Fragmenty zbioru świadectw p.t. "Broń, która zmienia świat"
Jak autor „Don Kichota z La Manchy” mógłby opisać cud, w którym uczestniczył...
Młody Miguel de Cervantes zapewne nigdy nie zasiliłby szeregów hiszpańskiego regimentu stacjonującego pod Neapolem, gdyby nie udział w zakazanym pojedynku. Nasz dwudziestoletni szlachcic zranił szpadą w nielegalnej walce niejakiego Antonia de Sigurę i został skazany przez madrycki sąd na obcięcie prawej ręki. By ocalić dłoń, która w przyszłości miała opisać historię błędnego rycerza z La Manchy, Miguel musiał co prędzej, w dodatku potajemnie, opuścić nie tylko stolicę Hiszpanii, ale i mieszkającego w niej swego ukochanego mistrza Juana Lopeza de Hoyos, który wprowadzał go w tajniki ówczesnej literatury pięknej. Skazany uciekinier ukrywał się ponoć najpierw w Sewilli, następnie w Walencji, a później w Barcelonie, w której to rzekomo wsiadł na statek i popłynął do Genui. Biografowie ojca Don Kichota plączą się w rekonstrukcjach jego późniejszej podróży przez Półwysep Apeniński. Zgadzają się jednak co do faktu, że dwudziestodwuletni zawadiaka w 1569 roku trafił do Rzymu — w którym jego prawa ręka była już całkowicie bezpieczna — a stamtąd pod Neapol, gdzie w 1571 roku stacjonował już wspomniany wcześniej hiszpański regiment. Miguel szpadą posługiwał się z równą pasją co piórem, toteż nikogo nie powinien dziwić fakt, że wstąpił do owego regimentu jako ochotnik. Tak się akurat złożyło, że ów pułk jeszcze w tym samym roku wziął udział w jednej z najsłynniejszych bitew morskich w historii, a mianowicie w bitwie pod Lepanto.
Dwudziestoczteroletni Cervantes zaistniał w owym dziejowym starciu jako prawdziwa gwiazda hiszpańskiej jednostki dowodzonej przez Don Juana de Austria. Nie dość bowiem, że wbrew zakazom medyków ruszył do boju chory i trawiony wysoką gorączką, to dwukrotnie został raniony w pierś, a jego lewą rękę zmiażdżono do tego stopnia, że do końca życia nie odzyskał w niej władzy. Po bitwie bardzo szybko powrócił jednak do czynnej służby. Stacjonował wciąż pod Neapolem, studiując w wolnym czasie włoską literaturę piękną. Wielka szkoda, że — wypoczywając u stóp Wezuwiusza — nie wpadł na pomysł, by swym wybornym piórem opisać to, co mówiono w tamtym czasie o batalii pod Lepanto. Zwłaszcza że prócz tego, iż przeszła ona do historii jako jedna z najbardziej znaczących bitew w dziejach cywilizacji, to zakończyła się zwycięstwem chrześcijan dzięki najprawdziwszemu cudowi. (A Cervantes lubował się przecież wyjątkowo w tak zwanych niesamowitych historiach.) Być może, gdyby spróbował utrwalić jej przebieg przy pomocy ocalonej przed hiszpańską jurysdykcją prawej ręki, brzmiałby on dziś na przykład tak...
... bardziej niźli wszystkich chrześcijańskich galeonów, boi się owej modlitwy właśnie
Dnia 7 października, roku pańskiego 1571, na morzu Jońskim, u ujścia Zatoki Patarskiej, na zachód południowy od Lepanto, starły się ze sobą wielkie dwie potęgi: Imperium Osmańskie i Liga Święta. Czym Liga Święta była, już spieszę tłumaczyć. Był to więc związek państw katolickich, z Państwem Kościelnym na czele, który, jeśli chodzi o rok 1571, zawiązano li i tylko po to, by stawić czoła islamskiej flocie osmańskiej. Należy wiedzieć, że do Ligi tej należały w owym czasie Hiszpania, Wenecja, Genua, Malta i Sabaudia oraz to, że ów bój morski był jednym z najkrwawszych morskich bojów, jakie kiedykolwiek wody mórz widziały. Zacznijmy jednakże od początku. W roku pańskim 1570 osmańska Turcja zażądała od Wenecji oddania wyspy Cypr. Ponieważ Wenecjanie ani myśleli na tureckie żądanie przystać, Turcy siłą wyspę przywłaszczyć sobie postanowili. I gdy następnego roku zdobyli Nikozję, która to najświetniejszym miastem na Cyprze była, Jego Świątobliwość papież Pius V, zawiązał dla obrony innego tamtejszego miasta — Famagusty — Ligę Świętą, o której to już pisałem. Liga Święta wystawiła do bitwy morskiej dwie setki okrętów, a dowodził nimi zacny książę Juan de Austria, nieślubny syn cesarza Karola V Habsburga. Turcy zaś wystawili liczbę okrętów niemalże taką samą, a dowódca ich zwał się Ali Pasza. Walka na morzu była straszliwa, gdyż obie strony biły się z równą zapalczywością. Nim szala zwycięstwa przechyliła się na stronę chrześcijan, tak na spiętrzonym od fal morskich polu bitwy, jak i w odległym Rzymie, dziać się zaczęły rzeczy dziwne i wielkie, których przemilczeć w tej historii nie podobna. Tu wtrącić muszę, że nim to jeszcze Turcy Nikozję zajęli, szeptali jeden drugiemu, że sułtan Selim II usłyszawszy o tem, jaką wielką moc modlitwa Ojca Świętego Piusa V posiada, rzekł, wpatrując się w adriatyckie fale, że bardziej niźli wszystkich chrześcijańskich galeonów, boi się owej modlitwy właśnie. Wielka trwoga padła wtenczas na całą armię turecką, bo i prości wojacy i znamienici dowódcy pojęli, że jeśli mierzyć im się przyjdzie z niewidzialną siłą, która na Piusowe modły zstąpi z niebios, by ich pokonać, na nic ich zbroje, miecze, tarcze i piękne rumaki. Na nic potężne niczym potwory morskie, wspaniałe, wojenne okręty. Na nic ich siła, przebiegłość i sztuka walki. Na nic, bo wszakże cała potęga osmańska wobec mocy boskich, głupstwem jedynie być mogła. Najulubieńszą spośród modlitw Jego Świątobliwości Piusa V było Pozdrowienie Anielskie, które godzinami całymi z lubością powtarzał, przesuwając paciorki różańca. Sam zresztą, swą papieską prawicą napisał, że „różaniec jest najpobożniejszym sposobem modlitwy do Boga, sposobem łatwym do stosowania przez wszystkich, którzy trwają w wysławianiu Najświętszej Dziewicy”. A skoro już o Najświętszej Dziewicy mowa, to powiedzieć tu muszę, że Ojciec Święty miłował Ją daleko więcej niźli rodzoną swą matkę. Ona zaś, jego wierną miłość odwzajemniała szczodrze. Gdy bitwa pod Lepanto zacząć się miała, Jego Świątobliwość trwał już na modlitwie i ze łzami w oczach przyzywał orędownictwa Matki Swego Pana.
Wiedział papież doskonale, że bitwa z Turkami nie o Cypr tylko idzie
Wiedział papież doskonale, że bitwa z Turkami nie o Cypr tylko idzie. Znał on od dawna zamiary sułtana Selima, który cały świat chrześcijański pod swoją władzę włączyć zamierzał i wiarę w Chrystusa Jezusa zastąpić wiarą w Allacha pragnął. I jeśli kto myśli, że sułtan Selim był pierwszym mahometaninem, który z takimi zamiarami na kraje chrześcijańskie się porywał, myli się okrutnie. Od wielu wieków już bowiem, mahometanie władać całym światem pragnęli. Najpierw zdobyli Ziemię Świętą, po której to Pan nasz stąpał i Jerozolimę w której Chrystus ukrzyżowany został i w której zmartwychwstał. Sto lat później północne ziemie Afryki podbili, a nawet południe ojczyzny mojej, Hiszpanii. Stamtąd to wyruszyli w głąb kontynentu i aż pod francuskie Poitiers dotrzeć zdołali. Teraz, za życia mojego i pontyfikatu Jego Świątobliwości Piusa V, budowę wielkiej floty zakończywszy, mieli zamiar podbić pierwej chrześcijańskie porty na Morzu Śródziemnym, a potem na Święte Miasto Rzym uderzyć i bazylikę św. Piotra na stajnie dla swych koni zamienić. Toteż bitwa pod Lepanto, w której to sam brałem udział, wbrew chorobie i gorączce, jaka mnie trawiła i w której okrutnie poraniony zostałem, przesądzić miała nie tylko o losie Europy, ale w równym stopniu o przyszłości Kościoła Świętego na europejskiej ziemi. Dziwować się więc nie można, że jak już rzekłem, o świcie 7 października, Ojciec Święty klęczał już na kolanach i o ratunek Pannę Przenajświętszą błagał. „Daj zwycięstwo. Nie dla naszej chwały, ale dla Twojej, Pani i Matko. Pod płaszcz Twego miłosierdzia uciekamy się. Otocz nas płaszczem, uznaj za swe dzieci, weź pod swoją opiekę” — powtarzał papież, rozpaczliwie oczy ku niebiosom wznosząc. Nasz regiment bił się na morzu, a Ojciec Święty towarzyszył nam w walce modłami swoimi. Wiele godzin klęcząc, bólu rozsadzającego kolana nie czuł, nie słyszał też, że kręgosłup jego jęczy ze zmęczenia niczym maszt wichurą targany. Usłyszał jednak nagle szum morskiego wiatru i okrętowych żagli łomot. Zdało mu się, że z watykańskiej kaplicy pod Lepanto jacyś aniołowie go przenieśli. W tym samym momencie — nie wiedzieć jakim sposobem — na morzu pod Lepanto podnosić się zaczęła mgła. Jego Świątobliwość ujrzał nagle swą Przenajświętszą Matkę, która nad flotą chrześcijańską rozpościera swój płaszcz niebieskiej barwy. Wojska osmańskie i wojska Ligi Świętej do walki się gotowały, obecności Chrystusowej Matki w zatoce całkowicie nieświadome.
Niebieski płaszcz Matki Naszego Pana zamknął się nad okrętami Świętej Ligi
Ojciec Święty w niebieskie poły płaszcza Maryjnego zapatrzony szeptał błagalnie: „ Matko, nie opuszczaj nas ze względu na swego Syna, Jezusa Chrystusa, który nas umiłował i umarł za nas na krzyżu”. W owej też chwili, sam mój dowódca, Don Juan de Austria, rozkazał na maszt wciągnąć wielką, z ukrzyżowanym Chrystusem, banderę. Gdy załopotała ona na wietrze, oczom Jego Świątobliwości, który, jakem już pisał, w watykańskiej kaplicy nieustająco przebywał, ukazał się obraz przedziwny: niebieski płaszcz Matki Naszego Pana zamknął się nad okrętami Świętej Ligi w zatoce pod Lepanto! Krwawa bitwa dopiero co się rozpętała, a Ojciec Święty wiedział już, że do chrześcijan zwycięstwo w niej należeć będzie. Do jego uszu dochodził szczęk oręża, rannych żołnierzy wrzaski — a w tym pewnie i mój krzyk, kiedy to rękę lewą w boju okrutnie mi strzaskano — papież słyszał zapewne także i tonących wołania o ratunek. Nie patrzył jednakże na bój krwawy, ale spoglądał jeno w oczy Przenajświętszej Swej Matki, a w nich ogromny pokój dostrzegał. W tym też momencie wicher kierunek swój gwałtownie zmienił, Turkom w manewrach niemiłosiernie przeszkadzając. Wtedy to my, chrześcijanie walczący pod Lepanto, uwierzyliśmy, że pokonać flotę osmańską będzie nam dane. Zatopiliśmy 50 osmańskich galer, zdobyliśmy połowę ich okrętów, a 12 tysiącom chrześcijańskich galerników wolność przez to przywróciliśmy. Tutaj dodać jeszcze muszę, że w czasie gdy papież ze łzami w oczach przyzywał pomocy Najświętszej Panienki, lud Rzymu szedł ulicami miasta w procesji niosąc z uniżeniem obraz Matki Boskiej Śnieżnej i co sił w gardłach różaniec śpiewając. Wieczorem Jego Świątobliwość z kardynałami swymi w małej bibliotece watykańskiej rozmawiał. Wtem rozmowę przerwał i ku oknu swe kroki skierował. Zapatrzył się w nie, a jego twarz z radości zajaśniała. Drodzy bracia — rzekł w uniesieniu — zwyciężyliśmy pod Lepanto! Kardynałowie dziwować się poczęli na te słowa i pytali później jeden drugiego, skąd Ojciec Święty wynik bitwy znać mógłby? Jednakże, gdy dwa tygodnie później, do Rzymu oficjalny kurier tę wspaniałą nowinę przyniósł, mieszkańcy Świętego Miasta mówili między sobą, że to za Bożym natchnieniem papież już w dniu zakończenia walki zwycięstwo Ligi Świętej wiernym obwieścił.
Dobrze prorokował sułtan Selim
Zaraz też po tych wydarzeniach Jego Świątobliwość Pius V uczynił dzień 7 października świętem Matki Bożej Różańcowej. „Pragniemy szczególnie, aby nigdy nie zostało zapomniane wspomnienie wielkiego zwycięstwa uzyskanego od Boga przez zasługi i wstawiennictwo Najświętszej Maryi Panny w dniu 7 października 1571 r., odniesione w walce przeciw Turkom, nieprzyjaciołom wiary katolickiej” — zapisał swą papieską dłonią w jednym z ostatnich dokumentów, jakie do wiernych Kościoła Katolickiego skierował. Jednym z ostatnich powiadam, bowiem w maju roku następnego Pan Nasz powołał go z tej Ziemi do swego Niebieskiego Królestwa.
Dobrze prorokował sułtan Selim II, że modlitwa Piusowa groźniejszą okaże się dla niego, niźli cała chrześcijańska flota. A skoro już piszę o tym, dopowiem jeszcze, że kronikarze osmańscy owe prorocze słowa sułtańskie w swych księgach historycznych ochoczo uwiecznili.
Bitwa pod Lepanto stała się pierwszym udokumentowanym historycznie cudem różańcowym, a papieża Piusa V ogłoszono świętym. Natomiast Miguel de Cervantes, zakończywszy służbę, postanowił wrócić do ojczyzny. Niestety, po drodze został uprowadzony przez piratów.
Aleksandra Polewska Broń, która zmienia świat
Dom Wydawniczy Rafael Rok wydania: 2013 ISBN: 978-83-7569-340-9 |
|
opr. ab/ab