Czy umiem słuchać?

Abp Szczepan Wesoły z Rzymu o umiejętności słuchania i rozumienia przesłania Jana Pawła w Polsce

Patrząc z pewnego już dystansu na wydarzenia z ubiegłego roku, trudno oprzeć się wrażeniu, że wśród dużej części naszego narodu panuje jakiś rodzaj schizofrenii, czyli rozdwojenia jaźni. Przecież tak niedawno, w czerwcu 1999 roku, ogromne rozentuzjazmowane tłumy witały Ojca Świętego we wszystkich odwiedzanych przez niego miejscach. Rok później wydaje się, jakby z tego entuzjazmu bardzo niewiele pozostało.

Św. Paweł mówi: "Wiara rodzi się z tego, co się słyszy" (Rz 10,17). To znaczy, że wiara związana jest z przepowiadaniem. Ktoś głosi nam prawdę, której słuchamy i którą przyjmujemy. Nie może to być jedynie bierne słuchanie. To, co usłyszane, powinno zostać przyjęte. W Starym Testamencie przekazywanie prawdy zaczyna się od słów: "Słuchaj Izraelu" (Pwt 6,3), ale autor Księgi dodaje: "Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję" (Pwt 6,6). Św. Paweł mówi też, że tylko "sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia" (Rz 10,10). Nie możemy więc być biernymi słuchaczami, ale słowa, które słyszymy, muszą zapaść w nasze serca, czyli muszą stać się dla nas drogowskazem życiowym. Znamy ewangeliczną przypowieść o siewcy. Wyjaśniając ją, Pan Jezus mówi, że ziarno, które pada na miejsce skaliste, "oznacza tego, kto słucha słowa i natychmiast z radością je przyjmuje, ale nie ma w sobie korzenia, lecz jest niestały" (Mt 13,20-21). Słowa Ojca Świętego przyjmowane były entuzjastycznie, oklaskiwane, co oznaczało, że zostały właściwie zrozumiane. Czy pozostaną w naszych sercach? Znamy porównanie zapału Polaka do słomianego ognia, które związane jest z naszym narodowym charakterem. Szybko zapalamy się do działania pod wpływem emocji, ale ten entuzjazm szybko mija. Jest nietrwały. Mówimy również o płytkości naszej wiary, gdyż łatwo usprawiedliwiamy swój brak konsekwencji. Podobnie jest z postawą patriotyczną. Mówi się, że współcześni młodzi ludzie nie rozumieją, co oznacza służba Ojczyźnie. Jest to na pewno jedna z konsekwencji systemu komunistycznego, który oparty był na zakłamaniu. Nieważne było dobro Ojczyzny, liczyło się tylko dobro partii, którą utożsamiano z Ojczyzną. Mentalność ta pozostała w naszym narodzie do dziś, niezależnie od tego, po jakiej stronie sceny politycznej się znajdujemy. Nie wiem, jakie starania są podejmowane, by przywrócić miłość do Ojczyzny, rozumianą jako dążenie do wspólnego dobra. A dobro społeczne to przede wszystkim dobro każdego obywatela, a szczególnie dobro rodziny, która jest podstawową komórką społeczną. Warto sobie przypomnieć i na nowo przemyśleć przemówienie Ojca Świętego, wygłoszone w Kielcach w 1991 roku, w którym Papież mówi, że ziemia polska jest jego Matką: "To jest moja Matka ta Ojczyzna! To są moi bracia i siostry! I zrozumcie wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć. Was też powinny boleć. Łatwo jest zniszczyć, trudniej odbudować. Zbyt długo niszczono! Trzeba intensywnie odbudowywać. Nie można dalej lekkomyślnie niszczyć". Te słowa zostały wypowiedziane dosłownie wśród grzmotów. Towarzyszyły im huraganowe oklaski. Z czasem jednak zostały zapomniane. Posłuch zyskują ci, którzy dalej usiłują niszczyć, którzy kwestionują sens rodziny i miłości małżeńskiej, również wśród osób oklaskujących Papieża. To ziarno pada przy drodze, nie ma korzenia, nie wpada do serca, szybko ginie. To wszystko, co dzieje się w Polsce, nie może nie boleć Papieża. Czy boli także nas?

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama