Ludzie na równi pochyłej

Teatr może być czymś więcej niż tylko przybytkiem sztuki: jest tak z pewnością w przypadku Teatru Kamienica, który realizuje misję społeczną, między innymi organizując wigilie dla bezdomnych, a także akcje dla ubogich dzieci

Ludzie na równi pochyłej

Dla Pana teatr to nie tylko przybytek sztuki, ale także miejsce gdzie realizuje się swoje posłannictwo charytatywne.

Dla mnie teatr to nie tylko robienie spektakli. Teatr bez idei to jedynie zarabialnia pieniędzy. A on musi mieć także swoją misję społeczną. Tak szeroko pojęta rola teatru oprócz pasji wymaga także określonych nakładów pieniężnych. Dlatego przy doborze repertuaru oprócz spektakli mających wymiar duchowy, metafizyczny, muszę znaleźć miejsce dla sztuk komercyjnych. Na swą działalność teatralną nie dostaję nawet złotówki z budżetu miasta. Z Ministerstwa Kultury zdobyłem pieniądze za wygrany konkurs na inwestycje. Na co dzień mam pewną grupę ludzi, która mi pomaga. Reprezentują PZU i fundację PKO BP oraz Dom Development.

Od kilku lat słynne stały się Pana wigilie dla bezdomnych.

Organizuję je od pięciu lat. W tym roku spotkamy się na wieczerzy wigilijnej 22 grudnia. Przeważnie przychodzi wtedy do teatru grupa 150-200-osobowa. Współpracuję z zakonem Kapucynów na Miodowej. Mamy podobne spojrzenie na problem bezdomności.Ostatnio zasmuciły mnie słowa jednego z nich, który powiedział: „Dziękuję panu, że pan nam przypomina, że jesteśmy ludźmi”. Powiedziałem mu wówczas, iż to wy sami musicie o tym pamiętać. Jesteście ludźmi, tylko los obszedł się z wami bardzo brutalnie i znaleźliście się na równi pochyłej.

Wieczerza wigilijna z bezdomnymi ma niepowtarzalną atmosferę. Dzielimy się opłatkiem, jemy wspólną kolację i śpiewamy kolędy. Niby wszystko tak jak podczas każdej wigilii, ale jest jeszcze dodatkowy pierwiastek — wspólnota w potrzebie, która ubogaca każdego z nas.  Pamiętam dziwny wieczór wigilijny, który miał miejsce trzy lata temu. Wyjątkowo zebraliśmy się wtedy 24 grudnia. Usiedliśmy do stołu o godzinie siedemnastej. I nagle ktoś zapukał w okno. Na zewnątrz stał szczupły, niewysoki mężczyzna. Spytał, co się tutaj odbywa. Powiedziałem, ze mamy wigilię dla bezdomnych. Odrzekł, że jest wędrowcem i chciałby z nami usiąść do stołu. Zaprosiłem go do środka. Podzieliliśmy się opłatkiem i usiedliśmy do kolacji. Nie odzywał się ani słowem. Po dwóch godzinach wstał, podziękował za gościnę i wyszedł. Spytałem wtedy zebranych, czy to ktoś od nich. Zaprzeczyli. Powiedzieli, że widzą go pierwszy raz. Staraliśmy przypomnieć sobie jego wygląd, twarz. Dziwne, ale nikt nic nie potrafił powiedzieć. Ja jako reżyser mam wyjątkowo bystry wzrok, wyczulony na wyłapywanie szczegółów, A gdy chciałem przypomnieć sobie jego twarz, to widziałem tylko rozmazaną plamę. I wtedy jedna z uczestniczek wigilii krzyknęła — To był Jezus.

W ten wieczór trzeba zadbać o to, aby forma nie zdominowała treści, abyśmy istoty sprawy nie zagubili w czystej obrzędowości. Tak jak w historyjce, którą opowiadał mi kolega. Spędzał kiedyś wigilię w bardzo bogatym domu. Ktoś zapukał do drzwi. Był to jeden z bezdomnych. Prosił, czy może dostać coś do zjedzenia. Gospodarz domu odmówił, tłumacząc, że nie może mu pomóc, bo w tym domu obowiązuje tradycja pustego talerza dla wędrowca. Gdyby bezdomny usiadł w tym miejscu, zaburzyłby całą obrzędowość.

W Polsce mamy dużą grupę bezdomnych. Szacuje się, że jest ich nawet 16 tysięcy. Państwo zapomniało o tych ludziach.

Myśli, myśli i są tego rezultaty. Dwa lata temu Ministerstwo Pracy założyło za 49 mln portal dla bezdomnych. Przecież to jest działanie, jakby żywcem wyjęte z kabaretu. Gdybym dostał te pieniądze do ręki, wybudowałbym dla nich miasteczko na wzór tego, które istniało w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Miało 22 tys. łóżek i mieściło się w Warszawie, w miejscu gdzie teraz jest Arkadia. A obecnie marnotrawi się pieniądze społeczne pochodzące z unijnych dotacji. Bezdomni przynieśli do mnie petycję o stanie noclegowni. Aż strach pomyśleć, co się tam dzieje. W wielu z nich okna powybijane, wszy, brak wody. Przydałby się zdecydowany człowiek, który na wzór Jezusa wypędzającego kupców ze świątyni, batem przez tyłki przepędziłby tę zgraję, która żeruje na biedzie potrzebujących. A tak się dzieje w wielu organizacjach szczycących  się działalnością charytatywną.

Trzy lata temu poproszono mnie o wzięcie udziału, jako ambasadora do spraw biedy i wykluczenia, o wzięcie udziału w festynie „Bieda w Polsce”. W jedną z sobót wynajęto cały Nowy Świat. Poustawiano kioski. Z chorągiewkami w dłoniach świętowano biedę. W tym zgiełku i krzyku miałem czytać jakąś książkę. Ale zobaczyłem ten cały cyrk i zrezygnowałem. Poszedłem zniesmaczony, zadając sobie pytanie: ile to wszystko musiało kosztować?

Kto był inicjatorem tego kuriozalnego festynu?

Jedno z Ministerstw. Z przedstawicielem tego Ministerstwa miałem już wcześniej kontakt, obiecano mi współpracę przy akcji, którą organizuję w teatrze dla dzieci z domów dziecka oraz rodzin wykluczonych. Nazwaliśmy ją „Dni Uśmiechu”. Na określony dzień z mazowieckich domów dziecka przywoziłem do Kamienicy 1 500 dzieci, aby mogły uczestniczyć w warsztatach aktorskich i teatralnych, a także poznać teatr od kulis. Ostatecznie Ministerstwo wycofało się ze współpracy, ale ludzie dobrej woli pomogli i dzieci udało mi się przyjąć. To był dla nich fantastyczny dzień.

W Pana repertuarze znalazło się miejsce na spektakl o bezdomności. Jak do tego doszło?

Moja grupa bezdomnych z którą współpracuję, prosiła mnie, abym wspólnie z nimi zrobił o nich spektakl. Tak powstała „Bezdomna Pasja”. Dwunastu bezdomnych opowiadało o swoim losie, a każda taka historia nadaje się na gotowy scenariusz. Zaproponowałem, aby patronem ich był Cyprian Kamil Norwid. Jest w tej grupie wybitnie utalentowany poeta i właśnie Mirek Zygmunt napisał na inaugurację tego spektaklu piękny wiersz. Przedstawienie odbywało się w niesamowitej atmosferze. Grupa bezdomnych aktorów mówiła o sobie, dzieliła się między sobą chlebem, którym później dzielili się także z publicznością. Wszyscy byli tak wzruszeni, że zarówno aktorzy na scenie jak i widzowie ze mną na czele popłakaliśmy się.

Bezdomni zwykle kojarzą nam się z agresją, nachalstwem, pijaństwem. W Pana relacjach to zupełnie inni ludzie.

Daleki jestem od idealizacji ich. Tak jak w każdym środowisku są wśród nich i chuligani i złodzieje, awanturnicy, zwykłe cwaniaczki. Ludzie, którzy ze mną współpracują są inni. Żyją w komunie, wszystkim się dzielą. Jeżeli jeden drugiemu coś ukradnie, zostaje wykluczony z grupy. Są grzeczni, spolegliwi, łagodni. W zaadaptowanych piwnicach teatralnych mam swoją prywatną kapliczkę. To przy niej gromadzili się bezdomni i pod przewodnictwem braci kapucynów i odprawiali koronkę do Bożego Miłosierdzia. Ja tak żarliwej, pełnej prawdy modlitwy jeszcze nie słyszałem. To miejsce oni uświęcili, tworząc prawdziwy żywy Kościół.

Jest Pan znany również z działalności charytatywnej na rzecz dzieci niepełnosprawnych

Grupą dwudziestoosobową dzieci niepełnosprawnych intelektualnie zajmuje się Robert Nowak z żoną. Ja nazywam go aniołem, który swoje skrzydła ukrył pod marynarką.  Pracujemy razem od czterech lat. Robert Nowak robi z dziećmi spektakle. Wystawiają Gogola, Czechowa, bajki. Jak oni pięknie grają. Mają salę prób. Dostają od nas kostiumy. Raz w miesiącu przyjeżdża tutaj duża grupa z Tomaszowa Mazowieckiego i razem ze sobą pracują. Rozmawiałem z ojcem jednego chłopca. Uważa, że taka praca to doskonały sposób na rehabilitację, kontakt międzyludzki. Syn zanim trafił pod skrzydła Roberta Nowaka miał myśli samobójcze. Gdy przyszedł do teatru, uwierzył, że jest potrzebny. W tych kontaktach odnalazł treść.

Co roku w Teatrze Kamienica odbywa się także festiwal „Magik” dla dzieci z zespołem Downa. Bierze w nim udział kilkanaście szkół z Mazowsza. Występ na prawdziwej scenie jaka to radość dla tych dzieci. Potrafią to okazać. Jestem przez te dzieciaki zawsze wycałowany.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama