Mediator - czyli sojusznik rodziny

Coraz więcej małżeństw się rozpada - czy jest na to jakaś rada? Tak, mediator rodzinny

Coraz więcej małżeństw się rozpada. Coraz łatwiej przychodzi młodym ludziom decyzja o rozwodzie. Dlaczego tak łatwo się poddają? Czy zrobili wszystko, aby się porozumieć? Raczej nie, bo rzadko kto szuka pomocy u mediatora.

Sama decyzja małżonków o rozstaniu jest porażką, wyrazem ich bezsilności, a jednocześnie początkiem największego koszmaru, na jaki skazują siebie i swoje dzieci. Rozpad związku jest zawsze pochodną jakiegoś kryzysu. Ten sam w sobie nie jest niczym niezwykłym. Dotyka każdej rodziny. Pojawia się najczęściej w przełomowych momentach życia, ale czasem spada na rodzinę niespodziewanie, z ukrycia. Jeśli więź małżeńska jest silna, to związek przetrwa niejedną burzę. Ale gdy małżeństwo nie ma solidnych podstaw (w postaci bezwarunkowej miłości) lub kiedy zaufanie jednego z małżonków zostało wystawione na ciężką próbę, kryzys się pogłębia. Wielu nie robi nic, aby go rozwiązać, a czas w tym przypadku wcale nie jest najlepszym lekarstwem. Jeśli małżonkowie sami nie mają pomysłu lub siły, żeby naprawić to, co się między nimi popsuło, pomoc może przynieść mediator.

Psycholog czy prawnik?

Mediacja nie jest formą psychoterapii dla małżonków, ale metodą rozwiązywania konfliktów. Koncentruje się nie na przeszłości i teraźniejszości, ale na przyszłości — i to właśnie odróżnia ją od terapii, która skupia się na odczuciach i reakcjach małżonków. Mediator jest bezstronny. Nie wyręcza w podejmowaniu decyzji, ale pomaga małżonkom w jej uzgodnieniu.

Kiedy warto skorzystać z pomocy mediatora? Właściwie na każdym etapie małżeńskiego kryzysu: i wtedy, gdy dopiero się tli, i wtedy, gdy nachodzą myśli o rozwodzie. — Najczęściej zgłaszają się do nas pary mocno skoncentrowane na przeszłości — tłumaczy mediator Agnieszka Kuliś, pedagog z Polskiego Stowarzyszenia Pedagogów i Psychologów „Macierz”. — W ich zachowaniu od razu wyczuwa się poczucie krzywdy, głębokiego zranienia, a zarazem chęć odwetu, np. za zdradę współmałżonka. Podczas konfrontacji małżonkowie czynią sobie przykre uwagi, używają obraźliwych sformułowań, wzajemnie się oskarżają i wyciągają intymne szczegóły ze wspólnego życia. Nie dbają o to, żeby nie urazić męża czy żony, przeciwnie — celowo próbują sprawić sobie przykrość. — W takiej sytuacji zaleca się rozdzielenie stron i przeprowadzenie sesji w formie spotkań na osobności — mówi Agnieszka Kuliś.
Należy podkreślić, że mediacjom nie podlegają takie sytuacje, jak: przemoc, uzależnienia i nałogi oraz choroba psychiczna. W takich wypadkach mediator może jedynie pomóc w kontakcie z odpowiednim specjalistą.

Jak oni się kłócą?

Domowe spory między małżonkami najczęściej kończą się albo frustracją, wywołaną poczuciem, że „nic się nie zmieniło”, albo świadomością porażki: „że mimo walki nie udało się osiągnąć założonego celu”. W badaniach nad konfliktami w rodzinach, przeprowadzonych przez CBOS w 2008 r. (na zlecenie Centrum Mediacji Partners Polska), ponad 43% respondentów wyznaje, że „rozmowy sprowadzają się do wypowiedzenia wzajemnych żalów i pretensji”. Ciągłe obwinianie się, pretensje, ataki, żale i kłótnie sprawiają, że małżonkowie nie potrafią spojrzeć na swoje problemy z dystansem. — Pod wpływem negatywnych emocji małżonkowie przyjmują różne postawy — wyjaśnia Izabela Jacewicz, pedagog ze Stowarzyszenia „Macierz”. — Początkowo jest to niechęć do podejmowania dialogu i słuchania, wycofanie (bierność, milczenie), zrzucanie odpowiedzialności za swoje zachowanie na współmałżonka. W końcu oboje obrażają się na siebie, a konflikt przeradza się w wymianę absurdalnych argumentów: „Ja tyle pracuję, a od ciebie wciąż słyszę pretensje”. Wzajemne zarzuty i złość odżywają prawie przy każdej rozmowie. Mało tego — małżonkowie zaczynają się otaczać „powiernikami swoich trosk”, u których szukają nie tyle sposobu na rozwiązanie problemów, ile poparcia. Stopniowo budują zaplecze osób, które tylko im przytakują (rodzice, przyjaciele, znajomi z pracy), utwierdzając się z każdym „tak, masz rację” w słuszności swojej postawy; aż wreszcie dochodzi między nimi do walki.

Trudna sztuka słuchania

Wzajemne obwinianie się to stały element każdej kłótni. Małżeństwa w kryzysie nawet przy błahych rozmowach nie mogą się powstrzymać przed zrzucaniem winy na siebie nawzajem bądź na okoliczności. Osoba bezstronna, czyli mediator, pilnuje, aby unikali tego w trakcie rozmowy. — Podczas spotkań z mediatorem obowiązują pewne zasady, które są wypisane na planszy — mówi Izabela Jacewicz. — Małżonkowie stopniowo uczą się: uważnie słuchać argumentów drugiej strony, spokojnie i precyzyjnie artykułować swoje potrzeby i negocjować swoje prawa w związku. W końcu wypracowują kolejne elementy, których muszą przestrzegać. W warunkach domowych często nie mają możliwości rozmawiać w ten sposób (bo inni domownicy słyszą, bo wezmą górę emocje i rozmowa przerodzi się w kłótnię). Mediator ustala reguły rozmowy, skłania do podjęcia zobowiązań i pilnuje, aby były one przestrzegane. Sprawdza też, czy decyzje podjęte podczas spotkań są niezależne, niewymuszone przez jedną ze stron.

Rzecznicy dziecka

Mediatorzy nie pozwalają, by przy okazji kryzysu w małżeństwie krzywda spotkała dziecko. Zdarza się bowiem, że skłóceni małżonkowie tak bardzo skupiają się na własnych „krzywdach”, że wszystko przestaje się dla nich liczyć oprócz „własnego ja” — także dziecko. „Mam 13 lat i moi rodzice chcą się rozwieść. Co chwilę powtarzają, że sama będę musiała zdecydować, z kim zamieszkam, a ja nie chcę podejmować takiej decyzji. Czy jest możliwość, żebym nie musiała decydować, tylko żeby sąd zrobił to za mnie?” — to wpis jednej z internautek na forum poświęconym rozwodom. Dziecko nie może być narażone na taki wybór! To rodzice, nie sądy, muszą zdecydować, jak w trakcie separacji lub rozstania ma wyglądać opieka nad dzieckiem. W takich sytuacjach mediatorzy pomagają uzgodnić wspólne stanowisko. Bywa, niestety, i tak, że przy rozstaniu matka lub ojciec chcą rozdzielić dziecko także z drugim rodzicem. „Nie mam rozwodu, ale nie mieszkam z mężem. Dziecko, oczywiście, zabrałam, bo nie wyobrażam sobie, jak matka może zostawić dziecko ojcu!” — tak najczęściej matki uzasadniają swoją decyzję podczas pierwszej sesji mediacyjnej. — Kobiety, które żyją w poczuciu krzywdy, starają się uniemożliwić kontakty dziecka z ojcem, traktując to jako karę dla małżonka. Tymczasem największą krzywdę wyrządzają wtedy dziecku — tłumaczy jedna z mediatorek. Czasami ojcowie sami usuwają się w cień, bo nie chcą konfrontacji z żoną albo jest im wstyd przed dziećmi. Widują się z dzieckiem w weekend i mogą je rozpieszczać, miło spędzać czas, obdarować pieskiem czy drogą zabawką. A codzienny trud wychowawczy i rozwiązywanie problemów spadają na „niedobrą stronę”, czyli matkę. Sytuacji nie polepszy też rozwód, bo rodzice nie będą mieli ustalonych zasad postępowania. Sprawa rozwodowa trwa 15 minut i na sali sądowej nikogo nie interesuje sfera emocjonalna, a już najmniej sytuacja dziecka. Tzw. dobro dziecka jest zasądzane odgórnie, bez wcześniejszego zbadania podziału ról wychowawczych w rodzinie. Wszystkie tematy związane z dzieckiem rodzą się nadal w atmosferze konfliktu. W ostateczności żona wnosi kolejną sprawę o ograniczenie kontaktu z dzieckiem lub mąż o dodatkowe widzenia. I walka trwa — mimo orzeczonego rozwodu...

— Mediacje nie cieszą się popularnością w sądach — twierdzi Agnieszka Kuliś — ponieważ zakładają osiągnięcie porozumienia, a nie zwycięstwo jednej ze stron. Z punktu widzenia sądownictwa jest to więc działanie nieopłacalne. Ale dla rodziny najważniejsze jest jedno: że mediacje mogą zapobiec rozpadowi związku i przyczynić się do wzajemnego zrozumienia małżonków.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama