Z miłości do antyku

Wystawa poświęcona "złotemu domowi" Nerona

Z miłości do antyku

Unikatowy w skali światowej kompletny zbiór rycin przedstawiających wnętrza pałacu Nerona wydobyto z czeluści magazynów Muzeum Narodowego w Warszawie. Jednym z jego autorów jest Polak - Franciszek Smuglewicz.

Wędrując po ruinach antycznego Ilzymu, Smuglewicz na pewno spotykał Piranesiego. W tym samym czasie przebywali w Rzymie rysując i szkicując antyczne budowle, interesując się wykopaliskami i niezwykłym ruchem archeologicznym, przebywając w środowisku turystów z europejskich krajów, którzy łaknęli dzieł sztuki. Po to przecież przyjechali do Rzymu. Zarówno Piranesi, jak i Smuglewicz swoim zachwytem nad rzymskim antykiem zarazili innych, biorąc udział w ruchu zwanym „klasycyzmem archeologicznym". Przeżycie archeologiczne stało się przedmiotem sztuki.

Spacer wśród ruin

Odkopanie Pompejów i Herkulanum, starożytnych miast zasypanych przez wybuch Wezuwiusza, spowodowało prawdopodobnie tak duże i nagłe zainteresowanie antykiem w XVIII wieku. Z drugiej jednak strony, wykopaliska zaczęto tam prowadzić na dobre w 1738 roku, a kilka lat później Rzym był już pełen archeologów zapaleńców i artystów zafascynowanych klasycznym pięknem na przekór rozbuchanym liniom panującego baroku. Do Rzymu jeździło się nie na krótkie, dwutygodniowe pospieszne zwiedzanie, ale na Grand Tour, wielką podróż. Wielomiesięczne przechadzki po Wiecznym Mieście miały walor edukacyjny dla młodych ludzi pochodzących z bogatszych rodzin angielskich i francuskich. Do Rzymu przyjeżdżali i osiedlali się na stałe artyści, architekci, literaci, a przede wszystkim miłośnicy sztuki. Tworzyło się więc przedziwne kosmopolityczne środowisko, którego cechą charakterystyczną był snobizm na wszystko, co pachniało antykiem. „Scavi", czyli wykopaliska, stały się hasłem wywoławczym - zainteresowana była nimi cała zachodnioeuropejska inteligencja. Wydawano znaczne sumy na dzieła sztuki antycznej, kolekcjonowano wazy i inne przedmioty pochodzące z odkopanych ruin. To w tym czasie papież Benedykt XIV kazał odrestaurować Koloseum i pod jego patronatem prowadzono także liczne wykopaliska. W tym też czasie młody Piranesi, który przyjechał do Rzymu z rodzinnej Wenecji, szkicując coś na Campo Vaccino, ówczesnym Forum, poznał swoją przyszłą żonę, a dzięki jej posagowi mógł rozpocząć na dobre karierę rysownika rzymskich ruin.

Śmierć w willi Hadriana

Giovanni Battista Piranesi pojawił się w Rzymie jako dwudziestolatek. Rzymskie ruiny go zauroczyły, pobudzały jego wyobraźnię. Podobno lubił włóczyć się wśród nich w blasku księżyca. Wykonał ponad dwa tysiące akwafort i miedziorytów przedstawiających przedziwną wizję antycznego Rzymu i swoje fantazje architektoniczne w kilku cyklach, m.in.: „Invenzioni caprici di carceri" (1750), „Vedutedi Roma" (1746-1778), „Antichita Romane" (1756). W jego wizjach Wieczne Miasto łączyło w sobie relikty starożytności i nowoczesne rozwiązania urbanistyczne. Choć jego ryciny nie przedstawiały obrazu realnego - do znanych ruin dodawał zwykłe elementy ze swojego świata wyobraźni - miał wielu klientów, którzy wieszali ryciny Piranesiego w swoich gabinetach. Poza tym każdy turysta pragnął przywieźć ze sobą pamiątkę antycznej podróży. Piranesiemu ruiny nie znudziły się do końca życia: umarł wśród nich, w chwili gdy rysował to, co pozostało z willi Hadriana.

Kosztowne ryciny

Wykopaliskami fascynowali się nie tylko uczeni: Rzym roił się od miłośników antyku, archeologów - amatorów. Jeden z nich, Ludovico Mirri, dość dobrze prosperujący handlarz obrazów, zainteresował się bliżej ruinami dawnych Term Tytusa. Otrzymał od papieża Piusa VI wyłączność na wykopaliska w tym miejscu. Pierwsze odkrycia Term miały miejsce w latach siedemdziesiątych XV wieku: odkopano spod zwałów ziemi pomieszczenia nazwane przez Rafaela grotami. Panowało wówczas przekonanie, że należały do Term Tytusa, choć Rafael podejrzewał już, że to część Złotego Domu Nerona. Mirri odkopał kilkanaście bogato zdobionych sal, a dokumentację zachowanych malowideł zlecił rzymskiemu architektowi i dekoratorowi Vincenzo Brennie, rytownikowi Marco Carloniemu i polskiemu malarzowi Franciszkowi Smuglewiczowi. Smuglewicz wyjechał z Polski do Rzymu w 1763 roku i spędził w Wiecznym Mieście dwadzieścia lat. W ten sposób powstało wydawnictwo albumowe w formie teki z 60 planszami: „Vestigia delie Terme di Tito". Ryciny powstawały w latach 1774-1776 w dwóch wersjach: kolorowej i tańszej, czarno-białej. Każdy egzemplarz wersji kolorowanej gwaszem i akwarelą różnił się w zależności od osoby zamawiającej i dostępny był tylko w subskrypcji. Zakup teki „Vestigia delie Terme di Tito" był niezwykle kosztowny i mogli sobie na niego pozwolić tylko najbogatsi kolekcjonerzy. Do dziś przetrwało na całym świecie zaledwie sześć kompletów, które przechowywane są w Muzeum Narodowym w Warszawie, Luwrze, Ermitażu, Muzeum w Pawłowsku w Rosji, Muzeum Sztuk Pięknych w Budapeszcie i w królewskich zbiorach w Windsorze.

Unikalna ekspozycja

Żaden z tych egzemplarzy nigdy jeszcze nie był prezentowany publicznie w całości, ekspozycja w Warszawie zyskuje tym samym ogromny prestiż. Wystawa „Złoty Dom Nerona", na której pokazano wszystkie plansze unikatowego dzieła, została zorganizowana z okazji 200. rocznicy śmierci Franciszka Smuglewicza, jednego z najwybitniejszych przedstawicieli neoklasycyzmu w Polsce. Przestrzeń wystawowa zaaranżowana jest tak, abyśmy mogli wyobrazić sobie, co widzieli osiemnastowieczni odkrywcy: kluczymy niby po kolejnych salach pałacu Nerona. Atmosferę cesarskiego pałacu podkreśla czerwono-złota kolorystyka. Ekspozycję uzupełniają akwaforty Piranesiego, fotografie starożytnego Rzymu z przełomu wieków XIX/XX oraz niezwykle atrakcyjna prezentacja multimedialna: komputerowa rekonstrukcja Złotego Domu przygotowana przez historyków architektury z rzymskiego uniwersytetu La Sapienza.

Swetoniusz w „Żywotach cezarów" tak pisał o Złotym Domu Nerona:

„Swój pałac wzniósł na przestrzeni od Palatynu aż do Eskwiliów. Nazwał go najpierw «Przechodnim». Wkrótce ów pałac uległ pożarowi. Gdy został odbudowany, Nero nadał mu nazwę: „Złoty". Co do rozległości i przepychu tego pałacu, wystarczy podać tylko te dane. Jego przedsionek był tak wyniosły, że stał w nim posąg-kolos stu dwudziestu stóp wysokości (31,5 m), wyobrażający samego Nerona; tak obszerny (1480 m), że mieścił potrójny portyk, każdy długości tysiąca kroków. Była tam również sadzawka na kształt morza, otoczona budynkami na kształt miasta. Także partie wiejskie, urozmaicone polami uprawnymi, winnicami, pastwiskami, lasami, z całą mnogością wszelkiego rodzaju bydła i dziczyzny. W pozostałych częściach pałacu wszystko kapało od złota, migotało od drogich kamieni i konch perłowych. W salach jadalnych pułapy były wykładane ruchomymi kasetonami z kości słoniowej, aby można było przez wydrążenia sypać z góry na biesiadników kwiaty i pachnidła. Na szczególną uwagę zasługiwała okrągła sala jadalna, która stale, dniem i nocą, na wzór wszechświata, obracała się dokoła (...)."

 

 

Franciszek Smuglewicz, Vincenzo Brenna, Marco Carloni; Widok ruin Term Tytusa, akwarela i gwasz na zarysie akwafortowym, 1776, Muzeum Narodowe w Warszawie

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama