Okazywanie sobie nawzajem uczuć jest dobre - ale czy musimy to robić w taki sposób, jakbyśmy cierpieli na jakiś emocjonalny wilczy głód?
"Tryby" nr 9/2011
Rozluźnienie stosunków społecznych maluje się wyraźnie na ulicach naszych miast. Co wolno dzisiaj, czego nie wolno było kiedyś? Ewolucja przyzwolenia społecznego rzuca nam przed oczy niesmaczne obrazy.
Wszystko zaczyna się w Raju
Na kartach Biblii jest mnóstwo związków — Adam i Ewa, Abraham i Sara, Izaak i Rebeka, św. Elżbieta i kapłan Zachariasz czy wreszcie Najświętsza Maryja Panna i św. Józef. Jak wyglądały ich wzajemne relacje, tego do końca nie wiemy. Pewne jest jednak, że wymienione wyżej pary miały w stosunku do siebie coś, czego zdecydowanie brakuje parom współczesnym.
To tak, jakby człowiek znalazł garnek złota po drugiej stronie drewnianego mostu wiszącego nad przepaścią i tak bardzo tego złota pragnął, że próbując przenieść je na drugą stronę zapomniał, że ten most nie wytrzyma jego ciężaru. |
Problem tkwi w... szacunku
Nie jest łatwo pisać o czymś, co dzieli nasze społeczeństwo dość mocno. Wydawać by się mogło, że każdy problem ma swoich zwolenników jak i przeciwników. Tutaj kwestia jest o tyle bardziej drażliwa, że jej fundamenty leżą głęboko w istocie człowieczeństwa. Chodzi o wartość, która dla współczesnego społeczeństwa konsumpcyjnego jest zdecydowanie passé, a mowa o szacunku.
Dlaczego wspomniałam wyżej o biblijnych parach i o tym, że parom współczesnym czegoś brakuje? Ponieważ zauważalny jest istotny brak szacunku dwojga ludzi do siebie. Trochę okrężną drogą dochodzimy do sedna problemu — do publicznego okazywania uczuć.
Zwierzęciejemy
Nauczeni byliśmy, że człowieka od zwierzęcia różni umiejętność okazywania uczuć. Że człowiek może swoje zachowania pohamować w przeciwieństwie do zwierząt, które kierują się instynktem. Że człowiek ma poczucie wstydu, a zwierzętom tego poczucia brakuje. Rzeczywistość weryfikuje te tezy, stawiając przykrą dla nas diagnozę — stajemy się coraz bardziej zezwierzęceni, jednocześnie tracimy cechy typowo ludzkie.
Patrząc na pary, które przystanek autobusowy czy ławkę w parku biorą za miejsce do uzewnętrzniania swoich uczuć nie mogę pozbyć się przekonania, że nie dojrzały one jeszcze do tworzenia prawdziwych relacji z drugim człowiekiem. Powodem tego może być ich potworny głód. Wszyscy chcemy poczuć miłość i nie ma się czego wstydzić. Jest to wpisane w nasze życie od początku, dlatego gdy już dostajemy jakąś namiastkę tej wielkiej miłości, chcemy jak najwięcej z niej zabrać dla siebie. To tak, jakby człowiek znalazł garnek złota po drugiej stronie drewnianego mostu wiszącego nad przepaścią i tak bardzo tego złota pragnął, że próbując przenieść je na drugą stronę zapomniał, że ten most nie wytrzyma jego ciężaru. Jesteśmy desperatami, którym brakuje umiaru. A czym tak naprawdę jest ten umiar? O. Leon Knabit w swojej książce Alfabet. Moje życie idealnie ujmuje to pojęcie: „Umiar to umiejętność opanowania emocjonalnych zaangażowań. Tylko miłować trzeba bez umiaru. Ale już uzewnętrznienie miłości powinno być pełne umiaru”. Nie sposób się z tym nie zgodzić.
Brak ci wstydu!
Nie sposób nie zgodzić się również z tym, że na znaczeniu straciło pojęcie wstydu. Bo kogo nazwiemy teraz mężczyzną wstydliwym czy wstydliwą kobietą? Nawet samo słowo „wstydliwy” ma dość obciachowy wydźwięk, prawda? Osoba wstydliwa kojarzy się nam z kimś, kto cały czas żyje w cieniu swoich wyluzowanych kolegów i koleżanek. Wstydliwym jest mężczyzna, który nie podrywa nachalnie dziewczyny w knajpie. Kobieta wstydliwa to taka, która zawsze ubiera długie do kostek spódnice i niemodne golfy. Oto, co przychodzi nam na myśl, gdy myślimy o wstydzie. Owszem, powyższe przykłady bez wahania możemy zaliczyć do kategorii „wstydliwość”, jednak pojęcie wstydu nie ogranicza się jedynie do tych kwestii. Wstyd to coś więcej. Wstyd objawia się w świadomości własnej godności, w świadomości bycia człowiekiem ze wszystkimi jego indywidualnymi cechami. Wstyd to wartość będąca podstawą do uważania siebie za osobę wartą szacunku, a co za tym idzie — oczekiwania tego szacunku od innych.
Wiecznie głodni
Wracając jeszcze do kwestii naszych wygłodniałych par chcę zauważyć, że nie chodzi mi o to, żeby nagle cały świat zakochanych przestał okazywać sobie miłość. Jakkolwiek banalnie to zabrzmi, okazywanie sobie uczuć samo w sobie jest dobre i wskazane, dopóki nie przekracza się pewnych granic. Czasami jednak takie banalne frazy najłatwiej rzuca się w kąt, by oddawać się miłosnej konsumpcji. Tym, którzy tak konsumują swoje związki nie pozostaje życzyć niczego innego, jak tylko tego, żeby tej miłości wystarczyło im na całe życie. Nie lubimy przecież żyć na głodzie.
opr. aś/aś