Wiara i charyzma pozwalają góry przenosić...
Poznajmy Kamerun! Andrzej Lewicki będzie nam go przybliżał, wysyłając wieści prosto z Afryki.
Oto dziewiąta część cyklu Opoki: "Zapiski z Kamerunu".
O. Dariusz Godawa OP, obecnie jedyny polski dominikanin w Afryce
Przyjechał na misje do Kamerunu na zaproszenie biskupa Bertoua (stolica Prowincji Wschodniej w Kamerunie), Lamberta van Haygena. Rozpoczął tym samym swoją duchową przygodę z Czarnym Lądem.
Do Kamerunu przyjechałem w 1993 roku razem ze swoim współbratem, o. Stanisławem Gurgulem. Pierwsze pół roku spędziliśmy w miejscowości Djang, oddalonej czterdzieści kilometrów na zachód od Bertoua. Mieliśmy założyć tam Centrum Formacji Katechistów. Życie jednak bardzo często weryfikuje założone wcześniej plany. Stało się tak i tym razem Po sześciu miesiącach okazało się, że nie ma wystarczających funduszy na jego powstanie - mówi o. Dariusz Godawa OP.
Dominikanie nie zagrzali zbyt długo miejsca w prawdziwym afrykańskim buszu. Konieczność sprawiła, że musieli opuścić pierwszą misję. Padła decyzja, że kolejnym miejscem będzie właśnie Bertoua. Przyszedł czas na nowe wyzwania w pracy pastoralnej, niekonieczne łatwe.
Przez dwa i pół roku prowadziliśmy formację dla katechistów Archidiecezji Bertoua na zaproszenie miejscowych proboszczów. W międzyczasie powstała potrzeba objęcia parafii p.w. Św. Piotra i Pawła (15 sierpnia 1996 roku) w Mokolo IV (dzielnica Bertoua), gdzie również pojawił się pomysł stworzenia Centrum Formacji Katechistów. Ostatecznie nigdy ono nie powstało. Stały problem, czyli brak środków finansowych.
Zostałem natomiast proboszczem tej parafii. Początkowo sięgała dwustu dwudziestu kilometrów. Warto zauważyć, że sto czterdzieści osiem kilometrów to obszar drogi zupełnie gruntowej. Dalej już tylko pieszo. Zdarzały się wioski, do których szło się nawet trzy dni przez las z maczetą w ręku. Byłem pierwszym białym człowiekiem w tamtym rejonie i pierwszym katolickim kapłanem. Wszyscy tubylcy bali się mnie do tego stopnia, że uciekali z tych wiosek na widok Europejczyka. Sporo czasu musiało upłynąć, by zaskarbić sobie u nich zaufanie. Mianowali się Muzułmanami, więc nawracałem ich na Islam, bo jak się później okazywało, nawet najmniejszego pojęcia o nim nie mieli. Przedstawiłem im równolegle naszą wiarę katolicką, mówiąc, że warto się jej przyjrzeć z bliska. Niemniej moje pierwsze katechezy były niejako muzułmańskie.
O. Marian i brat Jakub, którzy do nas później dojechali, wraz z o. Stanisławem, pracowali w terenie. Odwiedzali miejscowe parafie na terenie całej Archidiecezji celem formowania nowych, ale i do tej pory pracujących już katechistów. Ten stan nie trwał długo. Współbracia powoli zaczęli opuszczać parafię, zamieniając ją na inną, czy nawet na stałe wyjeżdżając z kraju - wspomina o. Dariusz.
Praca misjonarza z definicji nie jest prosta. To prawda, wśród nich nie ma słabych jednostek. Każdego dnia człowiek spotyka na swojej drodze wiele niespodzianek. Praca staje się tym bardziej ciężka, jak na „polu bitwy” jesteś tylko ty i współbrat. Jednak wiara i charyzma pozwalają góry przenosić, kiedy masz świadomość, że robisz coś w imię bliźniego. Takie przysłowiowe góry przenosił o. Dariusz, dźwigając pustaki pod nowe Foyer.
Dom i plebania stał się ogromną misyjną infrastrukturą, wybudowaną specjalnie dla nas przez bp. Haygena (1994-95). Został już tylko brat Jakub i ja. Zaczęliśmy przyjmować dzieci i młodzież z parafii, głównie sieroty. Wtedy jeszcze o AIDS tak dużo się nie mówiło, jak teraz. Ich rodzice bardzo wcześnie umierali. Niewiadomo było na jakie schorzenia. Dziś już łatwiej to ustalić. Ostatecznie udało się zebrać dwadzieścia pięcioro dzieci. Wszyscy mieszkali z nami. Brat Jakub wyjechał jesienią 2003 roku. W tym czasie rozpocząłem budowę sierocińca oddalonego o trzysta metrów od plebanii, po drugiej stronie drogi na Ndeng Ndeng. Dokupiłem trzy tysiące siedemset metrów kwadratowych gruntu. Ten obszar ogrodziłem płotem, gdzie finalnie postawiłem Foyer Sainte Dominique, spełniające rolę domu dziecka (listopad 2007 roku). Liczba podopiecznych automatycznie wzrosła. Dojeżdżałem do nich kilka razy dziennie. Dzieci uczestniczyły każdego dnia we Mszy św. i różańcu odmawianym tuż przed zachodem słońca - relacjonuje dominikanin.
Kamerun określany mianem małej Afryki, czy jak kto woli, Afryki w pigułce ze względu na swoją naturalną różnorodność. Państwo w centralnej części kontynentu posiada klimat górski, morski, pustynny, sawannowy czy wreszcie tropikalny. I właśnie ten ostatni najbardziej przyciąga swoim blaskiem. Wiele osób przyjeżdża tu, łącząc przyjemne z pożytecznym. O. Dariusz zawsze miał wielu gości.
Zaczęły przyjeżdżać osoby z Polski, aby pomagać nam tu na miejscu jako wolontariusze. Byli to głównie młodzi ludzie. Pod koniec 2007 roku przyjechała Katarzyna Rubel, która pracowała wówczas na uniwersytecie w Bordeaux, wykładając prawo. Pamiętam, spała tylko dwie noce, ponieważ trafiła do nas zupełnie przypadkiem. Tak się złożyło, że mieszkaliśmy akurat na trasie jej przejazdu do miejsca docelowego. Natomiast tak się jej spodobał dom wypełniony gromadą młodych Kameruńczyków, że po powrocie założyła Stowarzyszenie Przyjaciół Dzieci Słońca, które prężnie działa do dnia dzisiejszego. Ta asocjacja została założona tylko dla nas. Od 1997 roku funkcjonuje też strona internetowa www.misja-kamerun.pl, pod której szyldem działa obecnie wspomniane Stowarzyszenie Przyjaciół Dzieci Słońca. W tym samym roku rozpoczęliśmy również akcję „Adopcja na odległość”. Później została ona przemianowana i powielona przez różne zgromadzenia żeńskie i męskie działające praktycznie w całej Afryce na „Adopcję serca”. W efekcie na początku lat dwutysięcznych pomagałem już ośmiuset czterdziestu czterem dzieciom, by mogły chodzić do szkoły. Po dziś dzień jeszcze kilkaset tych dzieci korzysta z programu pomocy - dodaje o. Godawa.
Dziś przyszedł czas na kolejne wyzwania. Wytyczony kierunek to Yaounde, stolica kraju. O. Dariusz prowadzi tam nowopowstały dom dziecka, w którym mieszka większość wychowanków z Bertoua. Tymczasem misja w największym mieście Prowincji Wschodnie nadal trwa, gdzie w miejscowym Foyer przebywa dwóch podopiecznych. Jakie losy towarzyszyły o. Dariuszowi w ostatnich latach? O tym już wkrótce w kolejnej części reportażu. Proszę wypatrywać.
Bądź bliżej pracy misjonarza. Wejdź w jego działalność, odwiedzając:
opr. aś/aś