Rozmowa z o. Pawłem Kunickim - dominikaninem z Fastowa na Ukranie
- Ilu Polaków obecnie żyje na Ukrainie?
- To kwestia bardzo delikatna. Nie można tego zmierzyć tak, jak to się czyni na przykład przy spisie ludności. Ludzie nie chcą się przyznawać. Dlaczego? Bo w latach 30. XX wieku, a i po II wojnie światowej, byli poddawani represjom. Za wyznanie, za przynależność narodową...
- Taki los spotkał nie tylko Polaków...
- Oczywiście. Polacy byli represjonowani, jak i wszyscy inni. Wedle narodowości... To był taki sowiecki sposób.
- Polak na Ukrainie. Kto to jest?
- Powiem tak - to osobista decyzja człowieka. Pochodzenie polskie to kwestia tak już zagmatwana, szczególnie na prawym brzegu Dniepru, że w zasadzie, gdyby szukać przodków, to w wielu rodach pewnie się jakiś Polak znajdzie. Ale prawdą jest, żeśmy w dużej mierze wrośli w tę społeczność, albo, jak wielu, po prostu zruszczyli się. Więc dziś jest to już tylko kwestia pewnej decyzji człowieka. To, że chce należeć do polskiego narodu, utożsamia się z polską kulturą, stanowi podstawowy element życia duchowego. Trudno mówić o wychowaniu w polskim duchu, czy ciągłości polskiej tradycji.
- Jakie jest miejsce Polaków w społeczeństwie współczesnej Ukrainy?
- Opinia społeczna na Ukrainie nie opiera się na przynależnościach narodowych, tylko na jakościach moralnych. Mimo narzuconej sowieckiej ideologii czy nacjonalizmów, osądy społeczne są racjonalne. Bardzo zdrowe. Cieszę się, że tak jest. Jaką Polacy stanowią grupę społeczną? Trudno powiedzieć... są lekarzami, nauczycielami. Nie zajmują wysokich stanowisk na przykład w polityce.
- Czy przystąpienie Polski do Wspólnoty Europejskej nie odetnie Ukrainy od środkowej Europy?
- Na ogół ludzie kojarzą sobie Zachód z dobrobytem, porządkiem, stabilnością. Europejczycy po wojnie dobrze się mają. Żyją bez zrywów, ale i nędzy. Europa jest odbierana pozytywnie. Ale nie ma świadomości, jak dobrobyt i stabilność zostały w Europie osiągnięte dzięki ogromnemu wysiłkowi. Ten brak świadomości to również skutek sowietyzacji społeczeństwa - nie potrafi zdać sobie sprawy, że lekarstwo tkwi w postawie społecznej. W świadomie i odpowiedzialnie oddanym głosie w wyborach demokratycznych. Społeczeństwo musi dojrzeć.
- Jaka jest rola Kościoła katolickiego obrządku łacińskiego i wschodniego na Ukrainie?
- W ciągu wieków różnie to wyglądało. Kościół łaciński był bardzo mocno przywiązany do narodowości. To był obrządek Polaków, Niemców, Węgrów, Włochów, którzy mieszkali na terenie Ukrainy. Siłą rzeczy Kościół rzymskokatolicki zawsze był związany z mniejszościami narodowymi, natomiast bardzo mały miał związek z kulturą i językiem ukraińskim, chociaż znamienną postacią był kijowski biskup czasów Bohdana Chmielnickiego - J. Wereszczyński, który sporo zrobił dla pojednania rusko-polskiego.
Dopiero w momencie uzyskania przez Ukrainę niepodległości, Kościół rzymskokatolicki otworzył się na sprawy ukraińskie. Przede wszystkim ze względów duszpasterskich - co w parafiach miało czasami bolesny przebieg. Wierni traktowali Kościół jako część dziedzictwa narodowego. Tak do dziś na Zakarpaciu traktują Kościół Węgrzy - dla nich nie do pojęcia jest Msza w języku innym niż węgierski - i wszystko jedno, czy wprowadzono by język ukraiński, czy słowacki... Na szczęście na wschodniej Ukrainie udało się to przezwyciężyć.
Kościół już nie jest częścią dziedzictwa narodowego - jest Kościołem posłanym do wszystkich ludzi; Kościołem, w którym mogą znaleźć sobie miejsce i Polacy i Ukraińcy - wszyscy ci, którzy będą chcieli w jego świątyniach modlić się. A język - ten, czy inny, jest praktykowany tylko ze względów pasterskich. Na terenach, gdzie dominuje język rosyjski, programowo wprowadzany jest ukraiński - to wspiera odrodzenie narodowe, ale, powtarzam, jest to obrządek łaciński, więc trudno mówić o tradycji ukraińskiej.
To, z czym w tej chwili mamy do czynienia, to tworzenie nowej, ukraińskiej tradycji. Musimy się również pogodzić z tym, że w niektórych parafiach polska tradycja przeminie. Z różnych zresztą względów. Dla mnie sprawa języka polskiego jest bardzo ważna, ale proszę zrozumieć - to nie jest sprawa Kościoła, księdza, to sprawa rodziny, która nie wychowała swoich dzieci w kulturze polskiej. Nie na tym polega polskość, żeby przyjść na Mszę w języku polskim i zrozumieć 50 procent słów...
- Z wielką radością zobaczyłam w fastowskim kościele wzajemną życzliwość i sympatię z Kościołem greckokatolickim...
- Jesteśmy braćmi. Nie podzielonymi. To, że modlimy się w różny sposób, że świętujemy w innych terminach, nie przeszkadza nam być razem. To właśnie nas ubogaca. A Fastów zawsze był miejscem ścisłej współpracy wschodniego i zachodniego obrządku.
- Dziękuję za rozmowę.
opr. mg/mg