Jak wejść w nową rodzinę? O czym warto pamiętać?

Trudno będzie parze, której rodzice stwierdzą: Urządzimy im dom, powiemy, jakie firanki mają zawiesić, kupimy im garnki, ugotujemy obiad, bo przecież sami nie dadzą sobie rady

Trudno będzie parze, której rodzice stwierdzą: Urządzimy im dom, powiemy, jakie firanki mają zawiesić, kupimy im garnki, ugotujemy obiad, bo przecież sami nie dadzą sobie rady

Jak wejść w nową rodzinę? O czym warto pamiętać?

O czym warto pamiętać?

Czy można dać złote rady dziewczynom, które właśnie stały się synowymi?

Jak już wspominałem, trudno jest mówić ogólnikami. Myślę, że we wszystkich relacjach najważniejszy jest szacunek. Warto szanować nawzajem swoje zdania i opinie, co oczywiście nie jest równoznaczne z przyjmowaniem wszystkiego bezkrytycznie. Zawsze jednak mogę próbować zrozumieć, wysłuchać drugą osobę. Teść czy teściowa mają więcej doświadczeń, inny punkt widzenia, dlatego nie należy myśleć stereotypowo i z góry zakładać, że jeśli zabierają głos, to zawsze przeciwko nam. Nasi rodzice są na innym etapie życia, mają inne perspektywy, inne sprawy na głowie, inne problemy.

Młoda para, w której osoby mają przeciętnie dwadzieścia parę, trzydzieści lat, zupełnie inaczej patrzy na świat niż ludzie starsi. Owszem, czasy się zmieniają, metody podejścia do dzieci też, ale pamiętajmy, że rodzice nas przecież wychowywali, mają zatem doświadczenie w tym temacie. Zamiast od razu przyjmować postawę obronną, może warto posłuchać, przyjąć to, co dla nas może być pouczające i pomocne. Pamiętajmy też, że nie tylko my jesteśmy w nowej sytuacji, nasi rodzice też – uczą się być teściami, dziadkami. Ważne jest też wzajemne poszanowanie granic, jasność, w którym miejscu jest obszar mojej decyzji, a w którym kogoś innego.

Zdarza mi się obserwować pary wchodzące w związek małżeński i nową rodzinę. Często na początku widać pewien moment uwodzenia się nawzajem: staramy się sobie przypodobać, spełniać oczekiwania, dobrze wypaść. Ale potem to zanika, pewne rzeczy i relacje stają się oczywiste. Szkoda, bo poczucie oczywistości nie pozwala zobaczyć, że teściowie są w trudnej sytuacji, bo ktoś inny „zabiera” ich dziecko. Nawet jeśli czekali na ten moment i bardzo polubili przyszłego zięcia czy synową, to jednak lęk o to, czy ich dziecku będzie dobrze w małżeństwie, czy sobie poradzi itp., pozostaje. Stąd też te wszystkie komentarze, uwagi, rady. One często wynikają z troski, a nie z chęci podważenia czyichś kompetencji. Jeżeli teściowa zaczyna udzielać porad, synowa nie musi od razu wchodzić na ścieżkę rywalizacji. Wystarczy, że wysłucha, nawet jeżeli nie ma zamiaru piec sernika w ten sam sposób.

Zdarzają się jednak sytuacje, których warto unikać. Z tym że „unikać” i „wycofać się” to dwa różne określenia. Jeśli się wycofuję, to zostawiam miejsce komuś i pozwalam, żeby zaczął dominować. Po jakimś czasie budzę się całkiem zdominowany – jak to się mówi – z ręką w nocniku. Mam wtedy pretensje do wszystkich, tylko nie do siebie, a przecież uczestniczyłem w tym procesie, dałem się zmanipulować, wpłynąć na siebie. Unikanie natomiast jest według mnie czymś pozytywnym. Jeżeli ktoś mnie prowokuje, to po prostu nie daję się w to wciągnąć. Często ludzie mówią: „Jestem zdenerwowany, bo ktoś mnie zdenerwował”, ale wina też jest po ich stronie – dałeś się, człowieku, zdenerwować.

Mój mąż mówi w takich sytuacjach: „To twój problem”.

Dobrze mówi. W gabinecie często słyszę: „Bo ona mnie denerwuje”, „Bo on mnie wkurza”. „No dobrze – mówię – ale może zobaczmy najpierw, co pan/pani sam/sama może zrobić z tym zdenerwowaniem”.

Jeżeli ktoś zaczyna wyładowywać na mnie swoje emocje, powinienem pomyśleć, czy muszę się dać w to wciągnąć. Świadomość tego, co się ze mną dzieje, może pomóc, zmniejszyć napięcie w relacji, pomaga też tej drugiej osobie, bo umożliwia spokojną rozmowę.

Rodzice młodych poznają się czasem dopiero na ślubie albo chwilę wcześniej, kiedy ustala się różne szczegóły ceremonii. I zawsze dla obu stron jest to pewna niewiadoma, nawet jeśli rodzice ufają swemu dziecku, że dokonało dobrego wyboru.

Czy jedną z rad dla młodych synowych może być: „Pamiętaj, teściowa raczej się nie zmieni”?

Kiedyś słyszałem, że mężczyźni mają nadzieję, że kobieta się po ślubie nie zmieni, a kobiety – że on się zmieni. Myślę, że podczas wspomnianego przeze mnie etapu uwodzenia, kiedy jest tak miło, wydaje nam się, że tak już będzie zawsze. Młoda para zaczyna oczekiwać od teściów, że będą jak rodzice. Dlatego trzeba bardzo uważać i zadbać o wyraźną granicę, żeby te relacje się nie poplątały.

„Nie prowokuj teściowej”.

Bardzo mądrze. Kiedy już wiemy, co teściową prowokuje, unikajmy tego. Jeśli wyprowadza ją z równowagi pochwalenie ładnego kapelusza sąsiadki, nie chwalmy go. No chyba że chcemy wywołać kłótnię. Ale to też zadanie dla teściowej. Jeśli synowa nie lubi, gdy się jej zwraca uwagę, jak gotuje, to po co to robić?

„Nie daj się wpędzić w poczucie winy”.

Wzbudzanie poczucia winy jest niezwykle popularne, a równocześnie bardzo destrukcyjne.

Często ludzie nie potrafią cieszyć się życiem, bo mieli nieszczęśliwych, rozczarowanych życiem, sfrustrowanych rodziców. Po latach, kiedy są już dorośli, pozostają z rodzicami w pewnej lojalności i zastanawiają się, czy mogą mieć szczęśliwe życie, skoro matka i ojciec nie mieli. Szczęście jest dla nich wtedy blisko związane z poczuciem winy.

Już małe dzieci bywają obwiniane o różne rzeczy. Mama mówi do dziecka np.: „Nie zachowuj się tak, bo tatusia głowa boli”. I co dziecko ma zrobić z taką informacją? Znam też gorsze przykłady, np.: „Popatrz, jesteś taki niegrzeczny, że tatuś się znowu upił”. W dziecku narasta poczucie winy. Rodzice często nie znają innych wzorców regulowania zachowań czy wpływania na innych. Automatycznie wobec dzieci powtarzają to, czego sami doświadczyli w domu. Jak się z tego wyrwać? Dobrze jest się zdystansować, porozmawiać z kimś z zewnątrz, jakimś znajomym, przyjaciółką, przyjacielem. Jedna z moich pacjentek, dopiero kiedy jej syn skończył trzy lata, po raz pierwszy wyjechała sama na weekend, wybrała się do SPA. Przez te trzy lata bez przerwy była z dzieckiem, ale nie dlatego, że ktoś od niej tego wymagał, tylko przez to, że w domu panowała atmosfera przekonania, że matka powinna całkowicie poświęcić się dziecku.

Niektóre matki mówią mi w gabinecie: „Wie pan, ja jestem w stu procentach matką”. Ja wtedy współczuję przede wszystkim dzieciom. Przecież one muszą być tym bardzo obciążone. Nie można być w stu procentach matką, trzeba być też żoną, córką, przyjaciółką, siostrą, wykonywać jakiś zawód, mieć hobby. Dzieci chcą mieć szczęśliwych rodziców, a nie wyłącznie poświęcających się.

Ta moja pacjentka w końcu po tych trzech latach, kiedy była skrajnie wymęczona, na krawędzi załamania psychicznego, walnęła pięścią w stół, wyjechała i wyłączyła telefon. Dwa dni nie było z nią żadnego kontaktu, a wszystko dlatego, że przez te lata rządziło nią poczucie winy. A dla jej męża był to weekend pełen niezwykłych przygód z synem, z którym sam po raz pierwszy został na tak długo. Efektem tego weekendu było to, że ta pani zaczęła się angażować w inne sprawy i przestała być w stu procentach matką, a ten pan coraz więcej czasu zaczął spędzać z synem – pojawiła się na to przestrzeń.

W relacjach z teściami ten mechanizm może działać w dwie strony. Zarówno młodzi, jak i ich rodzice mogą wykorzystywać poczucie winy do własnych celów. „Jesteśmy tacy biedni, na dorobku, musicie nam pomóc” albo w drugą stronę: „Wy macie nowy, duży dom, pracę, pieniądze, a my już starzy jesteśmy, czemu się nami nie opiekujecie?”.

Co można doradzić młodym zięciom?

Niech co jakiś czas przeczytają teściowej Dytyramb dla teściowej Różewicza! A na poważnie – o tym mówiliśmy: szacunek, jasne granice i zasady kontaktu, nie obwiniać i nie czuć się winnym, i nie prowokować, czyli nie zadawać teściowej stojącej z miotłą pytania: „Mamusia sprząta czy odlatuje?”.

A rodzicom dorosłych już dzieci?

Chyba przede wszystkim warto uszanować odrębność młodych ludzi. Spróbować zrozumieć, że ich styl życia niekoniecznie musi być rodzinną tragedią, a może być czymś, co da im szczęście. Nie bać się rozmów o wzajemnych oczekiwaniach. I nie uszczęśliwiać dobrymi radami na siłę. Można zapytać: „Czy chcesz dobrą radę?”. Dorosłe dziecko pewnie odpowie, że nie, ale po jakimś czasie może samo zapyta, o co chodziło.

Na koniec spróbujmy dać złote rady przyszłym i obecnym teściom, przecież to oni muszą się zmagać nie tylko z nową dla nich sytuacją, ale też ze stereotypami...

Nie wiem, czy będzie to złota rada, ale myślę, że warto, aby mieli w sobie pewną otwartość. Dobrze, by pamiętali, że z jednej strony coś zainwestowali w swoje dziecko, ale z drugiej muszą pozwolić mu pójść w świat. Możemy się nie zgadzać co do różnych stylów życia, ale warto mieć pewien dystans, żeby nie narzucać swoich rozwiązań, a raczej dawać wsparcie. Trudno będzie parze, której rodzice stwierdzą: „Urządzimy im dom, powiemy, jakie firanki mają zawiesić, kupimy im garnki, ugotujemy obiad, bo przecież sami nie dadzą sobie rady”.

Najcenniejsi teściowie to ci godni zaufania, którzy równocześnie szanują nasze granice, granice naszego domu.


Jest to fragment książki:

Grzegorz Iniewicz, Beata Legutko, Jak (prze)żyć z teściami,
ISBN: 9788375959567, Wydawnictwo M, 2015

Przepełniona humorem, a jednocześnie bogatą psychologiczną wiedzą rozmowa o tym, w jaki sposób budować relację z teściami.

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama