Dzisiaj mamy do dyspozycji mnóstwo narzędzi budowania relacji małżeńskich: przeróżne kursy, rekolekcje, poradniki. Jednak pierwsze miejsce powinna zajmować dobra komunikacja. Tymczasem wiele par nie potrafi rozmawiać...
W żadnej innej relacji człowiek - człowiek nie można wygrać tyle szczęścia, co w małżeństwie. Pod warunkiem jednak, że przestrzega się instrukcji obsługi, w której trzy pierwsze punkty dotyczą relacji z Producentem, a siedem kolejnych z drugim człowiekiem. Jednym słowem - budując związek według wskazań Boga, pomysłodawcy małżeństwa - mówi dr Jacek Pulikowski, ekspert poradnictwa rodzinnego.
Co jest głównym celem chrześcijańskiego małżeństwa? Dobre wychowanie dzieci? Dostatnie życie, wspólne „dorabianie się?” Nie! - Jan Paweł II powiedział, że celem małżeństwa jest wspólna droga do świętości przez budowę komunii osób na wzór komunii Osób Boskich. To zdanie walnęło mnie obuchem w łeb. Wcześniej zupełnie inaczej to pojmowałem: zarabiałem na życie, starałem się o różne rzeczy, a tu nagle się okazuje, że najważniejsza jest budowa relacji z żoną - opowiada J. Pulikowski, dodając, że wprawdzie nikt z nas nie zrozumie istoty komunii Osób w Trójcy Przenajświętszej, lecz każdy ma świadomość, że jest ona wspaniała i... nieosiągalna dla ludzi. Mimo to mamy się na niej wzorować.
Dzisiaj mamy do dyspozycji mnóstwo narzędzi budowania relacji małżeńskich: przeróżne kursy, rekolekcje, poradniki. Jednak pierwsze miejsce powinna zajmować dobra komunikacja. Tymczasem wiele par nie potrafi prowadzić rozmowy, która nie jest koncertem życzeń oraz wzajemnych pretensji i wypominań. Zdaniem eksperta od poradnictwa rodzinnego wynika to z różnic między kobietą i mężczyzną. - Panie mają talent do relacji, posiadają w sobie pragnienie miłości i gotowość do poświęcenia się dla niej. Są nauczycielkami relacji miłości. Tymczasem panowie okazują uczucie, np. ciężko pracując, zarabiając pieniądze. Poświęcają się w męski sposób, a słyszą od żon, że nie przytulili ich bezinteresownie, nie przynieśli kwiatka bez okazji itd. Brakuje umiejętności komunikowania się. A im dochodzi do delikatniejszych rzeczy, tym bardziej mężczyźni stają się słoniami w składzie porcelany - wyjaśnia J. Pulikowski, dodając, iż wielu robi różne kariery, odnosi sukcesy, myśląc, że są szczęśliwi. To złudne. Prawdziwe szczęście daje jedynie relacja z drugim człowiekiem i z Bogiem. - Każdy wolny czas powinniśmy inwestować w miłość Boga i ludzi - przekonuje.
Istnieje wiele definicji miłości. Jan Paweł II posługiwał się tą zapisaną w dokumentach Soboru Watykańskiego II: „Człowiek nie może odnaleźć się w pełni inaczej, jak tylko poprzez bezinteresowny dar z siebie samego”. - Zatem nie ma innej drogi do szczęścia człowieka, jak miłość rozumiana jako dar z siebie. Mąż powinien służyć żonie i dzieciom, a żona mężowi i dzieciom. Tymczasem dzisiaj świat histerycznie reaguje na słowo „służyć”. „Nie będę służyć” - mówi żona. No to nie będziesz szczęśliwa, bo miłość jest służbą - zaznacza J. Pulikowski, wymieniając pięć powodów, które przeszkadzają w budowaniu komunii. Pierwszy to niedojrzałość, czego rezultatem jest egoizm. - Ileż rozdźwięków jest o pieniądze! Małżonkowie dzielą „to moje, to twoje; ja wczoraj kupiłam chleb, twoja kolej dzisiaj”. Tak, związek mogą zniszczyć pieniądze. A przecież wszystko powinno być wspólne, żadnych indywidualnych rachub - ostrzega.
Drugi powód to nieświadomość różnic, trzeci - przestają dbać o to, by było im ze sobą dobrze. - Nie doceniamy się nawzajem, a człowiek potrzebuje dowartościowania. Narzekaniem nie zmienimy drugiej osoby, raczej ją zniechęcimy. Dlatego, drogie panie, chwalcie swoich mężów. Jeżeli nie dostaną tego od was, będą szukać u innych kobiet, a żony u innych mężczyzn. I wcale nie od razu musi być to zdrada. Tak jak wy, panie, potrzebujecie czuć się najważniejszą kobietą w życiu męża, tak my, mężczyźni, potrzebujemy czuć się ważni i potrzebni w małżeństwie. Kobiety mają też znacznie większe wyczucie moralne od nas, zwłaszcza w dziedzinie seksualności. I mądrością męża jest słuchać się żony w tej dziedzinie, bo ona jest ekspertką od siebie. Jeżeli ta sfera ma dobrze działać, muszą być spełnione różne warunki - dla mężczyzny niepojęte, a dla kobiety podstawowe - poucza.
Czwarty powód to teściowie. - „Nie znasz pan mojej teściowej” - słyszę często. Odpowiadam wówczas: to traktuj ją jako siłownię... wzrostu psychicznego i duchowego. Ona cię atakuje, ty jej herbatkę, ona jeszcze gorzej - ty jej ciasteczko - radzi J. Pulikowski.
Jako piąty powód wymienia: nieumiejętność rozmowy. Ekspert radzi, by jej nie zaczynać, kiedy jesteśmy zdenerwowani. Podkreśla wagę szczerości, a przestrzega m.in. przed pochopnymi interpretacjami, nadmierną gadatliwością, ranieniem się, czego klasycznym przykładem jest wywlekanie spraw z przeszłości, czepianie się rodziny współmałżonka. Powszechny błąd to też używanie w uniesieniu słów: „bo ty zawsze...”, „bo ty nigdy...” - nieprawdziwych i krzywdzących w niemal każdym przypadku.
J. Pulikowski podkreśla, że w żadnej innej relacji człowiek - człowiek nie można wygrać tyle szczęścia, co w małżeństwie. Pod warunkiem jednak, że przestrzega się instrukcji obsługi, w której trzy pierwsze punkty dotyczą relacji z Producentem, a siedem kolejnych z drugim człowiekiem. Jednym słowem - budując związek według wskazań Boga, pomysłodawcy małżeństwa. - Jeśli uczepimy się tego sakramentu, Dziesięciu przykazań, przetrwamy wszystkie burze - zapewnia.
Znany i ceniony specjalista w zakresie poradnictwa rodzinnego przypomina, że relacje międzyludzkie ułożone są w ścisłą hierarchię: od dnia ślubu do końca życia najważniejszy ma być współmałżonek, potem dzieci, rodzice, a następnie inni ludzie. Przestawienie tej kolejności zwykle kończy się katastrofą. - Często zdarza się, że kobieta kocha bardziej dzieci niż męża. Dlatego radzę młodym mamom, by nad łóżkiem dziecka zawiesiły kartkę z przypomnieniem, kto powinien być dla niej najważniejszy. Zdarza się bowiem, że po porodzie mąż idzie w odstawkę. A kiedy dziecko, zwykle ukochany synek, dorasta, odchodzi z domu i zakłada rodzinę, mamusia nie może tego znieść. W tym czasie jej mąż żyje własnym życiem, robi karierę, nie zdając sobie sprawy z tego, że jest nieszczęśliwy. A kobieta, często w czasie menopauzalnym, zostaje z hormonami, obcym facetem w domu i bólem w sercu. Wiele razy rozmawiałem z takimi kobietami. Czują się niepotrzebne, odrzucone, powtarzając, iż przecież matka jest tylko jedna, a żon można mieć wiele. Tak myślą również kobiety z pierwszych ławek w kościele. Przypominam wtedy, że to mąż jest na całe życie i największy trud powinny włożyć w odbudowanie z nim relacji - opowiada, zaznaczając, iż to trudne, bo wymaga zmiany postępowania małżonka.
J. Pulikowski zwraca uwagę też na to, że wielu mężczyzn ma nadmiernie uczuciową relację z matką. - To katorga dla żony, która słyszy, że mamusia lepiej sprząta, prasuje, gotuje. Bywa i tak, że jeśli coś wspólnie ustalą, on dzwoni do matki i pyta ją, czy tak może być. Jeśli nie - wszystko odwołuje. Jeżeli jedno z małżonków zgłasza pretensję o nadmierne więzi z rodziną, jeśli żona subiektywnie nie czuje się pierwszą kobietą w życiu, masz to zmienić - twierdzi. - Podobnie, kiedy jedno z małżonków zgłasza problem z teściami, to nie jest on wyimaginowany, ale istnieje naprawdę. Warto jednak pamiętać, że trudne sprawy z rodzicami załatwia rodzone dziecko, nigdy na krzyż. Jeżeli żona mówi, że teściowa krzywo na nią patrzy, to mąż, choćby w to nie wierzył, ma zrobić coś, by mamusia się zmieniła. I kolejna rada: wobec rodziców zawsze stajemy murem. Długie lata w pracy w poradni dla małżeństw, setki rozmów z „pokiereszowanymi” małżonkami, z zaniepokojonymi narzeczonymi, także z teściami utwierdzają mnie w przekonaniu, że „problem teściów” nie jest wyssany z palca i wcale nie śmieszny - mówi. A rodzicom i teściom przypomina, by nie żyli życiem dorosłych dzieci, a zajęli się sobą, zaangażowali się w działalność charytatywną, społeczną, wspólnotową. Jednak trzeba uważać, by i tu nie wpaść w pułapkę, że inni ludzie staną się ważniejsi niż rodzina.
- Miałem taką sytuację, kiedy kobieta, stając się liderką wspólnoty, zaniedbała własną rodzinę. W pewnym momencie mąż obraził się na Kościół i Boga, bo zabrał mu żonę. Ona jednak nie potrafiła przerwać swojego nowego życia, krzywdząc przez to najbliższych. Pamiętajmy: odpowiedzialność za rodzinę jest najważniejsza. Jeśli nasze zaangażowanie w jakąś działalność przyniesie jej korzyść, to bardzo dobrze. Jeżeli jednak jedno z małżonków mówi, że to zagraża rodzinie, trzeba przerwać. W diecezji poznańskiej np., gdy mężczyzna chce zostać nadzwyczajnym szafarzem Komunii św., co wiąże się z obowiązkami, musi przynieść na piśmie potwierdzoną zgodę żony. W małżeństwie nie możemy decydować jednoosobowo - mówi stanowczo.
Jak podkreśla J. Pulikowski, lata pracy w poradni rodzinnej i tysiące godzin rozmów o problemach pozwalają mu na stwierdzenie, że w życiu zwykle gubią się tylko te małżeństwa, które odeszły od Boga i Jego przekazań. - Widziałem też powstania z takiego upadku, które po ludzku było niemożliwe. Kiedy? Kiedy ludzie padali na kolana, zaczynali od spowiedzi, wracali do sakramentów. Zatem jak uniknąć trudnej sytuacji w związku? Po prostu wystarczy trzymać się Pana Boga - puentuje.
Tekst powstał na podstawie konferencji J. Pulikowskiego wygłoszonych 8 i 9 października 2021 w parafii Bożego Ciała w Siedlcach.
>> Więcej artykułów z bieżącego numeru Echa Katolickiego
opr. mg/mg