Bank żywności - ile może zmienić w życiu potrzebujących
— Wiara czyni cuda, a ja gorąco wierzę, że kiedyś świat będzie sprawiedliwy i nikt nie będzie musiał szperać w śmietniku, żeby znaleźć coś do jedzenia — mówi Czesław Jurczyszyn.
Jest bankierem, ale nigdy nie miał do czynienia z grubą forsą. Przeciwnie — twierdzi, że sam może pracować za darmo, byle inni nie cierpieli niedostatku. Jego bank nie wykonuje przelewów, zamiast sztab złota w szafach przechowuje puszki z mielonką, skondensowane mleko i cukier. Operuje walutą, której nie da się wymienić na dolary, ale za to da się nią napełnić ściśnięty z głodu żołądek wielodzietnej rodziny, bezdomnego z dworca w Poznaniu, samotnej matki w przytułku.
Wychowany w klimacie śląskiej, górniczej rodziny o bogatych tradycjach patriotycznych i z etosem śląskich powstań, Czesław Jurczyszyn starał się zawsze sięgać poza to, co przynosi szara codzienność. W czasie pracy w kopalni i w trakcie zawodowej służby wojskowej w czerwonych beretach robił więcej, niż przewidywał zakres obowiązków. Niespokojny duch, poszukujący nowych, większych wyzwań, lepszej drogi, po przejściu na emeryturę wojskową zainteresował się ideą banków żywności.
— Pochłonęło mnie to bez reszty. Walka z marnotrawstwem żywności, przeciwdziałanie niszczeniu darów Bożych, rezultatów ciężkiej pracy rolników, sadowników czy ogrodników stały się dla mnie życiowym celem. Głód w XXI wieku? Przecież to nierozumne — kręci z dezaprobatą głową.
Przeżył szok, gdy codziennie koło swojego domu widział dzieci i dorosłych poszukujących w śmietniku czegoś do zjedzenia. Od tej pory pracę w Banku Żywności traktuje niemal misyjnie. Pasją społecznikowską zaraził go Wojciech Onyszkiewicz, nieposkromiony — jak mówi Jurczyszyn — głównie na tle kreowania nowych inicjatyw na rzecz dzieci i osób pokrzywdzonych przez los. 9 lat temu razem z Wojtkiem rozpoczął tworzenie ruchu społecznego banków żywności. „Bank Żywności SOS” w Warszawie był nie tylko pierwszym w Polsce, lecz także pierwszym w Europie Środkowowschodniej.
Federacja Polskich Banków Żywności, której prezesem jest Czesław Jurczyszyn, skupia 11 organizacji przeciwdziałających marnotrawstwu żywności. W ubiegłym roku została wyróżniona w konkursie Pro Publico Bono. Wartość rozdawanej przez nie co roku żywności to ok. 10 mln zł.
Pierwsze banki żywności powstały w 1967 r. w Stanach Zjednoczonych. Pomysłodawca, John van Hangel, chciał przede wszystkim racjonalnego wykorzystania wyprodukowanej żywności oraz przekazania nadwyżek ludziom, których nie stać na jej kupno. W ciągu trzydziestu lat we wszystkich stanach Ameryki Północnej powstało 190 banków żywności, udzielających pomocy milionom Amerykanów będących w potrzebie.
Działalność banków żywności polega na wyszukiwaniu żywności produkowanej w nadmiarze, a niewykorzystanej, oraz nadwyżek handlowych w hurtowniach i sklepach, które są wycofane ze sprzedaży, ale są przydatne do spożycia. Korzystają także z nadwyżek produkcji rolnej, darów pochodzących ze zbiórek publicznych w hipermarketach, sklepach i szkołach. Po zgromadzeniu rezerw żywności odbywa się jej dystrybucja wśród organizacji charytatywnych, które kierują ją bezpośrednio do potrzebujących.
Odbiorcami żywności są placówki dla chorych, niepełnosprawnych lub ubogich, domy dla bezdomnych, matek z dziećmi, stołówki i jadłodajnie, schroniska i noclegownie dla bezdomnych, domy dziecka, ośrodki szkolno-wychowawcze, szkoły, przedszkola, miejskie i gminne ośrodki pomocy społecznej. Efektem długofalowej działalności banków jest nie tylko zagospodarowywanie coraz większej ilości żywności, mogącej ulec zmarnotrawieniu, ale także wzmocnienie lokalnych więzi między ludźmi, producentami, władzą, mediami i organizacjami charytatywnymi. Darczyńcom oferują sprawny i terminowy odbiór partii żywności, umożliwiający odpis od podatku dochodowego, oraz zwolnienie z podatku VAT, jak również promowanie w mediach ich życzliwości i ofiarności.
W Europie Zachodniej funkcjonuje dziś około 140 banków. Rozdają 72 tys. ton żywności rocznie, czyli mniej więcej... 145 milionów posiłków. Jeden tylko supermarket o powierzchni 10 tys. m2 potrafi wyrzucić 150 ton „odpadów” miesięcznie!
Warszawski Bank Żywności pozyskuje i wydaje przeszło 60 ton towaru miesięcznie. Wypracował także dwie znane akcje: „Pogotowie Świętego Mikołaja” oraz „Dzielimy się tym, co mamy”.
— Rozdawnictwo pożywienia jest bardzo ważną rzeczą szczególnie dla tych, którzy go potrzebują. Nie mniej istotne jest pobudzanie wrażliwości społecznej, tworzenie solidarności z ludźmi dotkniętymi przez los — podkreśla Jurczyszyn. — Nasz ruch pokazuje, że można znaleźć formułę przeciw bezradności — dodaje.
Potrafi pracować bezpłatnie kilkanaście godzin dziennie. Rodzina wspiera go od pierwszych doświadczeń z bankami żywności. Najpierw córka, potem syn jako wolontariusze, bezpośrednio pomagali mu w warszawskim Banku Żywności.
— Pamiętam, jak w noce wigilijne lat 1994—1997, po krótkiej kolacji wigilijnej w rodzinnym gronie, resztę wieczoru i nocy wraz z synem spędzałem w samochodzie, dowożąc paczki dla najuboższych dzieci oraz samotnych starszych osób na terenie Warszawy, w ramach akcji „Pogotowie Świętego Mikołaja”. Wiedziałem, że to może być dla nich najważniejsze wspomnienie świąteczne. Nie paczka, w sumie przecież skromna, ale przeświadczenie, że nie są sami, że ktoś o nich pamiętał — podkreśla.
Kilka miesięcy spędza teraz w Irlandii. Właśnie skończył nocny dyżur w schronisku dla bezdomnych w Dublinie. Podkreśla, że dysproporcje między ubogimi i bogatymi systematycznie rosną i nawet w najbogatszych krajach nie potrafią znaleźć recepty na postępującą degradację całych grup i środowisk.
— Świat w świetle jupiterów mnie nie interesuje. Znacznie bardziej pragnę być wśród odrzuconych, w dzielnicach nasyconych ubóstwem, głodem, ludzkim cierpieniem — mówi Czesław Jurczyszyn. — Wiara czyni cuda, doświadczam tego od lat. I wierzę, że kiedyś banki żywności nie będą już potrzebne. Świat będzie lepszy, bardziej sprawiedliwy — dodaje.
opr. mg/mg