Pamiętajmy o mediach

Kto pamięta o wyznaczonym na tę niedzielę Dniu Środków Społecznego Przekazu? Obawiam się, że niewielu.

Kto pamięta o wyznaczonym na tę niedzielę Dniu Środków Społecznego Przekazu? Obawiam się, że niewielu.

Tym mniej liczni są ci, którzy przypomną sobie orędzie papieża Franciszka na tę okazję. Trudno się dziwić, skoro od ogłoszenia orędzia upłynęło już dziewięć miesięcy. Coraz bardziej widać, że termin wybrany przez Konferencję Episkopatu Polski na dzień mediów jest nie najlepszy. Nie tylko ze względu na odległość czasową od proklamacji papieskiego orędzia i na to, że prawie we wszystkich krajach obchodzi się ten dzień w okresie wielkanocnym. Wtedy również podczas modlitwy Regina coeli na placu św. Piotra na rolę mediów zwraca uwagę sam papież. Jego głos dzięki transmisjom telewizyjnym i radiowym dociera do milionów wiernych w Polsce. I nie ma sensu zawracać kijem Wisły.

Dodatkowo przed paru laty Episkopat Polski wyznaczył Tydzień Wychowania Katolickiego właśnie na czas, który obejmuje tę niedzielę września, kiedy wypada Dzień Mediów. W praktyce więc nikt już prawie o mediach w trzecią niedzielę września nie mówi. Nowa inicjatywa przykryła wcześniejszą, a do tego większości duchownych tematyka wychowania katolickiego i katechezy, na której się znają, jest bliższa, niż niebezpieczny świat mediów. Iskierką nadziei jest obietnica abp. Wacława Depo, który aktualnie przewodniczy Radzie ds. Mediów Konferencji Episkopatu Polski, że rozpocznie dyskusję o możliwości dostosowania terminu Dnia Mediów w Polsce do tego, który przyjęto na Zachodzie.

Temat mediów bywa dla wielu hierarchów trudny. Działalność na tej niwie nie była przecież, łagodnie mówiąc, dla polskich biskupów pasmem sukcesów. U początków transformacji, choć była taka propozycja, zrezygnowano z ogólnopolskiej częstotliwości telewizyjnej, z obawy przed skalą wyzwań. Wówczas była to jedyna ogólnopolska częstotliwość poza TVP 1. Telewizja zaś odgrywała niepomiernie większą rolę, niż dzisiaj. Potem pogrzebano nadzieje na wielki dziennik katolicki. Wreszcie dopuszczono do plajty i sprzedaży ogólnopolskiej sieci Radia Plus i kompromitacji z TV Puls, startującą jako katolicka. To tylko parę przykładów. W ostatnich latach doszedł jeszcze zamęt wokół redakcji katolickiej w TVP, bynajmniej nie z winy władz telewizji! A nawet kłopoty z portalem Opoka – zobaczymy, czy uratuje go teraz ks. Marek Gancarczyk. Dobrych mediów nie robi się dekretem i pieniędzmi, ale charyzmatem i sercem.

Przykładem tego mogą być media tworzone oddolnie przez o. Tadeusza Rydzyka CSRR, gdzie kluczem do powodzenia był charyzmat ojca założyciela. Ale z takimi hierarchia często miewa kłopoty. Napięcia między charyzmatem i hierarchią znane są w Kościele od zawsze, a media tylko je potęgują, bo tworzą równoległe wobec hierarchii autorytety. W rankingach na najbardziej wpływowych ludzi Kościoła o. Tadeusz wyprzedza nie tylko swojego prowincjała, ale także prymasa Polski i nawet samego przewodniczącego Konferencji Episkopatu. Potrzeba więc mądrości i pokory, żeby nie dochodziło między nimi do konfliktu jak między Dawidem i Saulem. Mało który rządca potrafi usiedzieć, gdy kobiety (lub mężczyźni) przypisują większe znaczenie jego podwładnemu, niż jemu. Stąd niektórzy wolą mieć media słabe, ale całkowicie podporządkowane sobie, niżeli dobre i silne, ale bardziej samodzielne.

Prasa katolicka także ma swoje specyficzne problemy. Właśnie uderza w nią upadłość Ruchu, który w przestrzeni publicznej kolportuje najwięcej egzemplarzy. Prenumeratę czasopism niszczy fatalna jakość usług Poczty Polskiej. Od środy do niedzieli przesyłki nie docierają do adresatów nawet w Warszawie! Na to nakładają się rosnące koszty papieru, druku i inne. Zmiany cywilizacyjne sprawiają, że coraz więcej ludzi nie sięga już po tradycyjne media. Kolportaż parafialny zaś, który jest siłą prasy katolickiej, jest zarazem jej słabością. Decyzję, do których katolickich tytułów wierni mają dostęp w danej parafii i diecezji, podejmuje odpowiednio biskup i proboszcz. Stąd nie wszędzie można kupić np. tygodnik „Idziemy”. Wystarczy, że komuś osobiście nie spodoba się choćby wywiad z kard. Zenonem Grocholewskim albo nie lubi ks. Zielińskiego i nie wystawi naszego tygodnika do sprzedaży. Musimy się z tym wszystkim mierzyć.

Często my, dziennikarze i wydawcy katolickich mediów, jesteśmy jak Dawid idący z procą na Goliata. Nie ma co się nad nami użalać. Dzięki Bogu, nie jesteśmy na pozycji z góry przegranej. Ale pamiętajcie o nas chociaż w tę niedzielę w swoich modlitwach.

"Idziemy" nr 37/2018

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama