie, w tym 27 krajów należących do UE. Udałem się do Brukseli, ponieważ chciałem poznać z bliska funkcjonowanie unijnych instytucji. To rzeczywistość bardzo rozczłonkowana i skomplikowana. Poznałem tam wielu ludzi dobrej woli, którzy są świadomi trudności i braku zaufania do UE, o czym świadczy np. Brexit. Ale mogłem też zobaczyć dobre owoce tej wspólnej drogi przebytej w ciągu 60 lat — teraz należy na nowo zorganizować współpracę, biorąc pod uwagę powstałe trudności.
— Niektórzy europejscy politycy chcą, aby na kryzys UE i brak zaufania ludzi do eurokratów odpowiedzieć jeszcze większą integracją i dać coraz więcej władzy centralnym instytucjom unijnym, lub wprost proponują model federalny Unii. Ale czy nie jest to sprzeczne z jedną z zasad, na której opiera się integracja europejska, a mianowicie zasadą pomocniczości? (Zasada ta mówi, że każdy szczebel władzy powinien realizować tylko te zadania, które nie mogą być skutecznie zrealizowane przez szczebel niższy — w przypadku UE brukselskie ośrodki władzy nie powinny „przywłaszczać” sobie zadań, które mogą być wykonane przez państwa, niższe podmioty administracyjne lub same jednostki działające w ramach społeczeństwa).
Osobiście uważam, że Unia Europejska powinna być domem narodów i ludów, a nie mocno zjednoczonym podmiotem. Myślę, że to najlepsza droga. Ludzie muszą czuć, że zjednoczenie nie jest procesem przytłaczającym, ujednolicającym, nieszanującym tożsamości, kultury i historii narodów, ale że jest to budowanie domu o „wspólnym mianowniku”, który stanowią wizja antropologiczna oraz społeczeństwo solidarne i subsydiarne (pomocnicze).
— Z okazji 60. rocznicy podpisania Traktatów Rzymskich, które zapoczątkowały proces jednoczenia Europy, do stolicy Włoch przyjechali przywódcy krajów Unii Europejskiej. Ale wspólnota przeżywa obecnie trudny okres — niektórzy twierdzą, że najtrudniejszy od czasów swego powstania. Co Kościół ma do powiedzenia Europie w tym czasie kryzysu?
Obchody 60. rocznicy Traktatów Rzymskich dla szefów unijnych państw były dobrą okazją, aby potwierdzić marzenia o zjednoczonej Europie, ale także zrobić poważny rachunek sumienia i sprawdzić, czy Unia pozostała wierna projektowi ojców założycieli. Nie należy lekceważyć ani nie doceniać oznak nieufności do Unii i oddalenia się od niej tak wielu ludzi — nie brać ich na poważnie byłoby rzeczą nieodpowiedzialną. Potrzeba jeszcze więcej Europy, ale pod warunkiem, że pozostanie ona sobą, że będzie szanować swoje korzenie judeo-chrześcijańskie, historię, tożsamość kontynentu, różnorodność kultur i tradycji, swoje wartości, że będzie wierna swojej misji. Unia to nie szefowie państw, lecz obywatele państw członkowskich, i powinna zajmować się właśnie ludźmi, z szacunkiem i respektem dla nich, bez narzucania się. Przyspieszanie procesów nie może oznaczać ujednolicania kultur i tradycji, poszukiwania złych kompromisów czy nawet ograniczania suwerenności narodowej. Szefowie państw i rządów wiedzą, że są przedstawicielami swoich narodów, dlatego w decyzjach publicznych muszą uwzględniać ich wolę. Unia Europejska albo będzie szanować tożsamość narodów, albo będzie w dalszym ciągu postrzegana przez ludzi jako coś obcego, a co za tym idzie — nie będzie miała przyszłości.
— Kryzys UE jest spowodowany m.in. zjawiskiem wielkich migracji, które prowadzą do napięć między krajami i do niezadowolenia wśród ludzi. Pozwoli Eminencja, że zacytuję zmarłego kard. Giacomo Biffiego, dawnego arcybiskupa Bolonii, który już w 2000 r. z niepokojem patrzył na zjawisko masowej migracji do Europy. Przypominał on, że Kościół słusznie promuje „kulturę gościnności”, ale podkreślał, że takiej postawie otwarcia musi towarzyszyć „realizm w analizowaniu trudności i problemów”. A realizm nakazuje, by państwa miały prawo „kontrolowania i regulowania napływu ludzi, którzy za wszelką cenę chcą wjechać do Europy”. To z kolei oznacza, że „masowy przyjazd cudzoziemców do kraju powinien być regulowany i uzależniony od konkretnych i realistycznych projektów, mających na celu prawdziwe dobro wszystkich — zarówno przybyszów, jak i miejscowej ludności”. Niestety, odnosi się wrażenie, że do wielkiego problemu migracji podchodzi się bez realizmu, nie biorąc pod uwagę możliwości integracji milionów ludzi o innej kulturze czy religii...
Oczywiście, mówimy o przyjmowaniu uchodźców, dlatego że przybywają do nas ludzie, którzy nie mają nic i potrzebują wszystkiego. Ale musimy też mówić o integracji, która jest procesem znacznie dłuższym, bardziej skomplikowanym i delikatnym. Proces ten jest już realizowany we Włoszech — myślę np. o mojej diecezji, gdzie integracja obejmuje poznanie naszej kultury i tradycji, w nadziei, że w ten sposób bracia emigranci polubią tę ziemię i poczują się częścią naszego narodu.
— Problem w tym, że istnieje wiele środowisk politycznych i ideologicznych, które nie są zainteresowane integracją emigrantów, ponieważ promują idee społeczeństw wielokulturowych i wieloreligijnych jako coś pożądanego dla wszystkich państw. Aby osiągnąć ten cel, walczą z tożsamością narodów, próbują relatywizować kultury i religie, potępiają patriotyzm, uciekając się do oskarżeń o nacjonalizm czy ksenofobię. Czy Kościół ze swoją koncepcją jedności rodzaju ludzkiego, której fundamentem jest wspólna natura dzieci Bożych, może popierać ideologię wielokulturowości?
Wielokulturowość jest kategorią bardzo formalną, nieco „notariacką”, która odnotowuje jedynie fakt istnienia wielu kultur i religii. Powinniśmy raczej mówić o „interkulturowości”, co oznacza, że kultury prowadzą ze sobą dialog, uczą się nawzajem rozumieć i doceniać, a nie tylko istnieją obok siebie. W ten sposób nie traci się tożsamości narodowej, która w pewien sposób może się również ubogacić.
— Islamski terroryzm zmusza nas do refleksji nad obecnością muzułmanów w społeczeństwach zachodnich. Niestety, nie ma zbyt wielu przykładów dobrej integracji muzułmanów, jak to wynika m.in. z istnienia prawdziwych islamskich enklaw w całej Europie. Biskup Ratyzbony Rudolf Voderholzer o relacjach z islamem w Europie powiedział: „Realizm zmusza nas do stwierdzenia, że islam jest zjawiskiem postchrześcijańskim, pojawia się z roszczeniami, aby zanegować główne prawdy chrześcijaństwa: wiarę w Trójcę Świętą, wcielenie Boga w Jezusie Chrystusie i odkupienie dokonane przez Niego na krzyżu. Tylko ci, którzy nie znają swojej wiary lub nie biorą jej na poważnie, mogą uważać za możliwą pełną integrację islamu jako takiego”. Czy podejście do problemu muzułmanów emigrujących do Europy nie jest zbytnio optymistyczne i mało realistyczne?
Trzeba zwrócić uwagę na dwie sprawy. Pierwsza — kultura zachodnia wyzbywa się autentycznych wartości. To natomiast sprzyja innym rzeczywistościom, które podkreślają swoją silną tożsamość.
— Tak jak to robią środowiska islamskie...
No właśnie. Dlatego kultura zachodnia musi odzyskać swój dawny charakter, a nie stawać się coraz bardziej „neutralna”, bo w ten sposób nie będzie nikogo fascynować. Bycie neutralnym nie jest żadnym ideałem, bo to nic nie oznacza.
Druga rzecz — dzisiaj trzeba działać z większym realizmem, tak jak to zaczęły robić władze włoskie, domagając się od ludzi, którzy chcą tutaj pozostać, bardzo konkretnych zachowań: nauczenia się języka, przygotowania do pracy zawodowej, unikania tworzenia gett.
— Problem polega na tym, że Europa wyzbywa się swych wartości, ponieważ wiele środowisk politycznych i kulturalnych postawiło sobie za cel eliminację chrześcijańskiego dziedzictwa naszego kontynentu wraz z jego wartościami. Wystarczy wspomnieć francuskich socjalistów, w większości masonów, którzy w XXI wieku chcą kontynuować rewolucję, aby do końca rozprawić się z dziedzictwem przeszłości i stworzyć „nowego człowieka”, jak próbowano już to uczynić w czasach komunistycznego totalitaryzmu...
Podciąć sobie korzenie oznacza umrzeć. Kościół katolicki — ale także Kościoły prawosławne i inne Kościoły chrześcijańskie — musi wzrastać w świadomości, że zerwać z przeszłością to znaczy popełnić samobójstwo. Papież Franciszek, podobnie jak jego poprzednicy, bardzo jasno powiedział, że Europa powinna bardziej kochać siebie.
— Eminencja pozostaje optymistą co do przyszłości budowania europejskiej jedności?
Pomimo wszystkich trudności napotkanych na drodze budowania europejskiej jedności jako Kościół katolicki jesteśmy przekonani, że potrzeba więcej Europy — w zglobalizowanym świecie, ulegającym ciągłym zmianom, nie można działać samodzielnie. Mam na myśli nie tylko sferę handlu i finansów, ale również sferę kultury. Europa nadal ma do spełnienia swoją misję w świecie — przekonanie o tym to nie europocentryzm. Ale uważam, że każdy kontynent ma coś wyjątkowego, co może dać reszcie świata.
— Jakie przesłanie dla świata ma więc Europa?
Pierwsze dotyczy wizji antropologicznej, która daje odpowiedzi na pytania: Kim jest osoba ludzka? Jaki jest jej los? Jaki jest fundament jej godności i wartości człowieka? Istnieje również inny aspekt misji Europy: żaden kontynent nie doświadczył bardziej otchłani zła, którą były dwie wojny światowe, a także destrukcyjnego potencjału technologii — gdy technologia, która jest konieczna, pomija wymiar etyczny i obraca się przeciwko człowiekowi.
* * *
Kard. Angelo Bagnasco. Arcybiskup Genui, przewodniczący Konferencji Episkopatu Włoch (do maja tego roku), przewodniczący Rady Konferencji Episkopatów Europy (CCEE), osoba kompetentna, by mówić o stanie Unii Europejskiej w dniach, w których obchodzone były uroczystości 60. rocznicy Traktatów Rzymskich. Kościół zawsze wspierał wysiłki, by jednoczyć nasz kontynent, i wierzy w jego przyszłość, pod warunkiem, że UE „uszanuje tożsamość narodów i będzie miała podstawy kulturowe i duchowe, a nie czysto indywidualistyczne i materialistyczne” — mówi kard. Bagnasco
opr. mg/mg