Odruch serca i gest miłości bliźniego, kontra lęk przed zamachami ze strony dżihadystów z Państwa Islamskiego. Co ostatecznie zwycięży?
Odruch serca i gest miłości bliźniego, kontra lęk przed zamachami ze strony dżihadystów z Państwa Islamskiego. Co ostatecznie zwycięży?
Sprawa przyjęcia uchodźców z ogarniętego wojną Bliskiego Wschodu i Afryki to dziś już nie tylko kwestia humanitarna, co przede wszystkim coraz poważniejszy problem polityczny. I nie chodzi tylko o same liczby. Tak naprawdę ważne staje się inne pytanie: kogo powinniśmy przyjąć pod nasz dach?
Zaczęło się od apelu polsko-syryjskiej fundacji Estera, która zadeklarowała, że — jeśli tylko otrzyma pomoc ze strony państwa, organów samorządowych, organizacji społecznych i ludzi dobrej woli — jest w stanie sprowadzić do Polski kilkaset chrześcijańskich rodzin z ogarniętej wojną domową Syrii. W gronie tym są wyłącznie rodziny uciekające przed straszliwymi prześladowaniami ze strony Państwa Islamskiego (IS) i potrzebujące natychmiastowej pomocy humanitarnej. Apel Estery spotkał się z dużym oddźwiękiem — na tyle skutecznym, że pierwsze syryjskie rodziny znalazły już w Polsce gościnny dach nad głową, a kolejne są w drodze do naszego kraju. I tutaj właśnie pojawia się problem.
Sprawę na „polityczną agendę” wprowadził lewicowy publicysta Jacek Żakowski, który oburzył się, że przyjmowani są wyłącznie chrześcijańscy uchodźcy. Zareagował w ten sposób na słowa premier Ewy Kopacz, która stwierdziła: „Chrześcijanie, którzy są prześladowani (...) w sposób barbarzyński, zasługują, żeby kraj chrześcijański, jakim jest Polska, podążył z pomocą” — mówiła szefowa rządu. „To dla mnie zapowiedź pogłębiania się państwa religijnego, jeśli można uchodźców segregować ze względu na wyznanie — komentował Jacek Żakowski. Niedługo będzie można segregować pacjentów w szpitalach: chrześcijan operujemy teraz, a niechrześcijan dopiero w przyszłym roku. Byłem zszokowany. (...) Rząd przestraszył się, co się stanie, jeśli przyjadą do polski muzułmanie. Uległ rasistowskiej presji! — oburzał się publicysta w rozmowie z ministrem sprawiedliwości Borysem Budką na antenie radia TOK FM. Sugerował także, że mamy w tym przypadku do czynienia ze złamaniem konstytucji, poprzez różnicowanie działań humanitarnych w zależności od wyznania osób. Przyparty do muru Budka bronił się, mówiąc, że pomoc dla syryjskich chrześcijan nie ma nic wspólnego z segregacją ani z państwem wyznaniowym i wynika tylko z „uwarunkowań geopolitycznych”. Momentalnie zresztą pojawiły się komentarze internautów przypominające Żakowskiemu, że to właśnie chrześcijanie, jazydzi i inne wyznania niemuzułmańskie stanowią główny cel ataków dżihadystów z IS i to oni są najbardziej zagrożeni prześladowaniami. Nie jest przypadkiem, że jedną z najczęstszych form egzekucji stosowaną na terenach podbitych przez Państwo Islamskie jest krzyżowanie: to przestroga skierowana specjalnie w stronę wyznawców Chrystusa.
Problem, który Jacek Żakowski spłycił, sprowadzając go wyłącznie do kwestii rzekomej religijnej segregacji, rzeczywiście jednak istnieje i stanowi zagadkę, z którą nasze państwo za chwilę będzie musiało i tak się zmierzyć. Niezależnie bowiem od działań Fundacji Estera polski rząd zadeklarował, że gotów jest przyjąć na terenie naszego kraju 2 tys. uchodźców w ramach unijnych programów przesiedleń i relokacji — głównie z Syrii i Erytrei. Wśród nich mają być uchodźcy różnych wyznań, prawdopodobnie także muzułmanie. Co prawda rząd deklaruje, że wszyscy przyjmowani mają być sprawdzeni przez służby specjalne pod kątem potencjalnych związków z islamskimi ugrupowaniami terrorystycznymi, trudno jednak zakładać, że wyeliminuje to całkowicie potencjalne zagrożenie.
W tej sytuacji wśród polskich polityków — głównie z prawicy — pojawiły się głosy nawołujące, aby nie przyjmować wszystkich uchodźców „jak leci”. „Ja mam w tej sprawie jasne stanowisko. Powinniśmy przyjąć uchodźców i nie powinni być to wyznawcy islamu. Oni się nie asymilują” — powiedział Jarosław Gowin (Polska Razem) na antenie „Radia Kraków”.
Prowadząca rozmowę dziennikarka stwierdziła wówczas, że: „W Wielkiej Brytanii miliony wyznawców islamu są zasymilowane”, na co krakowski polityk odpowiedział: „Miliony być może tak, ale wystarczą setki tysięcy niezasymilowanych, żeby roznosić po krajach Europy zachodniej zarazę terroryzmu. Jak przyjmiemy osoby wyznania muzułmańskiego, to ataki nastąpią też w Polsce. Terroryści z zagranicy będą tu mieli partnerów” — oświadczył Gowin.
Podobnego zdania jest Marek Jurek z Prawicy Rzeczypospolitej, który uważa, że Polska powinna bardzo ostrożnie podchodzić do otwierania przez UE „śluzy imigracyjnej”. „Spójrzmy, kto dokonywał zamachów terrorystycznych w Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech” — wskazywał Jurek, przypominając także, że znaczna część muzułmańskich uchodźców nie ucieka przed prześladowaniami, ale migruje za chlebem.
Na słowa Jarosława Gowina gwałtownie zareagowała Ewa Siedlecka z „Gazety Wyborczej”, stwierdzając w emocjonalnym komentarzu, że broni on zarodków poczętych z in vitro, ale „życie i zdrowie muzułmańskich bliźnich, którzy mrą z głodu i chorób w obozach uchodźców, toną w morzu, giną w ucieczce przez pustynię, w wyniku zamachów (...) czy podrzynania gardeł, już go tak nie wzruszają”. Pomijając milczeniem niemądrą i nieuzasadnioną ideologiczną wycieczkę Siedleckiej dotyczącą in vitro — faktycznie wypowiedź Jarosława Gowina rodzi zasadnicze pytanie: czy tego rodzaju myślenie nie powoduje zrównania a priori wszystkich muzułmanów z terrorystami?
Pytanie tylko, w jaki sposób oddzielić tych pokojowo nastawionych do świata uchodźców od rasowych dżihadystów, którzy tylko udają biednych prześladowanych? Bo, że i tacy znajdują się w szeregach uciekinierów, nie ulega najmniejszej wątpliwości, co potwierdzają meldunki służb antyterrorystycznych.
Coraz częściej słychać więc głosy, że Polska dla bezpieczeństwa swoich obywateli powinna jednak wprowadzić jakieś jasne, przejrzyste kryteria weryfikacji przy przyjmowaniu uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki. „Musimy zachować instynkt samozachowawczy. Nie może być tak, że ulegamy szlachetnym porywom serca. Obowiązkiem państwa jest troska o własnych obywateli. Musimy przyjąć uchodźców, ale takich, którzy nie stanowią dla nas zagrożenia” — stwierdził wspomniany już wcześniej Jarosław Gowin.
Jest to o tyle możliwe, że zgodnie z unijnymi traktatami akcesyjnymi, mamy prawo prowadzić suwerenną politykę imigracyjną. Nie wiążą nas też żadne obciążenia postkolonialne, nie musimy nadawać automatycznego obywatelstwa mieszkańcom dawnych zamorskich kolonii, ani nie mamy u siebie dużych wspólnot muzułmańskich. Jesteśmy więc nadal krajem stosunkowo bezpiecznym — co podkreślają eksperci od terroryzmu. Przyjmując u siebie prześladowanych chrześcijan, nie naruszamy obecnych proporcji i nie prowokujemy problemów związanych z aklimatyzacją obcokrajowców w naszym społeczeństwie. Natomiast w przypadku wyznawców islamu — osób z zupełnie innego kręgu religijnego, kulturowego i społecznego — takiej pewności już nie mamy. Co więcej, przykład państw zachodnich pokazuje, że wbrew pobożnożyczeniowym twierdzeniom politycznej poprawności muzułmanie rzeczywiście nie asymilują się na Zachodzie, tworząc zamknięte, hermetyczne społeczności. „Nie chodzi o to, żeby nie przyjąć żadnego muzułmanina. To byłby absurd. Trzeba jednak wyciągnąć wnioski z błędnej polityki naszych dalszych zachodnich sąsiadów. Królestwa Holandii czy Szwecji po latach zweryfikowały swoją politykę imigracyjną” — zaapelował kilka dni temu Ryszard Czarnecki (PIS) w rozmowie z portalem „Fronda”.
W tej sytuacji raczej specjalnie nie dziwią obawy polskiego społeczeństwa. Według niedawnego sondażu CBOS ponad połowa Polaków jest przeciwna decyzji o przyjęciu przez nasz kraj 2 tys. uchodźców z Syrii i Erytrei. Tylko jak to się ma do apeli papieża Franciszka, który na każdym kroku wzywa do modlitwy za wszystkich bez wyjątku uchodźców i krytykuje te państwa, które zamykają przed nimi drzwi? Wystarczy przywołać choćby wyjątkowo mocne słowa papieża z czerwca br., kiedy stwierdził, że „te instytucje i ci ludzie, którzy nie chcą uciekinierów, powinni błagać Boga o wybaczenie”.
Już dziś można więc powiedzieć, że kwestia uchodźców będzie jednym z najtrudniejszych — także pod względem moralnym — wyzwań, z jakim przyjdzie nam zmierzyć się w najbliższych latach.
opr. mg/mg