W Polsce już dziś nadużywa się prawa do odbierania dzieci rodzicom, a sytuacja ma się jeszcze pogorszyć
Wioletta Szwak po odebraniu jej córki Róży. W Polsce już dziś nadużywa się odbierania dzieci rodzicom, a nowe prawo ma tę sytuację pogorszyć. Autor zdjęcia: Henryk Przondziono
Skrajnie lewicowe pomysły na kontrolę wychowania dzieci w rodzinach może w najbliższych dniach przyjąć Sejm. Przepisy „o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie”, które wbrew nazwie w rodzinę uderzają, forsują wspólnie posłowie PO i SLD.
Zapisów sprzecznych ze zdrowym rozsądkiem jest w projekcie kilka. Na przykład: „Osobom wykonującym władzę rodzicielską (...) zakazuje się stosowania kar cielesnych, zadawania cierpień psychicznych i innych form poniżania dziecka”.
Tylko z pozoru ten zapis wygląda szlachetnie. W praktyce oznacza, że rodzic, który da dziecku delikatnego klapsa w pupę, złamie prawo. A to dopiero początek listy pomysłów socjalistycznych inżynierów społecznych z PO i SLD. Pod zakaz zadawania „cierpień psychicznych” i „poniżania” można bowiem podciągnąć wszystko.
Zawstydzenie to przemoc
Precyzuje to już broszura „Poradnik pracownika socjalnego”, którą na swojej stronie internetowej zamieściło Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. Do przemocy psychicznej zalicza „zawstydzenie, narzucanie własnych poglądów, ciągłe krytykowanie, kontrolowanie, ograniczanie kontaktów”. Według ministerstwa, formą przemocy jest nawet „krytykowanie zachowań seksualnych”. Powyższe zdania oznaczają, że absurd politycznej poprawności zaczął realnie zagrażać naszemu życiu.
— Czasami żona mnie krytykuje, czasem ja podejmuję dyskusję z jakąś jej decyzją. Czy stosujemy wobec siebie przemoc? Takie absurdalne wydawałoby się pytania pojawiają się w kontekście Niebieskiej Karty dołączonej do projektu ustawy, która uznaje to za przemoc — mówi Antoni Szymański, były poseł i senator. — Albo sprawa poniżania. Jeżeli rodzic zabrania 13-letniej córce, w obecności jej kolegów, wyjścia na nocną dyskotekę, to czy ją poniża? A jeśli ogranicza jej negatywne kontakty, to czy stosuje wobec niej przemoc? Jeśli ustawa w niezmienionym kształcie wejdzie w życie, utrudni rodzicom wychowywanie dzieci. Trudniej będzie wyrażać oczekiwania określonego zachowania od dziecka. A przecież rodzic powinien spokojnie realizować swoją rolę i nie bać się zakazania np. wyjścia na nocną dyskotekę nastoletniej córce, czy skrytykowania nieodpowiedniego zachowania syna. Dzisiaj powinniśmy pielęgnować i wzmacniać władzę rodzicielską, tymczasem ta ustawa ją osłabia i stawia w podejrzanym świetle — ocenia.
Donos sąsiada
Projekt pozwala też odebrać dziecko rodzicom na podstawie jednoosobowej decyzji pracownika socjalnego. Dopiero później jego decyzję podtrzyma albo uchyli sąd. Do tego czasu twoje dziecko będzie czekać w ośrodku interwencyjnym, otoczone dziećmi z naprawdę trudnych środowisk. — Pracownicy socjalni w Polsce nie są przygotowani do podejmowania takich decyzji — ostrzega w rozmowie z „Gościem” poseł Adam Śnieżek z PiS, członek sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny, który z zawodu też jest specjalistą spraw socjalnych. — Zachodzi niebezpieczeństwo, że dzieci będą zabierane rodzicom na podstawie sygnałów zupełnie nieuprawnionych. Na przykład po doniesieniach, które są wynikiem zwykłego konfliktu z sąsiadami, dzieci mogą być odbierane z wielką dla nich krzywdą — ocenia.
Posłowie PO i SLD zlekceważyli krytykę organizacji katolickich i rodzin wielodzietnych. — W Polsce już dziś nadużywa się odbierania dzieci rodzicom. Przykładem jest sprawa małej Róży z Błot Wielkich, ale podobnych przykładów jest znacznie więcej. Dotyczą rodzin ubogich, które nie potrafią same się obronić — mówi Joanna Krupska, prezes Związku Dużych Rodzin 3+, z zawodu psycholog. — Rozszerzenie prawa odbierania dzieci na urzędników jeszcze pogorszy sytuację — dodaje.
Fatalne zapisy w projekcie ustawy są tym groźniejsze, że występują w „pakiecie” z propozycjami potrzebnymi. Dzisiaj kobieta nieraz ucieka z dziećmi z mieszkania, z którego nie da się usunąć katującego ją konkubenta. Według projektu, sąd mógłby nakazać eksmisję na bruk takiego sprawcę przemocy „w rodzinie”. Brutal mógłby też dostać zakaz zbliżania się do dawnego wspólnego mieszkania.
Niestety, ten pożyteczny zapis sąsiaduje z paragrafami, które w dłuższej perspektywie mogą doprowadzić do tak totalnego rozkładu więzi rodzinnych, jaki zafundowali sobie np. Szwedzi. Tam przepisy, na podstawie których państwo coraz silniej wtrącało się do wychowania dzieci w normalnych rodzinach, wprowadzały przez lata socjalistyczne rządy. W Polsce wraz z socjalistami robią to dziś politycy, którzy uważają się za liberałów.
Choć ustawę przygotował rząd, posłowie PO i SLD twórczo ją rozwinęli w podkomisji sejmowej. To oni dodali zakaz zadawania dziecku „cierpień psychicznych”. Wielu posłów PiS jest temu przeciwnych, ale to nie wystarczy do zablokowania ustawy. W głosowaniu całego Sejmu najwięcej będzie zależeć od postawy PSL.
Żart z taniego państwa
Nowa ustawa powoła też armię nowych urzędników. Pojawią się „koordynatorzy wojewódzcy”, a w każdej gminie „zespoły interdyscyplinarne”, liczące co najmniej siedem osób. Ma być wśród nich m.in. pracownik socjalny, przedstawiciel służby zdrowia, policji, oświaty, organizacji pozarządowych. Wystarczy jeden, wyssany z palca donos skłóconego z nami sąsiada, a zespół już założy nam, bez naszej wiedzy, „niebieską kartę”. Bez wiedzy rzekomej „ofiary” domowej przemocy, czyli np. dorosłej kobiety, zespół może gromadzić nawet informacje o stanie jej zdrowia. — To uszczęśliwianie przez państwo na siłę. Zespół interdyscyplinarny ma projektować działania zaradcze wobec takich rodzin i sprawdzać ich wykonanie, nawet bez zgody poszkodowanych dorosłych osób. Będzie mógł też podejmować działania wobec rodzin, w których przemocy nie ma, ale które są przemocą w rodzinie „zagrożone” — mówi Antoni Szymański. — Angażowanie tak wielkiej liczby specjalistów będzie oczywiście niezwykle kosztowne, mimo że w uzasadnieniu projektu mówi się zaledwie o 3 mln zł na realizację ustawy. Niektóre rozwiązania tej ustawy wiążą się z daleko idącym naruszaniem prywatności i niepotrzebną inwigilacją rodzin — ocenia.
Wiele instytucji w Polsce działa dziś na rzecz praw dziecka w bardzo ślepy sposób, bo przez podważanie autorytetu rodziców. Dzieci są zachęcane do donosów na rodziców. W założeniu ma to pomóc rodzinom patologicznym, ale w rzeczywistości sprzyja psuciu atmosfery w rodzinach normalnych.
Niedawno w Przeworsku do domu dziecka została skierowana 17-letnia dziewczyna, która zawiadomiła prokuraturę, że rodzice stosują wobec niej przemoc psychiczną. Jaką? Otóż zakazują jej zamieszkania z chłopakiem. — Prokuratura tę sprawę ostatecznie umorzyła. Jednak po wprowadzeniu tej ustawy mogłoby to mieć inny finał — ocenia poseł Adam Śnieżek. To nie fantastyka: w Szwecji podobnych spraw jest na pęczki, a sądy prawie zawsze rozstrzygają je przeciw rodzicom.
Poseł Jan Bury z PiS, szef prowadzącej domy dziecka Fundacji „Wzrastanie”, mówił w sejmowej komisji o konsekwencjach takiego podejścia: „Pracownicy wydziałów polityki społecznej urzędu wojewódzkiego przychodzą na kontrolę i na siłę uświadamiają dziecku, rozmawiając z nimi w taki sposób: jesteś bita, czy czegoś ci nie wolno, czy musisz się uczyć itd. Mówi się, że dziecko może odmawiać, ma prawo, ma wolną wolę, stanowi o sobie. Po takich wizytach, które powinny wspierać nas czy rodzinę, mamy poważny problem, bo dzieci buntują się, nie chcą słuchać, twierdzą, że wszystko im wolno. To droga donikąd. Musimy korzystać ze zdrowego rozsądku”.
Głos posła Burego też został w komisji zlekceważony.
opr. mg/mg