Z Salem Solo spotkaliśmy się w kuluarach hali Copernicus Center, godzinę przed jego wyjściem na scenę. Widziałem go na żywo po raz pierwszy i jak na artystę, wydawał się być bardzo opanowany. podczas przeprowadzania wywiadu nie przeszkadzała mu zagłuszająca nas chwilami kilkunastoosobowa kapela góralska, która za ścianą stroiła właśnie swe instrumenty. Po swoim koncercie zabrał mnie na stronę i pokazał videoklipy do nowych piosenek na małym ekraniku laptopa, który towarzyszył mu w czasie festiwalu.
z SALEM SOLO na VIII Festiwalu Piosenki w Chicago
rozmawia Andrzej Bujnowski OP
W Polsce znamy cię głównie jako wokalistę grupy CLASSIX NOUVEAU, która już dawno nie istnieje. Kiedy i jak zakończyłeś z nią współpracę?
To było podczas mojego pierwszego tourne po Polsce w 1983 roku. Pamiętam koncert we Wrocławiu, który okazał się wielkim sukcesem. Przyszło tysiące ludzi. Kiedy wieczorem wróciłem do hotelu, powiedziałem sobie - na pewno jest COŚ więcej. Boże, jeżeli jesteś, chcę to wiedzieć. Sześć miesięcy później pojechałem na pielgrzymkę do San Damiano w Asyżu i odkryłem, że istnienie Boga jest prawdą. Doszedłem wtedy do wniosku, że czas rozstać się z muzyką rockową. Byliśmy jednak bardzo popularni w Polsce, gdzie zaproszono nas na kolejne tournee w 1984, a potem w 1985 roku. Wtedy to napisałem piosenkę o San Damiano, która stała się dużym hitem w Wielkiej Brytanii i w Polsce. Moja popularność wzrosła jeszcze bardziej, gdy zacząłem manifestować wiarę katolicką. W tamtym czasie była ona w Polsce bardzo żywa, przez co miałem jeszcze większy kontakt z publicznością, niestety, coraz mniejszy z moim zespołem. Jego muzycy nie byli chrześcijanami. Grupa rozpadła się w końcu w 1985-1986 roku.
Polska przyczyniła się zatem do zmiany w twoim życiu?
Bóg zdecydowanie jej użył, to fakt.
Czy wiesz coś o Kościele w Polsce, o ludziach, którzy go tworzą?
Kiedy ostatnio byłem w Polsce podczas wizyty papieża we Wrocławiu - dwa, trzy lata temu, zaskoczyło mnie spotkanie wielu młodych charyzmatycznych księży prowadzących grupy młodzieżowe. Pytałem ich - gdzie byliście, kiedy przyjeżdżałem do Polski w latach 80. Oni odpowiedzieli, że w tym czasie byli w seminarium.
Jak potoczyła się dalej twoja kariera? W naszych czasach przyznanie się popularnego artysty, że jest człowiekiem wierzącym zapowiada zwykle jej koniec...
Zanim społeczeństwo i media miały okazję mnie odrzucić, ja je pierwszy odrzuciłem, bo czułem, że wiadomość, jaką miałem do przekazania, jest ważniejsza niż ja sam. I starałem się znaleźć wszelkie możliwe środki, by przekonać ludzi do wiary, przekazać im prawdziwego Boga, jak prawdziwy jest dla mnie. Zacząłem pisać piosenki o tematyce religijnej i pracować z młodymi ludźmi. Dziś także to robię posługując się różnymi sposobami, od bezpośrednich spotkań z ludźmi - po audycje radiowe. Wszystko to, rzecz jasna, w celu mówienia o Bogu, nie o mnie. Nie ważne, czy jestem popularny, czy nie. Jedyne co się dla mnie liczy, to - czy jestem skuteczny w przekazywaniu tej wiadomości. Jeżeli ludzie odbiorą moc i światło tego przesłania, wtedy jestem szczęśliwy.
Czy po rozwiązaniu CLASSIX NOUVEAU próbowałeś stworzyć nowy zespół?
W Kościele katolickim bycie oryginalnym nie jest za bardzo popierane i ludzi, którzy graja na gitarze czy perkusji, nie zachęca się, żeby grali w kościołach. Gdy więc zacząłem pisać piosenki o tematyce religijnej, nie mogłem znaleźć muzyków w Kościele katolickim, którzy chcieliby ze mną grać. Byłem zmuszony szukać ich wśród innych chrześcijan, na przykład baptystów. Okazało się to dla mnie dobre, ponieważ oni zupełnie inaczej pojmują wiarę. Nie wstydzili się modlić o uzdrowienie innych ludzi i pokazywać, że wszystko co Biblia mówi o Jezusie jest prawdą także dzisiaj. To pomogło mi w wierze i zachęciło, by modlić się za ludzi i oczekiwać cudów.
Jak potraktowali cię twoi dawni fani, fani zespołu CLASSIX NOUVEAU?
Trudno powiedzieć. Mam stronę internetową, na którą ludzie wciąż przesyłają wiadomości, i mówią, że są moimi fanami. Znają moje nagrania i wiedzą, że teraz jestem chrześcijaninem. Myślę, że to akceptują.
Czy w twojej ojczystej Anglii dużo ludzi wie, że teraz śpiewasz i mówisz o Bogu?
Oczywiście! Wszyscy o tym wiedzą. Czasem ludzie pytają mnie nawet o opinie, na przykład, co Kościół katolicki myśli o Madonnie.
Chciałem zapytać, co tak naprawdę ważnego odkryłeś dla siebie w Jezusie Chrystusie?
Warto przede wszystkim wiedzieć, że Chrystus jest żywy, prawdziwy, że troszczy się o nasze życie. I to, co obiecał, jest nie tylko dla wymienionych w Biblii, ale dla wszystkich ludzi i czasów. Jest bardzo ważne, aby wiedzieć, że On chce zmieniać nasze życie, wspierać nas i być z nami. Trzeba też uwierzyć, że Bóg kocha nas nie dlatego, że jesteśmy dobrzy. Nie kocha nas za rzeczy, które robimy i za to, że chodzimy do kościoła, ale dlatego, że po prostu jesteśmy. To wystarczy. I że Bóg Ojciec, który nas stworzył, jest naszym ojcem nawet wtedy, gdy rodzony ojciec nie jest dla nas dobry. Jest nim wciąż, gdy czujemy się opuszczeni i odrzuceni. Jako nasz Ojciec troszczy się o każdy szczegół naszego życia. Ale najważniejsze to zrozumieć (myślę, że to jest trochę trudne dla katolików), że Duch Święty jest tak samo ważny jak Bóg Ojciec i Jezus. Bez Ducha Świętego nie mamy wiary i odwagi, nie możemy spontanicznie uwielbiać Boga. W Kościele katolickim ludzie często wydają się być bardzo powściągliwi i nieśmiali. Potrzebują Ducha Świętego, aby uwolnić w sobie radość. Tylko dzięki niej możemy stać się jak dzieci. Chrystus zapowiedział, że musimy upodobnić się do nich, aby wejść do Królestwa Niebieskiego. Małe dzieci nie czują lęku przed kimś lub czymś, i tylko Duch Święty może sprawić, że my też tacy będziemy. To jest moim odkryciem!
Czy na twojej drodze wiary wspiera cię jakaś grupa ludzi, lub mówiąc inaczej - czy jesteś w jakiejś wspólnocie modlitewnej?
Ostatnio założyłem w Stanach grupę, która nazywa sie "Acts" (dzieje, czyny - przyp. red.) i ma być ona jak "dzieje" apostołów w czasach, gdy pierwsi chrześcijanie gromadzili się zjednoczeni przez jeden cel i Ducha (Ducha Świętego). Mając Go dzielili się wszystkim, co mieli, i mówili innym o Jezusie. Grupa ta liczy około 20-25. osób, z różnych środowisk. Trochę młodzieży, ludzi starszych i w średnim wieku, łączy nas wspólna wiara. Są ludzie, którzy wspierają nas różnymi darami, sponsorują nas, są też tacy, którzy poświęcają nam czas. Grupa spotyka się więcej niż dwa razy w tygodniu.
Jak powstają twoje piosenki?
Prawie zawsze rodzą się one z Biblii. Wielu artystów, nawet chrześcijan, pisze piosenki o swoim życiu. Myślę, że moje życie nie jest tak interesujące, czy ważne, aby wszyscy musieli o nim wiedzieć. Zawsze powtarzam: nie patrz na Sala Solo. Tylko Bóg może Cię ocalić, nie Sal Solo. Lepiej znać rzeczy, o których mówi Jezus, a nie ja. Moje utwory nie są więc o moim życiu, lecz zawsze o Jezusie i Jego przesłaniu. Od pewnego czasu czytam Pismo Święte. Przy tworzeniu moich pierwszych trzech albumów, czytałem je szczególnie uważnie. Starałem się dokładnie zrozumieć i przemodlić to, co Bóg chce mi powiedzieć, i zastanawiałem się jak to dalej przekazać innym. Staram się, by było to coś bardzo prostego, ale zarazem głębokiego. Na przykład wielu ludzi wymienia piosenkę "Jak statek na morzu w sztormie". Opowiada ona o Jezusie chodzącym po wodzie i uspokajającym fale. Bardzo często ludzie mówią mi, że jest ona tak głęboka i dodaje im otuchy, czasem nawet porusza do łez (nawet ludzi przebywających w więzieniach), ponieważ życie każdego z nas jest jak sztorm. I świadomość, że Jezus może po prostu powiedzieć: "trzymaj się mnie", jest czymś potężnym. Ale to tylko jeden z przykładów.
Widzisz zatem, że twoja ewngelizacja przynosi owoce?
Oczywiście, wielu ludzi, szczególnie młodych, mówi, że odnalazło żywego Jezusa podczas moich koncertów. Niektórzy twierdzą, że zostali fizycznie uzdrowieni. Inni, że odkryli wiarę lub otrzymali specjalne błogosławieństwo.
Co sądzisz o obecnym pokoleniu młodych ludzi?
Myślę, że młodzi przechodzą teraz przez trudne czasy, bo mają dostęp do tak wielu rzeczy. Wszyscy posiadają odtwarzacze CD i video, modne ubrania i jedzą w McDonaldzie. Tu w Ameryce, ale także w Europie Zachodniej, reklama skierowana jest przeważnie do ludzi młodych. Nie wiem jak jest w Polsce... Reklama sugeruje, aby ubierać się w danym stylu, aby pić Pepsi czy Cocę, posługuje się też symbolami i obrazami seksualnymi, aby jak najwięcej sprzedać. Młodzi ludzie są przez nią błędnie przekonani, że wartość człowieka jest określana na podstawie tego, co posiadasz, albo w jaki sposób jesteś pożądany. Jeżeli pójdą za reklamą, w efekcie są bardzo zawiedzeni i poranieni. Bo tak naprawdę nie jest ważne ile masz, to cię nie czyni "kimś". I nie ważne czy jesteś "sexy". Nie jesteśmy stworzeni tylko do seksu, ale do Miłości; i musimy znać swoją wartość.
Patrząc z innej strony, media mogą spełniać pozytywną rolę. Ja sam posługuję się multimediami, komputerem, video itp. Dzięki nim bardzo łatwo komunikuję się z innymi "językiem młodych ludzi". Jestem szczęśliwy, że język XXI wieku jest moim językiem. Chciałbym też, aby Kościół częściej nim się posługiwał, bo naprawdę można nim wiele przekazać.
Czy zgadzasz się z tym, że obserwujemy zmierzch wielkich subkultur młodzieżowych, hippisów, punków, anarchistów itp.?
Te subkultury umierają i jest to normalne. Jeśli jednak ktoś chce być punkiem, może być nim i dziś, podobnie jak w latach 70. Wydaje mi się, że chęć młodych ludzi by protestować, jest obecnie silniejsza niż kiedykolwiek. Gdy farbują włosy na różowo czy zielono, noszą kolczyki czy coś innego, starają się powiedzieć - "my protestujemy przeciwko obecnemu społeczeństwu". Chrześcijanie także żyją w sprzeciwie wobec społeczeństwa. Mamy więc ze sobą coś wspólnego. Chcemy, aby świat się zmienił, był inny, lepszy. Wierzę, że młodzi będą zawsze protestowali, ponieważ większość tego nie robi, większość zwykle akceptuje, nawet jeżeli czegoś nie lubi. Mowią: "pewnie tak ma być", ale ja nie myślę, że tak ma być. Jezus nie myśli, że tak ma być. Potrzebujemy młodych ludzi, żeby byli tą siłą i powiedzieli: "my wierzymy w zmianę, pewne rzeczy muszą się zmienić".
Czy będzie Cię można usłyszeć w niedługim czasie w Polsce?
Przez wiele lat miałem nadzieję powrotu do Polski, ale dotychczas nikt nie wyszedł z propozycją zaproszenia mnie. Zauważyłem, że wszyscy organizatorzy koncertów w Polsce po upadku w niej komunizmu sami byli kiedyś z nim związani. Teraz także inni chcą coś organizować, ale nie bardzo wiedzą jak. Zwykle mi obiecują, że wszystko będzie możliwe, w rezultacie nic nie jest możliwe. Mam nadzieję i modlę się, że mój powrót do Polski kiedyś dojdzie do skutku, ale ja nie mam na to wpływu.
Ostatnio nagrałeś płytę, czy mógłbyś przybliżyć ją polskim czytelnikom? Czy myślisz o kolejnych nagraniach?
Mój nowy album to "Anno Domini" i jest to msza na Millennium. Powstała z inspiracji częściami stałymi mszy św. - Kyrie eleison, Gloria, Credo itd., szukałem zarazem źródeł tych tekstów w Biblii. Zainteresowało mnie dlaczego Kościół katolicki wybrał i śpiewał te teksty i co one oznaczają. Na przyklad podczas śpiewania hymnu uwielbienia ("Chwała na wysokości Bogu" -przyp. red.) musimy pamiętać, że jest to wychwalanie przez aniołów, pieśń radości, że nasz Zbawiciel Jezus się narodził. Czekaliśmy tyle lat na Mesjasza i wreszcie jest z nami, przyszedł na świat. Tymczasem radość niebiańskich aniołów śpiewających tę pieśń ma w kościele bardzo często depresyjny charakter. Ta chwała nie jest aż tak wesoła i ja chcę właśnie tę radość przekazać. Gdy z kolei śpiewamy "Alleluja" przed ewangelią, jest w nim głód świata, który umiera z głodu prawdy i Dobrej Nowiny. Bóg przychodzi i mówi: Słowo Boże jest Dobrą Nowiną. Myślimy wtedy - nareszcie będziemy mieli ucztę! I wtedy śpiewamy "Alleluja" jak święci w niebie. "Święty, Święty" - to słowa, którymi również modlą się święci przed tronem Boga. To są sprawy, które chcę przekazać w mojej nowej mszy "Anno Domini".
Czy myślisz o kolejnych nagraniach?
Pracę nad płytą, o której mowa, skończyłem w maju tego roku. W życiu nagrałem około 14-15 albumów i za każdym razem, gdy robię nowy, nie chcę nawet myśleć o następnym. Zwłaszcza po tym ostatnim, który zajął mi 9 miesięcy, 12-14 godzin nieustannej pracy dziennie. Byłem totalnie wykończony i nie chcę myśleć o niczym nowym. Może w przyszłym roku, jak Bóg da mi nową inspirację, coś nagram, ale nie chcę teraz o tym myśleć.
Kto wydał "Anno Domini"?
Moja grupa w Chicago - "Acts".
Sam robisz videoklipy do swoich pieśni, jesteś autorem animacji komputerowych, które towarzyszą ci na dużych ekranach na koncertach. Jesteś więc nie tylko muzykiem...
Zawsze malowałem, jestem malarzem. Koncerty dla mnie to trójwymiarowa ewangelizacja - muzyka, słowa, obraz - wszystko jest zestawione razem. Bóg daje mi inspiracje, szczodrość ludzi - komputery, końcowy efekt jest kombinacją tych wszystkich elementów.
Na zakończenie, co chciałbyś przekazać młodym ludziom w Polsce?
Po pierwsze, z nieco starszą generacją w twoim kraju mamy dużo wspólnych dobrych wspomnień. Okres lat 80., kiedy przyjechałem do Polski, był bardzo dobry w moim życiu i myślę, że dla wielu z nich też. Mam nadzieję, że obecnie młodzi ludzie nie będą popełniać tych błędów, które popełniane są na Zachodzie. W czasach komunistycznych łatwo było mówić: "chcemy być jak Anglia czy Ameryka", ale teraz, jak już przez kilkanaście lat doświadczyliście wolności, możecie zaobserwować, że nie wszystko jest tam dobre. Prawdziwe szczęście i pokój w życiu nie pochodzi od ludzi bogatych, także ani od technologii lub rzeczy, które posiadasz. Tylko Bóg jest nieśmiertelny. Jezus powiedział: "będę z wami zawsze, aż do skończenia świata" i nasze ambicje, odwaga, miłość do nas samych i innych, mogą się spełnić tylko z pomocą Boga. Chciałbym mieć możliwość przyjazdu do Polski i przekazania tej wiadomości w najbliższej przyszłości, ale jeżeli nigdy nie przyjadę, to musicie słuchać Jezusa, nie Sala Solo.
opr. JU/PO
|