Bóg słyszy wołania swego ludu

Podróż Papieża Franciszka do Ameryki Łacińskiej łączyła się z bardzo silnym przesłaniem społecznym - nie przypadkiem jej celem były najbiedniejsze kraje tego kontynentu

Bóg słyszy wołania swego ludu

Ziemia, dom i praca dla wszystkich to święte prawa. Warto o nie walczyć. Niech krzyk wykluczonych zostanie usłyszany w Ameryce Łacińskiej i na całej ziemi.

Zakończona w niedzielę papieska pielgrzymka do trzech najbiedniejszych krajów Ameryki Łacińskiej — Ekwadoru, Boliwii i Paragwaju — to bez wątpienia jedno z ważniejszych wydarzeń obecnego pontyfikatu. Franciszek przybył na swój kontynent z bardzo silnym przesłaniem społecznym.

Papieskie gesty i wypowiedziane słowa — spotkanie z ruchami ludowymi w Santa Cruz, wizyta w więzieniu w Palmasola, modlitwa w miejscu, gdzie znaleziono ciało zamordowanego przez militarne bojówki w marcu 1980 r. jezuity Luisa Espinala, spotkanie z ubogimi mieszkańcami slamsów Bañado Norte na obrzeżach paragwajskiej stolicy Asunción — są wyraźnym sygnałem dla całego Kościoła, nie tylko Ameryki Łacińskiej, aby powrócić do ewangelicznych korzeni, czyli zaangażowania na rzecz ubogich. W swoim pierwszym przemówieniu w Boliwii w czasie uroczystości powitania na lotnisku El Alto papież powiedział: „Głos musi być profetyczny i naszym zadaniem jest mówić w imieniu Kościoła, wychodząc zawsze od preferencyjnej opcji na rzecz ubogich. Nie można wierzyć w Boga Ojca, nie dostrzegając brata w każdej osobie. Nie można naśladować Chrystusa, nie ofiarowując życia za tych, za których On umarł na krzyżu”. Natomiast w dzielnicy nędzy Asunción przypomniał: „Wiara czyni z nas bliźnich, otwiera nas na drugich. Wiara inspiruje nas do zaangażowania, pobudza solidarność... Wiara, w której nie ma solidarności jest martwą. «Och, ja jestem katolikiem, chodzę w każdą niedzielę na Mszę, modlę się». Ale czy wiesz, co dzieje się na twym osiedlu? Czy wiesz, że twój sąsiad cierpi? Odwiedzasz go? Pomagasz mu? Jeżeli tego brakuje, to taka wiara jest bardzo słaba. Jest to wiara bez Chrystusa, wiara bez Boga. Bóg w Chrystusie stał się solidarny z ludem. Jeżeli wiara nie prowadzi do solidarności między nami jest karykaturą wiary. Nie jest to wiara w Jezusa”.

Wiara i polityka

Niestety w licznych środowiskach kościelnych kwestie społeczne bardzo często spychane są na margines, pomijane milczeniem lub też sprowadzane jedynie do chrześcijańskiego obowiązku jałmużmy. Rodzi się to najczęściej z obawy, żeby nie zostać posądzonym o sprzyjanie marksizmowi. Wymowne jest zdanie brazylijskiego biskupa Heldera Camary: „Gdy daję ubogim chleb, nazywają mnie świętym, gdy pytam, dlaczego nie mają chleba, mówią, że jestem komunistą” — mówił zmarły przed 16 laty jeden z czołowych przedstawicieli teologii wyzwolenia.

Kościół Ameryki Łacińskiej to żywe świadectwo męczeństwa i przelanej krwi z rąk prawicowych reżimów i wojskowych dyktatur. Warto przypomnieć słowa Jana Pawła II ujęte w formie znaczącego pytania: „Czy można powiedzieć, że klęska komunizmu oznacza zwycięstwo kapitalizmu jako systemu społecznego i że ku niemu winny zmierzać kraje, które podejmują dzieło przebudowy gospodarczej i społecznej?”. Franciszek odwiedzając swój kontynent, przypomniał, że do istoty Kościoła należy być blisko ubogich. Ponieważ zaangażowanie na rzecz ubogich „wynika z Ewangelii, wynika z tradycji Kościoła i nie jest wymysłem komunizmu”. Wizyta w Ameryce Łacinskiej była przypomnieniem o słowach zawartych w Biblii: „Bóg słyszy wołania swego ludu”. Franciszek uczynił swoim ten głos i dodał: „«Nie» dla ekonomii wykluczenia i nierówności! Ziemia, dom i praca dla wszystkich naszych braci i sióstr. Powiedziałem to i powtarzam raz jeszcze: są to święte prawa. Warto, warto o nie walczyć. Niech krzyk wykluczonych zostanie usłyszany w Ameryce Łacińskiej i na całej ziemi”.

Oczywiście nie zabrakło elementów, które zostały nadmiernie wyolbrzymione przez media, jak wizerunek Ukrzyżowanego na sierpie i młocie, który papież otrzymał w prezencie od boliwijskiego prezydenta Evo Moralesa. „Nic o tym nie wiedziałem” — powiedział Franciszek, przyjmując upominek, kiedy dowiedział się, że jest on kopią krzyża uczynionego przez Luisa Espinala jako znak dialogu chrześcijan z ruchem robotniczym, w tym oczywiście także dialogu z marksistami. „Nie jest to jednak interpretacja marksistowska religii” — powiedział rzecznik Watykanu, o. Federico Lombardi, choć oczywiście, dodał, żartując, nie uważa za stosowne, aby umieszczać taki znak w kościołach. Należy jedynie żałować, że z podobnym zaintresowaniem mediów nie spotkał się krzyż z redukcji jezuickich z Chiquitos (Boliwia), którego kopie zostały wręczone misjonarzom, wyruszającym w ramach misji kontynentalnej, zainicjowanej przez V Konferencją Episkopatu Latynoamerykańskiego w Aparecida, do wszystkich krajów całej Ameryki, w tym także do Stanów Zjednoczonych i Kanady.

Jak ryba w wodzie

Biorąc pod uwagę zróżnicowanie geograficzne i klimatyczne krajów, które odwiedził papież, należy podkreślić, że był to prawdziwy tour de force, który z trudnością zniosłaby osoba młoda i w pełni sił. Udało się to 78-letniemu człowiekowi, który nie ma części prawego płuca. W niedzielę papież przemieścił się z upalnego Rzymu do bardzo chłodnego Quito. W czasie lotu, ze względu na różnicę czasu, przyszło mu cofnąć zegarek o 8 godzin, a lądując znalazł się na wysokości 2800 m n.p.m. Już następnego dnia celebrował Mszę św. w Guayaquil w 40-stopniowym upale, w mieście znajdujacym się na poziomie morza, gdzie wilgotność powietrza wynosiła 90 proc. Wieczorem i następnego dnia znów wysokość i chłód Quito. Z Ekwadoru samolot przeniósł go do boliwijskiego El Alto, znajdującego się na wysokości 4008 m n.p.m. El Alto, podobnie jak sąsiadujące La Paz, w dniach bezpośrednio poprzedzających wizytę pokryte było śniegiem. Każdy, kto miał okazję odwiedzić te andyjskie miasta, zdaje sobie sprawę z trudności, jakie przeżywa organizm nieprzyzwyczajony do podobnych wysokości. Po czterogodzinnym pobycie w niemalże mroźnym La Paz, papież przeniósł się do tropiku Santa Cruz de la Sierra, miasta znajdującego się na wysokości 416 m n.p.m. i o klimacie charakterystycznym dla regionu dorzeczy Amazonki. Asunción w Paragwaju przywitało papieża obfitym deszczem i wilgotnością powietrza wynoszącą 100 proc. To wszystko ukazuje różnorodność i bogactwo krajobrazowe kontynentu, ale równocześnie staje się próbą fizycznej wytrzymałości dla osoby, która pragnie w krótkim czasie odwiedzić te miejsca.

Program wizyty był niezwykle bogaty: każdego dnia papież wygłaszał po kilka przemówień, gdzie często odchodził od tekstu wcześniej przygotowanego, celebrował Msze św., spotykał się z różnymi grupami wiernych, z szefami państw, z duchowieństwem. Pragnął uścisnąć dłoń niemalże każdej osobie, zatrzymywał się, gdy ktoś prosił go o możliwość zrobienia pamiątkowej fotografii... i zawsze był uśmiechnięty. „Papież jest zmęczony, jednak stan jego zdrowia jest bardzo dobry. Widać, że jest szczęśliwy i bardzo umocniony serdecznością ludzi” — mówił w czasie konferencji prasowej w przedostatnim dniu papieskiej wizyty paragwajski lekarz Carlos Morínigo, który czuwał nad stanem zdrowia Franciszka w czasie jego pobytu w Paragwaju.

Gesty spontanicznej serdeczności ludzi wymykały się nierzadko spod kontroli osobistej ochrony, jak miało to miejsce w czasie ceremonii pożegnania na lotnisku w Quito oraz w czasie powitania w El Alto i Asunción, gdzie dzieci zwyczajnie rzuciły się na papieża, pragnąc indywidualnie go uściskać. Wzruszającą była scena, jaka miała miejsce w czasie spotkania papieża z chorymi dziećmi w szpitalu pediatrycznym Acosta Ñu w Asunción. Kilkuletni syn pracującej tam pielęgniarki podarował papieżowi swoją akredytację z imieniem, nazwiskiem i zdjęciem, prosząc, by Ojciec Święty o nim nie zapomniał. Ángel Hugo Reyes Florentín podszedł do papieża i przytulił się do niego, gdy ten przemawiał, a potem zdjął z szyi swoją akredytację i wręczył mu mówiąc: „Masz tam moje zdjęcie. Daję ci to, abyś pamietał o mnie”. Papież wskazując na to dziecko, powiedział: „Właśnie tego chce od nas Jezus, abyśmy posiedli tę prostotę, jaką mają dzieci”.

Papież rezygnował ze sjesty, aby spotkać się z dawno niewidzianymi przyjaciółmi, jak na przykład z 90-letnim jezuickim współbratem Francisco Cortésem, wychowawcą kleryków z okresu kiedy Jorge Bergoglio był prowincjałem. Franciszek celebrował w formie prywatnej urodziny osób towarzyszących mu w podróży, jak te 49. o. Antonio Spadaro, dyrektora La Civiltá Cattolica, obchodzone w Guayaquil. Pomimo tempa papież był nadzwyczaj sprawny. Widać, że klimat Ameryki służy Franciszkowi i łatwo można było zauważyć, że czuł się szczęśliwy z powrotu do domu, z dala od wszelkich kurialnych sporów i kłopotów. „Osobiście sam się dziwię, skąd we mnie ta siła, której brakowało mi w ciagu ostatnich dwóch lat” — przyznał się papież w rozmowie z o. Federico Lombardim.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama