Dzieci odbierane biednym rodzicom, bo wyłączono im prąd albo nie mają pieniędzy na jedzenie? Takie możliwości pracownikom socjalnym daje nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.
Dzieci odbierane biednym rodzicom, bo wyłączono im prąd albo nie mają pieniędzy na jedzenie? Takie możliwości pracownikom socjalnym daje nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.
W ubiegłym roku media obiegła informacja o rodzinie z Lubaczowa, której zabrano czworo dzieci. W pewne wrześniowe przedpołudnie, gdy ojciec był w pracy, do mieszkania wkroczyła kurator w asyście policji. Dzieci wyprowadzono, a matka nie została poinformowana o przysługujących jej w tej sytuacji prawach. Nie dostała też do ręki żadnego dokumentu. Urzędnicy argumentowali swoją decyzję panującą w rodzinie biedą, uznając, że z jej powodu dzieciom dzieje się krzywda. Tego samego dnia decyzję kuratora potwierdził sąd na rozprawie, o której rodzice nie wiedzieli. - W tym domu nie było przemocy, alkoholu, a jedynie bieda. Mimo to dzieci odebrano na podstawie ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie - zwraca uwagę Tomasz Elbanowski, prezes Stowarzyszenia i Fundacji Rzecznik Praw Rodziców, do którego rodzina z Lubaczowa zwróciła się o pomoc.
Na dwóch kolejnych rozprawach w październiku ubiegłego roku sąd rodzinny badał sprawę, ale nie wydał wyroku. Dzieci wciąż nie wróciły do swojego domu. Zdaniem Elbanowskiego to tylko jeden z wielu przykładów świadczących o tym, że egzekwowanie przepisów wymknęło się spod kontroli.
Nowelizacja ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie z 10 czerwca 2010 r. wprowadziła w Polsce podobny do szwedzkiego system kontroli rodziny. Powołano m.in. sieć zespołów interdyscyplinarnych w niemal każdej z ponad dwóch i pół tysiąca gmin. Do obowiązków takiego zespołu należy gromadzenie wszelkich danych na temat rodziny podejrzanej o przemoc. Ustawa także nadała setkom tysięcy urzędników (również lekarzom i nauczycielom) uprawnienie do zakładania rodzinom tzw. niebieskich kart w razie podejrzenia stosowania przemocy i to już po jednym donosie. Pracownicy socjalni mają też prawo, w sytuacji, kiedy uznają, że zagrożone jest życie lub zdrowie dziecka, odebrać je rodzinie i to bez wyroku sądu. W ciągu 24 godzin musi on potwierdzić tę decyzję podczas rozprawy o tymczasowe odebranie dzieci. Zdaniem Elbanowskiego przepisy wokół całej ustawy są szalenie nieprecyzyjne, a definicja przemocy jest w nich bardzo szeroka. - W efekcie dzieci są odbierane biednym rodzinom, gdzie nie ma przemocy, ale np. wyłączono prąd albo nie ma pieniędzy na jedzenie. Można przecież powiedzieć, że zdrowie dzieci jest również zagrożone, kiedy w domu jest zimno - zauważa prezes stowarzyszenia i dodaje: - Zabrakło refleksji, że może lepiej byłoby np. pomóc takiej rodzinie. Po prostu kurator wkracza do domu i dla „dobra i zdrowia” dzieci umieszcza je w domu dziecka.
W ocenie Elbanowskiego tak ogromna władza urzędnika nad obywatelem, i to poza systemem sądownictwa, jest zaprzeczeniem państwa prawa. - Tym bardziej że ingeruje się w rodzinę i życie prywatne, sfery szczególnie chronione w polskiej konstytucji - reasumuje.
Dlatego Stowarzyszenie i Fundacja Rzecznik Praw Rodziców starają się o zmianę absurdalnych przepisów uderzających w polskie rodziny. - Nasza fundacja od początku przeciw temu protestowała. Obecnie zgłasza się do nas po pomoc wiele rodzin, którym odebrano dzieci lub którym to grozi. Często są to rodziny, w których nie ma przemocy, a jedynie bieda i nieporadność. One potrzebują wsparcia, a nie prześladowania - wyjaśnia Elbanowski i zauważa: - Kiedy rodzinę dotyka bieda czy konflikt, to zamiast jej skutecznie pomagać, zabiera się dzieci.
W sprawie zmiany przepisów przedstawiciele fundacji spotkali się w styczniu z ministrem sprawiedliwości Jarosławem Gowinem. - Warto określić wyraźną normę, która ograniczy odbieranie dzieci ze względu na biedę, szczególnie wobec faktu, że państwo pomaga rodzinom ubogim w bardzo ograniczonym zakresie - podkreśla prezes SiFRPR.
Zdaniem Elbanowskiego w Kodeksie rodzinnym należałoby dodać m.in. zapis o tym, że zła sytuacja materialna nie może być uznana za jedyny dowód na niezaradność rodziców, a złe warunki bytowe nie mogą być jedynym uzasadnieniem odebrania dzieci z powodu zagrożenia zdrowia. Członkowie fundacji chcą również, aby sąd w przypadku umieszczenia dziecka w placówce opiekuńczej lub pieczy zastępczej występował do właściwego ośrodka pomocy społecznej o niezwłoczne podjęcie pracy nad środowiskiem rodzinnym, w kierunku poprawy jego sytuacji, tak by dzieci mogły jak najszybciej wrócić pod opiekę swoich rodziców.
W lutym resort sprawiedliwości zaproponował zmianę w prawie. - Nowelizacja przepisów miałaby polegać na wprowadzeniu do Kodeksu rodzinnego tzw. klauzuli pomocniczości. Chcielibyśmy wprowadzić zasadę, że zastosowanie przez sąd opiekuńczy środka, jakim jest rozdzielenie dziecka i rodzica, będzie możliwe tylko wtedy, gdy wyczerpane zostały wszelkie inne środki. Innymi słowy, chcemy uwrażliwić sędziów, by, zanim się zdecydują na najbardziej radykalne rozwiązanie, podejmowali wszelkie możliwe łagodniejsze środki. Naszą intencją jest, by odbieranie dzieci z rodzinnego domu odbywało się tylko w skrajnych i wyjątkowych przypadkach - zapowiedział minister Gowin.
Osoby zaangażowane w działalność stowarzyszenia i fundacji postanowiły opracować własne antidotum na wadliwy system funkcjonujący w państwie. Tak zrodził się pomysł założenia tzw. telefonu interwencyjnego, który funkcjonuje od początku lutego. Dzięki niemu pokrzywdzone rodziny mogą uzyskać pierwszą pomoc, a także kontakt z instytucjami, w których otrzymają potrzebne wsparcie materialne, psychologiczne oraz pomoc prawną. - Szukamy darczyńców, którzy zechcieliby wesprzeć funkcjonowanie tego telefonu przez dłuższy czas. Zależy nam bowiem na tym, aby była to stabilna forma pomocy - wyjaśnia Elbanowski.
A jak jeszcze inaczej można pomóc rodzinom, którym grozi odebranie dzieci? Zdaniem prezesa stowarzyszenia są to najczęściej bardzo skomplikowane sprawy, których nie sposób poznać na odległość. - W takich sytuacjach ktoś powinien pojechać na miejsce, zbadać sprawę, w miarę możliwości ocenić, czy nie dochodzi do jakiejś manipulacji, bo i takie sytuacje niestety mają miejsce - przyznaje Elbanowski. Dlatego marzy mu się system lokalnych społecznych zespołów pomocowych. - Ludzi, którzy znajdą czas, by wesprzeć taką rodzinę, by np. reprezentować stowarzyszenie na rozprawie w sądzie. To bardzo ważne, żeby pokazać, że ktoś interesuje się losem danej rodziny, że nie są sami w walce z urzędami - podsumowuje.
KO
Odizolować sprawcę od ofiary
Pytamy Annę Gugałę, kierownik Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Siedlcach
Zmiany w ustawie o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie umożliwiają odebranie rodzicom dzieci z powodu biedy. Czy zna Pani takie przypadki?
Na terenie działania naszego centrum nie było przypadku, aby dziecko trafiło do placówki opiekuńczo-wychowawczej czy rodziny zastępczej wyłącznie z powodu ubóstwa występującego w środowisku rodzinnym. Postanowienia sądu, które realizowaliśmy w ubiegłym i bieżącym roku, dotyczyły umieszczenia dzieci w placówkach opiekuńczo-wychowawczych i rodzinach zastępczych z powodu problemów występujących w rodzinie, takich jak: sieroctwo, niewydolność opiekuńczo-wychowawcza i alkoholizm rodziców. W rodzinie zastępczej spokrewnionej umieszczono również dziecko, które zostało urodzone przez 14-letnią matkę.
Czy możemy mówić o konkretnych liczbach dzieci umieszczonych w placówkach opiekuńczych w ubiegłym i tym roku?
Z terenu powiatu siedleckiego w 2012 r. umieszczonych zostało sześcioro dzieci, w roku bieżącym umieściliśmy jedno dziecko.
Czy Pani zdaniem ustawa o przeciwdziałaniu przemocy dała skuteczne narzędzia do walki z przemocą?
Dała nowe narzędzia do walki z przemocą, ale obecnie tylko w teorii. Za nowelizacją ustawy nie poszły środki finansowe, które odgrywają bardzo znaczącą rolę w budowaniu systemu przeciwdziałania przemocy oraz pomocy zarówno ofiarom, jak i sprawcom. Teren powiatu jest środowiskiem typowo wiejskim, w którym nadal funkcjonuje stereotyp, że wszystko, co dzieje się w domu, powinno pozostać w jego czterech ścianach. Jednocześnie dzięki kampaniom społecznym obserwujemy zachodzące zmiany w świadomości społeczeństwa. Coraz więcej ofiar przemocy decyduje się na zgłoszenie problemu instytucjom pomocy. Często jednak robią to w fazie najgłębszego kryzysu. Kiedy kryzys mija, ofiara wycofuje się, nie jest gotowa na radykalne zmiany, ma wiele obaw, lęków związanych ze sferą finansową, mieszkaniową, społeczną. Jest ona silnie uzależniona od sprawcy i nie jest w stanie opuścić środowiska lokalnego. Natomiast, żeby problem rozwiązać, należałoby zastosować programy osłonowe skierowane przede wszystkim na izolację sprawcy przemocy od ofiary oraz zabezpieczenie potrzeb osoby pokrzywdzonej poprzez zapewnienie wsparcia psychologicznego, prawnego i finansowego.
Często zacierają się granice pomiędzy zwykłą niezaradnością rodziców a faktycznym zaniedbywaniem dzieci…
Zaniedbywanie dzieci jest często skutkiem niezaradności rodziców. Jest to ze sobą ściśle związane. Niezaradność życiowa występuje w różnych aspektach: społecznym, zawodowym, wychowawczym, opiekuńczym, a także w wykonywaniu codziennych obowiązków domowych. Niemniej jednak zaniedbywanie dzieci wynika również z innych powodów, np. alkoholizmu w rodzinie, ale nie tylko. Obecne tempo życia, pogoń za dobrem materialnym osłabia więzi rodzinne, zatraca ważne wartości, tradycje, zasady, co generuje problemy opiekuńczo -wychowawcze z dziećmi, przemoc również w tzw. dobrych domach.
Minister sprawiedliwości Jarosław Gowin chce wprowadzić tzw. zasadę pomocniczości, która mówi, że dziecko można odebrać rodzinie dopiero wtedy, kiedy wyczerpane zostaną wszystkie łagodzące środki…
Moim zdaniem, aby zasada pomocniczości mogła funkcjonować w polskim systemie prawnym, należy wzmocnić instytucje zajmujące się pomocą dziecku i rodzinie, m.in. zapewnić środki finansowe na zatrudnienie specjalistycznej kadry.
NOT. KO
Kinga Ochnio
Echo
Katolickie 12/2013
opr. ab/ab