Kraków był dla niej wszystkim...
Na początku kwietnia 2009 roku Kraków godnie uczci pamięć o wielkiej aktorce i muzie artystów Helenie Modrzejewskiej. W Niedzielę Palmową 5 kwietnia o godz. 15 nastąpi złożenie kwiatów i palm przy jej grobowcu na cmentarzu Rakowickim, a następnie w restauracji w Hotelu Pollera przy ulicy Szpitalnej vis ŕ vis Teatru im. Słowackiego odbędzie się od godz. 17 uroczysta rocznicowa „Kolacja z Modrzejewską i Sienkiewiczem”, w ramach której będzie m.in. przedpremierowy pokaz fragmentu filmu „Zakochany Sienkiewicz”, czytanie przez artystów „Listów z Ameryki”, koncert muzyki Chopina i Paderewskiego w wykonaniu Man Li Szczepańskiej, rekonstrukcja gaszenia latarni gazowych i zapalania elektrycznych oraz wiele innych wydarzeń. Także w Krakowie 8 kwietnia br. odbędzie się wernisaż wystawy o Helenie Modrzejewskiej w galerii „Krzysztofory” Muzeum Historycznego Miasta Krakowa. Planowana jest także w Krakowie uroczysta Msza św. w intencji Modrzejewskiej. (W. A.)
Wybitna aktorka przyszła na świat w Krakowie, tu także zgodnie z jej ostatnią wolą, odbył się na cmentarzu Rakowickim jej pogrzeb po długiej, ostatecznej podróży przez Atlantyk. Zmarła sto lat temu, 8 kwietnia 1909 r. o godzinie 10 rano, w Wielki Czwartek, w domu na Bay Island, w kalifornijskim Newport Beach.
Kraków był dla niej wszystkim
Helena Modrzejewska rozpoczęła pod koniec swego życia spisywanie wspomnień od reminiscencji krakowskich. We wstępie wyznała: „Kraków! To jest naprawdę Kraków — który był mi wszystkim: kołyską, niańką, opiekunem i wychowawcą. Tutaj się urodziłam i tutaj urosłam. Tutejsze drzewa i gwiazdy uczyły mnie myśleć”. W publikowanych po raz pierwszy w odcinkach na łamach „Czasu” zwierzeniach fragmenty poświęcone rodzinnemu miastu zajmują wyjątkowe miejsce. Najwyraźniej ich autorka nie tylko zamierzała upamiętnić zdarzenia i wybitne osobistości, z którymi się zetknęła w czasie swojej scenicznej kariery, ale miała też potrzebę utrwalenia swych wrażeń związanych z bliskimi jej stronami. Miłość do rodzinnego miasta wiąże się nierozerwalnie z patriotyzmem i religijnością artystki. Niebagatelną rolę w ukształtowaniu jej osobowości odegrała atmosfera stolicy Jagiellonów. Napisała: „Sławny dzwon Zygmunta w katedrze, jego głos dźwięczny i głęboki przywoływał mi w pamięci chlubną przeszłość Polski; organy kościelne mówiły o Bogu i Jego Aniołach; witraże, posągi i ołtarze — o sztuce, o jej znaczeniu i godności”.
Z widokiem na figurkę Matki Bożej
Jak głosi akt w księdze parafialnej kościoła Wszystkich Świętych — artystka przyszła na świat 12 października 1840 r. „przy ulicy Grodzkiej pod liczbą trzydzieści ośm i dziewięć”. Dziecięciu, zrodzonemu z Józefy z Mizlów Bendowej, na chrzcie 30 maja 1846 r. dano imiona Helena Jadwiga. Dowiadujemy się ze wspomnień, że dom, w którym spędziła pierwsze dziesięć lat życia, spalił się w pożarze w lipcu 1850 r. W miejscu dawnego zbudowano nowy. Jest to znajdujący się przy obecnym placu Dominikańskim budynek, na którym została umieszczona pamiątkowa tablica. Rodzina zajmowała drugie piętro w narożnej kamienicy, z której Helena mogła spoglądać na przeciwległą stronę ulicy. To właśnie ten widok w jej relacji miał na nią ogromny wpływ. Uwaga dziecka skupiała się na figurce zdobiącej dom, cudem ocalały od austriackich bomb i pożaru. Modrzejewska, oprowadzając czytelnika po rodzinnym mieście, opisuje ją szczegółowo: „W wydrążeniu na jego narożniku, w niszy nakrytej blaszanym daszkiem, znajduje się statuetka Matki Boskiej. Dziesięć złotych gwiazdek otacza aureolą jej głowę, upiększoną pracowicie wykonanymi puklami włosów, złoty pas ze złotą sprzączką ściska talię i fałdy niebieskiej szaty, spływającej z gracją do stóp postaci. Jej prawa ręka zdaje się błogosławić przechodniów, oczy zwracają się ku niebu, a stopy spoczywają lekko na srebrnym sierpie księżyca”. Dziś po przeciwnej stronie dwóch sąsiadujących ze sobą kamienic, będących własnością matki, uzyskaną w spadku po mężu Szymonie Bendzie, nadal stoi budynek z wizerunkiem Matki Boskiej. Wygląd figurki częściowo odpowiada opisaniu barokowego zabytku przez Modrzejewską — brakuje mu tylko polichromii. Można uznać, że jest to zachowana od czasów dzieciństwa aktorki rzeźba, za pośrednictwem której powierzała Matce Boskiej, jako „najcudowniejszemu wcieleniu cnoty, łaski i uczuć macierzyńskich” — swoje strapienia i smutki. Czytamy w księdze wspomnień: „Wiedziałam na pewno, że Ona mnie słyszy, mimo dzielącej nas ulicy Szerokiej, i każdego ranka i wieczora odmawiałam swoje modlitwy, klęcząc na krześle przy oknie, tak by mieć przed oczyma jej wdzięczną postać”. Królowa Niebios wprowadziła Helenę w jej przekonaniu w świat cudowności, co miało wywrzeć niezatarte piętno na jej duszy. Wpływ ten wzmacniały doznania, jakie powstawały też pod wpływem nocnych obserwacji placu Franciszkańskiego, „napawającego pewnym strachem”. Z okna widoczny był narożnik kościoła, w którego obrębie snuły się w wyobraźni dziecka w świetle księżyca cienie rodem z zasłyszanych opowieści na temat pochowanych w lochach ofiar epidemii.
Nostalgiczne wspomnienia
Z perspektywy emigracyjnego domu za oceanem wzdychała nostalgicznie z myślą o miejscach, gdzie czuła się najlepiej: „żebym się znalazła gdzieś w Tatrach albo w Kasztanowej Alei w Krakowie...”. Wracała tu często, by występować na ojczystej scenie po sukcesach, jakie odniosła w Ameryce. Chciała wędrować po Plantach, jak wtedy — „gdy była młodą aspirantką sztuki scenicznej, zwykła wstawać o piątej rano, brała swoją rolę i przechadzając się tam i z powrotem w cieniu rozłożystych drzew, uczyła się tekstu na pamięć”. Pragnęła chłonąć atmosferę świątyni na Rynku i w innych miejscach. Kościół Najświętszej Panny Marii w jej określeniu to „prawdziwy przybytek Boga oddany na użytek dla ludu”. Poetyczną wyobraźnię artystki pobudzał Wawel, symbol polskiej historii, w której łączyły się sprzeczności. Dla aktorki to „świadek okropności wojen, zbrodni, namiętności, zwycięstw, uzasadnionej dumy i pychy, zaszczytów, jak i niewypowiedzianych smutków i klęsk, wielkich cnót chrześcijańskich i potwornego bezprawia, a w końcu zupełnego upadku szlachetnego narodu”. Kraków pozwolił jej rozkochać się w polskiej sztuce — tak silnie związanej z kolejami narodowego losu. Nie tylko galerie obrazów, muzeów, prywatnych pracowni, gdzie obcowała z dziełami zrodzonymi z inspiracji polską historią, ale i przeżycia wywołane doświadczaniem tragicznych zdarzeń, jak choćby bombardowanie miasta przez Austriaków wiosną 1848 r., kształtują wrażliwość i etos aktorki, która zostanie szermierzem polskiej kultury. W dzieciństwie silnym wzruszeniem emocjonalnym reagowała na muzykę. Ojciec, Michał Opid, grał na kilku instrumentach, a jej „łzy oddawały sprawiedliwość sztuce ojca”. Także potem szczególnie ceniła piękne nokturny Chopina, które słuchane w wykonaniu syna Ralfa na fortepianie towarzyszyły jej w nauce ról. „Muzyka cudownie pomagała mi — brzmi wyznanie aktorki — do wydobycia wartości poetyckich z tekstu Szekspira”. Lubiła przebywać w kościołach, wpatrując się w ołtarze i słuchając organów; wpadała w ekstazę, gorąco się modląc. Wszelkie wrażenia z okresu krakowskiego zapadną głęboko i wysnują następującą refleksję u kresu życia: „Ów rozmarzony smutek, który tkwi w przeważnej części polskiej muzyki i poezji, i który jest następstwem cierpień całego narodu, owa wybujała, niepowściągliwa, rozlewna wzruszeniowość i tęskna nuta, podświadomie zakorzeniły się w mojej duszy od najwcześniejszego dzieciństwa, na przekór ognistemu i gwałtownemu temperamentowi, który przyniosłam z sobą na świat”.
„Nie zapomniała o starej ziemi”
Debiutowała na scenie w 1861 r. w Bochni, aby od 1865 r. grać w krakowskim Starym Teatrze, noszącym dzisiaj jej imię. W Krakowie, w kościele św. Anny, według obrządku rzymskokatolickiego odbył się 12 września 1868 r. ślub Heleny z Karolem Bodzentą Chłapowskim, który od tej pory stanie się wiernym towarzyszem wędrówek artystycznych żony. Potem los związał ją w latach 1869-76 z Warszawą, gdzie spotkał ją młody Henryk Sienkiewicz, a od 1877 r. z San Francisco i innymi scenami zagranicznymi. Pod Wawelem dawała wiele przedstawień podczas licznych przyjazdów w latach 1879-1902. Zagrała tu 130 ról. Nie tylko odpowiadała na zaproszenie, ale sama organizowała wieczory ze sztuką, jak koncerty w Hotelu Pollera, sąsiadującym z Teatrem Miejskim, w którego powstaniu miała swój udział dzięki wkładowi, na jaki przeznaczyła dochód z występów. Po jednym z przedstawień z okazji kilkudniowego świętowania jubileuszu pisarza Józefa Ignacego Kraszewskiego w 1879 r. na balu z gigantycznym polonezem w Sukiennicach została obwołana drugą, po księżnej Zuzannie Czartoryskiej, królową. Na tym narodowym zjeździe, rozpoczętym od podniosłego nabożeństwa w kościele Mariackim, zebrano wówczas datki na pomnik Mickiewicza w Krakowie, a artyści uchwalili założenie muzeum sztuki polskiej. Malarz Tadeusz Ajdukiewicz postanowił wykonać najsławniejszy portret Modrzejewskiej. Oryginał znajduje się obecnie w foyer Starego Teatru, którego artystka jest patronką, a kopia — w salonie Hotelu Pollera. Bardzo pochlebnie o tym obrazie napisał wielbiciel talentu krakowskiej i amerykańskiej aktorki Henryk Sienkiewicz: „Stanąwszy przed tą białą, wysmukłą postacią, patrzącą z gobelinowego tła czarnymi oczyma jakoby w nieskończoność, od pierwszego rzutu oka poznajemy, że mamy przed sobą jakąś niezwykłą kobietę, i nie tylko piękność, nie tylko damę wyższego świata, ale duch wysoki”. Była matką chrzestną Stanisława Ignacego Witkiewicza (Witkacego). Piękną kartę swojego życia zapisała, prowadząc także działalność charytatywno-dobroczynną. W dawnej stolicy Polski poznała też wielu artystów, z którymi odczuwała powinowactwo duchowe. Wśród nich był przede wszystkim Stanisław Wyspiański — dramaturg i inscenizator. Wybitny biograf Modrzejewskiej — Tymon Terlecki podkreśli, iż „odnalazła przez niego swoją prawdziwą ojczyznę duchową”, zrozumiała, że chociaż opuściła rodzinny kraj, „nigdy naprawdę nie wyszła poza obręb jego i swego miasta”. Podobne słowa po trzydziestu latach od czasu wspólnych wędrówek na kontynencie amerykańskim wypowie nad trumną aktorki Sienkiewicz: „Nie zapomniała o starej ziemi w tej nowej, w której zapomnieć łatwiej niż w każdej innej, albowiem każda inna będzie zawsze przybyszowi macochą, ta jedna staje się matką, uznaje go za dziecko własne i daje mu wszystko, co ma i posiada sama”.
Ostatnia droga
Dokładnie sto dni trwała ostatnia podróż zmarłej w Bay Island Modrzejewskiej — pociągiem na wschód przez Los Angeles, Chicago do Nowego Jorku, potem statkiem przez Atlantyk do Krakowa — do kościoła Świętego Krzyża przy teatrze, oznaczonym imieniem Słowackiego, gdzie do momentu pogrzebu złożono trumnę. Aktorka znalazła się w tak upodobanej przez siebie w dzieciństwie gotyckiej świątyni, w której sklepienie opisywała w analogii do „rąk złączonych w modlitwie” „na niektórych obrazach przedstawiających modlące się Madonny”. W tym kościele chrzest otrzymał tak przez nią ceniony jako restaurator kościoła Mariackiego i Sukiennic Jan Matejko. Pogrzeb odbył się 17 lipca, w sobotnie popołudnie, 1909 r. na cmentarzu Rakowickim, gdzie spoczęła obok grobu matki. Nie zdecydowano się na złożenie jej ciała do grobów narodowych na Skałce, czego domagała się Polonia amerykańska. Miejsce to, pod gołym niebem, wydaje się dziś odpowiednie dla „gołębia o orlich skrzydłach”, jak określił artystkę zaprzyjaźniony z nią Sienkiewicz. Leżą tu zawsze w hołdzie składane wiązanki kwiatów...
opr. mg/mg