Niezwykła, pełna ciepła książka o wielu problemach, których kobiety doświadczają w związku z macierzyństwem.
Wyzwania macierzyństwaKendall-Tackett Kathleen
Przedmowa Phyllis Klaus, MFT, CSW [??] oraz Marshall Klaus, doktor nauk medycznych, autorzy książki Your Amazing Newborn (Twój cudowny noworodek) Skrywane strony macierzyństwa Kathleen Kendall-Tackett to niezwykła, pełna ciepła książka o wielu kobiecych problemach, które pojawiają się wraz z porodem. Jednak nie dotyczy ona tylko porodu. Opowiada ona o życiu kobiety w naszych czasach, o wielu nieoczekiwanych dylematach, którym musi ona stawić czoła. Dr Kendall-Tackett pisze o olbrzymiej ilości obowiązków spoczywających na kobietach: dom, praca zawodowa, opieka nad dzieckiem, a do tego nie zawsze uświadamiane zmiany w życiu emocjonalnym, w relacjach z ludźmi oraz w pozycji społecznej. Sytuacja w domu coraz mniej przystaje do tradycyjnych wyobrażeń. Zmienia się struktura rodzinna (coraz więcej jest matek samotnych, rozwiedzionych, a także starszych wiekiem), a kobiety stawiają sobie coraz większe wymagania, skutkiem czego każda rodzinna jest inna. Kobiety muszą dokonywać nadludzkich wysiłków, by sprostać wszystkim obowiązkom. Wprawdzie zawsze wychowywały one dzieci i zajmowały się domem, ale dzisiaj dochodzi jeszcze presja emocjonalna, której wytrzymanie często przekracza możliwości adaptacyjne ludzkiego systemu nerwowego. Dr Kendall-Tackett omawia nie tylko takie istotne problemy młodych matek, jak izolacja, lecz również wskazuje na nieoczekiwane konsekwencje nowej sytuacji, w postaci na przykład depresji, choroby lub utraty dziecka, czy problemów zdrowotnych samej matki. Pisze również o tym, jak molestowanie seksualne w okresie dzieciństwa może odbić się na porodzie lub połogu. Dr Kendall Tackett nie tylko pisze o tym, co przeżywa kobieta w trudnych chwilach, lecz wskazuje również na przyczyny stresu. Radzi, w jaki sposób stawić czoła problemom. Uświadamia kobietom, że nie ma sytuacji bez wyjścia, że nie muszą ze wszystkim borykać się same, że nie one jedne mają podobne kłopoty. Idee samoświadomości i samopomocy, wykaz książek, po które można sięgnąć [jeżeli zachowa się w polskim wydaniu] bądź miejsc, w których można uzyskać wsparcie i zrozumienie, pomoże wielu kobietom przetrwać ten trudny okres w życiu. Popatrzmy jednak trochę wstecz. Traktowanie kobiety oraz jej macierzyństwa od pierwszych chwil po porodzie ma daleko idące konsekwencje, zwłaszcza jeśli po powrocie do domu musi stawić czoła samotności i wielu trudnościom wynikającym ze współczesnych uwarunkowań. Wydanie tej książki zbiega się w czasie z odkryciem podstawowych zasad procesu porodowego, dokonanym podczas badań nad okresem okołoporodowym. Ma ono zasadnicze znaczenie dla problemów omawianych przez dr Kendall-Tackett, ponieważ właściwa opieka nad matką i dzieckiem w tym okresie może zapobiec wielu późniejszym problemom. Aby w pełni zrozumieć kliniczne i teoretyczne znaczenie czasu porodu oraz kilku następnych dni, trzeba posłużyć się biologiczną kategorią „okresu podwyższonej wrażliwości”. Matka gotowa jest wówczas dokonać zasadniczych zmian w swoim zachowaniu, a wiele zależy od tego, jak ona sama jest traktowana. Im więcej ciepła otrzyma, tym lepszą opieką otoczy swoje dziecko. Donald Winnicott opisał szczególny stan psychiczny kobiety w okresie okołoporodowym, charakteryzujący się niezwykłym wyczuleniem na potrzeby dziecka. Ten stan „podwyższonej troski macierzyńskiej” zaczyna się pod koniec ciąży i trwa przez kilka pierwszych tygodni życia dziecka. W tym okresie matka powinna być otoczona niezwykle staranną opieką. Tylko wtedy potrafi wczuć się w pełni w sytuację dziecka, rozumieć płynące od niego sygnały i właściwie reagować na jego potrzeby. Dzięki temu wytwarza się między nimi silna i wzajemnie korzystna więź. Jeżeli stanowi ona podstawę codziennych kontaktów między matką a dzieckiem, stwarza dziecku poczucie bezpieczeństwa, które będzie procentować przez całe jego życie. Stwierdzono, że matki, które w okresie porodu korzystają z emocjonalnego i fizycznego wsparcia „douli” [przydałby się przypis: doula — słowo wywodzące się z tradycji greckiej, oznaczające kobietę wspierającą psychicznie matkę w okresie porodu; doula nie pełni funkcji medycznych; obecnie w Stanach Zjednoczonych praktyka korzystania z tego typu pomocy jest coraz bardziej rozpowszechniona], mniej się boją i mają większe poczucie własnej wartości. Sześć tygodni po porodzie różnice te jeszcze się nasilają. Kobiety, które podczas porodu korzystały z pomocy „douli”, mają o 50% niższy wskaźnik depresji oraz niższe wskaźniki poziomu lęku i niepokoju. Łatwiej radzą sobie z obowiązkami macierzyńskimi i już trzeciego dnia czują, że naprawdę mają dziecko (podczas gdy u kobiet nie korzystających z pomocy „douli” takie przeświadczenie pojawia się dopiero dziewiątego dnia po porodzie). Uważają też, że ich dziecko jest silniejsze, ładniejsze i zdrowsze niż przeciętne, podczas gdy matki nie korzystające z pomocy douli uważają na ogół, że ich dziecko jest niemal tak samo piękne, silne i zdrowe jak przeciętne. Inne badania wskazują, że kiedy dziecko ma dwa miesiące, kobiety, które korzystały z pomocy douli, są bardziej wyczulone na sygnały ze strony dziecka i potrafią właściwiej na nie reagować niż te kobiety, które w czasie porodu losowo przydzielono do grupy kontrolnej lub też które rodziły w znieczuleniu. Z tych i innych obserwacji wynika, że niektóre działania matki nie zaspokajają biologicznych potrzeb jej i dziecka, są szkodliwe dla rodzącej się więzi, i mogą stać się przyczyną niektórych z omawianych przez dr Kendall-Tackett problemów. Czytając więc wiele cennych rad przeznaczonych dla matek cierpiących z powodu depresji, ciężkiego stresu, wyczerpania, porodu przedwczesnego lub urodzenia chorego dziecka, musimy również pamiętać o opiece, którą otaczamy matkę. W pierwszych tygodniach po porodzie kobieta potrzebuje wsparcia emocjonalnego, pomocy w wypełnianiu licznych obowiązków oraz atmosfery zrozumienia doniosłości macierzyństwa. Wstęp Wiosną roku 1998 występowałam na konferencji poświęconej związkom między karmieniem piersią a molestowaniem seksualnym. W przerwie podeszła do mnie młoda kobieta. Powiedziała, że w wieku kilkunastu lat została zgwałcona przez kolegów z klasy. Zdarzenie to wpłynęło na całe jej życie, w tym na relacje z własnymi dziećmi. Nigdy przedtem nie mówiła nikomu ani o gwałcie, ani o bieżących problemach. Zajmując się problemami przemocy w rodzinie od prawie dwudziestu lat słyszałam wiele podobnych historii. Jednak dwie rzeczy mnie uderzyły. Po pierwsze, to straszne, że w wieku kilkunastu lat nie miała nikogo, z kim mogłaby się podzielić swoim cierpieniem. Po drugie, choć macierzyństwo było dla niej trudne, robiła wszystko, co w jej mocy, aby być dobrą matką. Podróżując po całym kraju, spotykam wiele podobnych matek. Niektóre są przygnębione, inne spięte i znużone. Na ogół są wyczerpane, przytłoczone ogromem obowiązków i permanentnym brakiem czasu. Jedna z nich powiedziała mi, że nie śmiała się od wielu lat. Co gorsza, każda z nich myśli, że tylko ją spotyka taki los. Jeśli zaczęłaś czytać tę książkę, to bardzo możliwe, że masz podobne problemy. Macierzyństwo jest ciężką pracą, niezwykle odpowiedzialną, nisko płatną i mało prestiżową. Wszystkie to wiemy, ale mało która chce rozmawiać o ciemnych stronach bycia matką. Niektóre z nas, aby stanąć na nogi, potrzebują kilku słów otuchy i prostych rad, innym trzeba pomóc w dokonaniu radykalnych zmian życiowych. W obu wypadkach książka ta może okazać się przydatna. Macierzyństwo po amerykańsku: gdzie tkwi błąd? Czy pamiętasz te rysunki, na których trzeba znaleźć błąd? Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się w porządku, ale przy bliższym wejrzeniu pojawiają się problemy. Podobnie było, kiedy zaczęłam się zastanawiać nad sytuacją matki w Ameryce. Na pierwszy rzut oka wszystko działa bez zarzutu. Matki, które znam, wydają się dobrze funkcjonować. Matki w czasopismach i telewizji wyglądają świetnie i wydają się dobrze zorganizowane. Kiedy jednak się lepiej przyjrzeć, widać wiele kobiet, które są osamotnione i cierpią w milczeniu. Dla nich życie jest mozolnym zmaganiem. Myślą, że tak musi być. Są w potrzasku. Kiedy brakuje nam czasu na podrapanie się po plecach, artykuły w czasopismach obiecują pomóc w zagospodarowaniu każdej minuty, pisząc, co absolutnie musimy zrobić w tym i tak wypełnionym po brzegi dniu. Nikt się nie pyta, czy to wszystko naprawdę jest nam potrzebne. A przemęczenie ma swoją cenę. Liczba chorób związanych ze stresem stale rośnie — nawet u dzieci. Zamiast jednak walczyć z przyczynami stresu, sięgamy po pigułki. Depresja, która i tak częściej dotyka kobiety, matkom zagraża w szczególności. Według Komitetu do spraw Depresji u Kobiet Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego sam fakt bycia matką małego dziecka zwiększa zagrożenie tą chorobą. Kiedy mówię o tym na spotkaniach, słyszę śmiech zmieszany ze zrozumieniem. Uznajemy to jednak za „normalne” i nie zastanawiamy się nad tym. Pytam więc znowu: Gdzie tkwi błąd? Kim jestem i dlaczego napisałam tę książkę? Jestem matką dwóch synów, więc stres macierzyński nie jest mi obcy. Piszę tę książkę z różnych perspektyw: jako matka, żona, naukowiec, człowiek przewlekle chory oraz autorka książki na temat depresji u młodych matek. Jeśli chodzi o życie zawodowe, to jestem przedstawicielką dynamicznie rozwijającej się, nowej dyscypliny: psychologii zdrowia. Zajmuję się problemami przemocy w rodzinie (zwłaszcza seksualnym molestowaniem dzieci), depresji u matek oraz karmienia piersią. W roku 1993 napisałam z Glendą Kaufman Kantor książkę o zjawisku depresji poporodowej. Przez ostatnich siedem lat doradzałam, jak karmić piersią. Dzięki bezpośrednim kontaktom z setkami matek udało mi się uniknąć akademickiej wieży z kości słoniowej i nabyć umiejętność obcowania z ludźmi. Pomysł napisania tej książki powstał właśnie na podstawie licznych rozmów z matkami. Choć mi osobiście bliska jest idea „matki ziemi”, kontakty z tyloma kobietami umożliwiły mi spojrzenie na sprawę z innej perspektywy. Pracowałam z matkami młodymi i starszymi, pochodzącymi z różnych środowisk etnicznych, samotnymi, lesbijkami, zamożnymi i bardzo ubogimi. Ostatnio w moim życiu nastąpił kolejny zwrot. Poznałam, co znaczy przewlekła choroba. Przed czterema laty rozpoznano u mnie liszaj rumieniowaty układowy, zwany też toczniem. Jest to choroba układu odpornościowego, przebiegająca w rytmie remisji i nawrotów, których nie da się przewidzieć. W fazie ostrej często naprawdę brakuje mi sił. Choroba zmusiła mnie do przewartościowania moich matczynych obowiązków. Mając ograniczone zasoby energii, musiałam dokonywać wyborów, wyznaczać priorytety oraz ciągle pytać siebie, które aspekty macierzyństwa uważam za najważniejsze. Co to znaczy „być dobra matką?” Dlaczego czuję się źle, jeśli nie zrobię czegoś idealnie? Trudna lekcja choroby okazała się ostatecznie korzystna dla jakości mojego życia. Patrzę więc na problemy stresu macierzyńskiego, depresji oraz wyczrpania z wszystkich tych punktów widzenia. Teraz, skoro już się przedstawiłam, chciałabym w skrócie przedstawić tę książkę. O czym jest ta książka? W pierwszej części niniejszej książki (rozdziały 1-3) zajmuję się stresem, depresją oraz wyczerpaniem. Łączy je zresztą wiele wspólnych cech. To, co jeden człowiek nazwie wyczrpaniem, inny uzna za depresję. Może się okazać, że we wszystkich trzech rozdziałach znajdą się fragmenty, opisujące twoje życie. Etykietka nie jest więc istotna. Chodzi o to, aby nauczyć się rozpoznawać objawy i walczyć z nimi. Kolejne trzy rozdziały (4-6) dotyczą jednego z największych źródeł stresu w naszym życiu, czyli pracy. Rozumiem przez to zarówno wykonywanie obowiązków domowych, jak i pracę zawodową. Ponieważ stwierdziłam, że liczne „powinności” naszego życia tkwią korzeniami w zbiorowej przeszłości, w jednym z tych rozdziałów opisuję historię pracy kobiet w Ameryce. Zrozumienie historycznej i społecznej natury oddziałujących na nas presji pomoże nam uwolnić się od nich i świadomie wybierać to, co najlepsze dla nas i dla naszych rodzin. Przedmiotem pozostałych rozdziałów są pewne szczegółowe problemy, takie jak zmęczenie, choroba lub upośledzenie dziecka, czy wreszcie śmierć dziecka przy porodzie. Możesz przeczytać je wszystkie lub tylko ten, który wiąże się bezpośrednio z twoją sytuacją. W każdym rozdziale znajdują się konkretne rady, co można robić, a także wykaz książek i artykułów (łącznie z adresami internetowymi) na dany temat [jeśli zostanie w polskiej wersji]. Kiedy ja się czymś interesuję, staram się przeczytać wszystko, co o tym napisano. Wiedząc jednak, że twój czas jest ograniczony, podaję informacje dotyczące zawartości tych książek, abyś mogła sama wybrać. Nakład niektórych z nich wyczerpał się, ale zawsze możesz skorzystać z biblioteki. Możesz zmienić swoje życie Wydaje ci się, że jesteś w sytuacji bez wyjścia. To nieprawda. Zawsze jest jakieś wyjście. Chciałabym, abyś w trakcie czytania tej książki uświadomiła sobie niezwykłą siłę, jaka w tobie drzemie. Możesz dokonać wielkiej zmiany — nie tyle nawet warunków swojego życia, ile sposobu, w jaki na nie reagujesz. Odpowiesz, że tak bywa tylko z ludźmi, którzy prowadzą łatwe życie. Jeśli tak sądzisz, to może zainteresuje cię historia życia psychiatry Wiktora Frankla. On rzeczywiście prowadził łatwe życie, do czasu, gdy faszyści napadli na jego kraj. Jego cała rodzina, łącznie z niedawno poślubioną żoną, zginęła w obozach koncentracyjnych. On sam przebywając w obozie, kiedy wszystkie ślady jego poprzedniego życia zniknęły, dokonał wielkiego odkrycia: wprawdzie faszyści kontrolują warunki, w jakich żyje, ale nie mają wpływu na jego reakcje. Prawo wyboru stało się treścią jego życia zawodowego przez następne 22 lata. Claudia Panuthos i Cathy Romero (1984) podobnie piszą o najcięższym chyba przeżyciu, jakie matka może sobie wyobrazić — śmierci dziecka. Poniższy cytat znajduje zastosowanie również w innych sytuacjach: Ktoś, kto przeżył śmierć, nigdy nie będzie już taki sam; albo spływa na nas światło łaski i żyjemy w harmonii z naszymi wierzeniami, albo też zamykamy się w mroku goryczy, urazy i żalu nad sobą. Jakkolwiek zrozumiałe są takie uczucia, zabijają one naszą duszę. Miłość nie idzie w parze goryczą i urazą, a z żalu nad sobą nic nie wyrośnie. (XVI) Chciałabym zaproponować ci refleksję nad własnym życiem. Macierzyństwo może być największą radością życia. Może też być źródłem frustracji i rozpaczy. Ty o tym decydujesz. Nie będę ci radzić, co jeszcze wcisnąć w każdą napakowaną godzinę, lecz jak żyć zgodnie z własnymi priorytetami i przekonaniami. Moim celem jest dodać ci otuchy i siły. Musisz nauczyć się rozpoznawać -— i pokonywać — ukrywane strony macierzyństwa. Rozdział 1 Stres. Dotrzymać życiu tempa Czy czujesz się jak w kieracie? Czy dzień się kończy, zanim zdążysz zrobić wszystko, co sobie zaplanowałaś? Czy zdarza ci się warczeć na ludzi, których kochasz? Czy czujesz się na służbie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę? Jeśli odpowiesz „tak” na choćby jedno z tych pytań, nie jesteś sama. Krótki rzut oka na tytuły poradników psychologicznych wystarczy, by stwierdzić, że żyjemy w kulturze stresu. Jak często słyszysz to słowo w ciągu doby? Jak często go używasz? Czy kiedy ktoś cię spyta, jak się masz, odpowiadasz „zajęta”, „zagoniona”, „zakręcona”? Tina, matka samotnie wychowująca trójkę dzieci, mówi: „Nie jestem w stanie wcisnąć nic więcej do mojego życia”. Jeśli tak właśnie się czujesz, pragnę cię pocieszyć: można żyć spokojniej. Opowieść o dwóch matkach Przyjrzyjmy się życiu dwóch matek. Mary pracuje zawodowo, Cindy przebywa w domu. Mary zaczyna dzień o szóstej. Ma pół godziny na prysznic, ubranie się i doprowadzenie do porządku. O 6.30 zaczyna robić śniadanie. Przygotowuje wszystko, co jej dzieci muszą zabrać do szkoły, włączając w to rzeczy na śnieg. Czy dzieci mają odrobione prace domowe i pieniądze na lunch? Czy trzeba napisać jakieś usprawiedliwienie? Kiedy o 7 rano dzieci wsiadają do autobusu, Mary wskakuje do samochodu i jedzie do biura, przebijając się przez korek. Wpada do pracy chwilę po ósmej, od razu biegnąc na umówione spotkanie. Po południu znowu rusza na zatłoczone ulice, zawożąc dzieci na dodatkowe zajęcia czy trening piłki nożnej. Po powrocie do domu zaczyna się rytuał przygotowywania kolacji, odrabiania lekcji oraz wykonywania licznych prac domowych — jeżeli, rzecz jasna, nie wypadną jej inne obowiązki. Być może przed kolacją trzeba jeszcze zrobić pranie. Późnym wieczorem zabiera się za robotę, którą wzięła z biura, albo piecze ciasto na szkolną zabawę syna. Pada do łóżka wyczerpana, by od rana znowu stanąć do kieratu. Brzmi swojsko? Jeśli tak, to wiesz, co się dzieje, gdy coś zawiedzie: prześpisz dźwięk budzika, w domu zabraknie mleka, dzieci spóźnią się na autobus, rozlejesz kawę na bluzkę, matka Tima, która miała wieczorem wozić dzieci, zachorowała na grypę, twoje dziecko jest chore, a w pracy gonią terminy. Matki prowadzące dom również mają swoje stresy, co widać na przykładzie Cindy. Ona też wstaje wcześnie. Jej dzieci są jeszcze małe, więc nie musi się spieszyć, żeby wyprawić je do szkoły. Ma jednak wiele obowiązków. Tammy ma zapalenie ucha i nie spał całą noc, więc Cindy jest zmęczona. Od razu o ósmej dzwoni do lekarza, ale odzywa się sekretarka. Po śniadaniu spróbuje ponownie. Stara się utrzymać porządek w domu, co przy trójce małych dzieci i psie nie jest łatwe. Kiedy wraca z porannych zakupów, z przerażeniem stwierdza, że przeszła przez cały sklep z wielką plamą od jedzenia na bluzce. Kiedy idzie z mężem na jakieś spotkanie, często pytają się: „Czym się zajmujesz?” Usłyszawszy, że siedzi w domu i zajmuje się dziećmi, pytający natychmiast rozgląda się za bardziej „interesującym” rozmówcą. Cindy czuje się bardzo osamotniona. Z wszystkich matek, jakie zna, tylko ona nie pracuje zawodowo. Wieczorem łaknie rozmowy z dorosłymi niczym powietrza. Ponieważ „nie pracuje”, znajomi chętnie proszą ją o przysługi: „odebrałabyś paczkę dla mnie? Wpuściłabyś fachowca? Odebrałabyś moje chore dziecko ze szkoły? Zrobiłabyś kostiumy na konkurs tańca? Upiekłabyś ciasto? Pomogłabyś przygotować przyjęcie na Halloween?” Niektóre z tych rzeczy mogą nawet być przyjemne; zawsze to jakaś odmiana po siedzeniu w domu z dziećmi. Marzyłaby się jej jednak chwila samotności: prysznic, kilka stron książki, może nawet kąpiel w wannie. Okazuje się jednak, że podobnie jak jej pracująca zawodowo odpowiedniczka, nie panuje nad własnym życiem. Są to przykłady stresu wywoływanego codziennym kieratem. Nagromadzenie drobnych napięć może przekraczać ludzką wytrzymałość. Co jednak z dużymi stresami? Co się dzieje, jeśli twój partner cię opuści, ciężko zachoruje, a nawet umrze? Vistoria Moran, w książce Creating a Charmed Life (Tworząc urocze życie, 1999), opisuje, jak jej mąż umarł nagle, zostawiając ją samą z czteroletnią córeczką. Przedtem poświęciła się wychowaniu dziecka, a tu nagle, z dnia na dzień, jej życie stanęło na głowie. Bywa też tak, że dziecko zachoruje lub umiera. Czy mamy na resztę życia pogrążyć się w żałobie? A jeśli ty zachorujesz? Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że kiedy mama jest chora, wiele rzeczy w życiu rodziny ulega zmianie. Dlaczego matki są zestresowane? U progu dwudziestego pierwszego wieku powinnyśmy zdawać sobie sprawę, że niektóre postacie stresu są nierozerwalnie związane z macierzyństwem, a inne są typowe dla naszych czasów. Sprawdź, czy którekolwiek z wymienionych poniżej rodzajów stresu wydają ci się znajome. Za dużo i za wiele Nie zdając sobie z tego sprawy, jesteśmy nękani przekleństwami naszych czasów. Źródłem stresu jest często wszelaki nadmiar: zbyt wielu ludzi na ograniczonej przestrzeni, co prowadzi do kolejek, korków samochodowych i zatrucia środowiska; zbyt dużo bodźców w postaci reklam, billboardów i hałasu; za wiele przedmiotów i za dużo czasu poświęcanego na ich zdobywanie, przesuwanie, czyszczenie i chronienie. Wyprawa na pocztę, do sklepu czy wydziału komunikacji może trwać godzinami i zupełnie nas wyczerpać. Oto kilka innych przykładów stresu wynikającego z nadmiaru. Prowadzenie samochodu Zgodnie z pewnym dowcipem, „miejsce matki jest w samochodzie”. Szczera prawda! Ministerstwo Transportu USA ocenia, że osoby z dziećmi przejeżdżają dziennie około 70 kilometrów, i to na osobę, nie na rodzinę. Matki wożą dzieci do szkoły, na dodatkowe zajęcia i na umówione wizyty. Średnio wychodzi 4,3 wyjazdów dziennie na jedną matkę, a w przypadku wielu kobiet jest to liczba zaniżona. Ponadto, samochodem dojeżdżamy do pracy, a droga ta się wydłuża. Od roku 1983 ilość czasu poświęcanego na dojazd do pracy zwiększyła się o 36% i obecnie wynosi średnio 21 minut (US Department of Transportation, Ministerstwo Transportu USA, 1999). Jednak cyfra ta nie oddaje sytuacji w wielkich aglomeracjach, gdzie dojazd trwający godzinę jest czymś zwyczajnym. Dom W wielu częściach Stanów Zjednoczonych ceny domów są astronomiczne. Wpływa to na wiele decyzji życiowych, takich jak rodzaj wykonywanej pracy oraz ilość czasu jej poświęcanego, a także odległość od miejsca pracy. W Południowej Kalifornii, Nowym Jorku, Bostonie czy Chicago domy potrafią kosztować 350 tysięcy dolarów i więcej. Ludzie szukają więc tańszych domów na obrzeżach miast, co jeszcze wydłuża czas dojazdu. Ceny domów rosną, ale nasze oczekiwania też. Młodzi małżonkowie często pragną zamieszkać w domu tej samej wielkości jak ten, w którym się wychowali, nie myśląc o tym, że ich rodzice pracowali na taki dom latami. Nowe domy są średnio dwukrotnie większe niż te budowane pokolenie temu, choć przeciętna rodzina jest mniej liczna. Papier Zużycie papieru od roku 1950 zwiększyło się ponad sześciokrotnie (Abramovitz, Mattoon, 1999). Przeciętny człowiek styka się dziennie z około trzystu stronami papieru, w postaci katalogów, czasopism, ulotek, gazet, notatek, przysyłanych reklam, faksów czy dokumentów szkolnych. W ciągu pięciu dni pięcioosobowa rodzina zetknie się z siedmioma tysiącami stron, a w ciągu miesiąca — z czterdziestoma pięcioma tysiącami (Aslett, 2000). Niektóre badania wskazują, że osiem miesięcy życia zabiera nam przeglądanie przysłanych pocztą ulotek reklamowych (Davidson, 1991). Praca zawodowa Amerykanie pracują za dużo. Ostatnio prześcignęliśmy Japończyków i mamy najdłuższy tydzień pracy spośród wszystkich uprzemysłowionych narodów świata. Liczba ludzi wykonujących dodatkową pracę osiągnęła rekordowy poziom (Armey, 1996). Pracujemy rocznie średnio o osiem tygodni dłużej niż w roku 1969 i czujemy to. Steven Sauter z Narodowego Instytutu Bezpieczeństwa i Higieny Pracy pisze o tym w następujących słowach (podaję za: McGuire, 1999): Codziennie widzimy raporty donoszące o coraz większym obciążeniu zawodowym mężczyzn i kobiet w naszym kraju. Niedawno mówiliśmy o przeciążeniu pracą. Następnie pojawił się zwrot „brak czasu”. Teraz zaś powszechnie mówi się o „straszliwym głodzie czasu”. Czas spędzony w pracy kradniemy naszym rodzinom i znajomym, naszym rodzinom, naszym zainteresowaniom. Niektóre firmy w reakcji na ten problem dbają o „domową” atmosferę, w efekcie czego spędzamy w pracy jeszcze więcej czasu (Hochschild, 1997). Długi Amerykanie zaciągają rekordowe długi. Wielu uważa, że cnota oszczędności jest anachronizmem. Po co czekać, kiedy można mieć coś od razu? Amerykanie „w ciemno” przyjęli tę filozofię. Każda karta kredytowa pozwala średnio na wykorzystanie siedmiu tysięcy dolarów, a przeciętna rodzina amerykańska posiada 10 takich kart. W roku 1997 Amerykanie zapłacili 65 miliardów odsetek od kredytów (American Debt Management Services, 1998). Zadłużenie kredytowe wzrosło z 796 miliardów dolarów w roku 1990 do 1,4 biliona dolarów w roku 1999, co znaczy, że uległo niemal podwojeniu. Podobnie, długi hipoteczne wzrosły z 3,8 biliona dolarów w roku 1990 do 6, 4 biliona w roku 1999 (USA Census Bureau, 2000, Urząd do spraw Ludności, USA). Nic dziwnego, że oszczędności stanowią jedynie 4% naszych dochodów, podczas gdy Japończycy oszczędzają średnio 16% swoich dochodów (Affluenza 2000). Długi odbijają się na życiu rodziny. Wpływają na to, ile ojciec i matka pracują i są źródłem chronicznego stresu. Kobiety czują, że nie mają wyboru i muszą iść do pracy, a czasami pracują na dwóch etatach. W rodzinach zadłużonych brakuje poczucia bezpieczeństwa finansowego. Nawet nieźle stojące rodziny zdają sobie sprawę, że od ulicy dzieli je tylko jedna lub dwie raty długu. Długie ramię technologii Współczesna technologia wzbogaciła nas o takie wynalazki jak telefon komórkowy, laptop, poczta elektroniczna czy Internet. Bez wątpienia ułatwiły one życie w wielu dziedzinach. Jednocześnie jednak technologia uczyniła nas bardziej dostępnymi. Jeszcze niedawno po wyjściu z pracy byliśmy dla naszego pracodawcy nieosiągalni, przynajmniej do następnego dnia albo tygodnia. Teraz sprawdzamy pocztę elektroniczną — nawet na wakacjach — i nie zamierzamy czekać na potrzebną nam informację choćby dwudziestu czterech godzin, skoro możemy ją mieć od razu. Całodobowa dostępność niewątpliwie zwiększyła ilość naszej pracy i tempo naszego życia. Wakacje Podczas moich podróży niejednokrotnie jestem zdumiona, jak bardzo rodziny są zestresowane na wakacjach. Teoretycznie powinien to być czas relaksu i wypoczynku. Często jednak upodabnia się on do pracy. Pracujemy do ostatniej chwili, by potem z obłędem w oczach pakować się i przygotować do wyjazdu. Godzinami jedziemy lub lecimy na miejsce wakacji, by tam z kolei pędzić od jednej „rozrywki” do drugiej. Idziemy do pracy następnego dnia po powrocie. Czy można się dziwić, że często jesteśmy bardziej zmęczeni niż przed wyjazdem? Suma naszych napięć W książce Gracious Living in the New World (Wspaniałe życie w nowym świecie, 1996) Aleksandra Stoddard tak pisze o chorobie toczącej współczesne rodziny: Żyjemy w świecie, który stanowi wyzwanie dla naszego spokoju ducha i ładu wewnętrznego. Ze swoim szalonym tempem życia i ciągłą zmiennością, współczesne życie jest chaotyczne i niestabilne, usuwając nam grunt spod stóp. Technologia, zapewniając nam wiele korzyści, każe biec tak szybko, że już nie wiemy, co byśmy robili, gdybyśmy trochę zwolnili. Wynalazki, mające zaoszczędzić nam pracy, nie poprawiły jakości naszego życia, lecz umieściły pomiędzy zalewem zmysłowych przyjemności a coraz większą presją zwiększania aktywności. Wielu z nas czuje się odciętych od dobrodziejstw życia, od sąsiadów, od cudów natury, oraz od poczucia własnego miejsca w porządku rzeczy. Współczesne życie skazuje nas na duchową głodówkę (XI-XII). W następnych rozdziałach będę omawiała wiele problemów poruszanych przez Stoddard. Najpierw jednak chcę wskazać na kilka konsekwencji życia w stresie. Konsekwencje wysokiego tempa życia Oczywiście, taki styl życia ma swoją cenę. Płacimy zań zdrowiem psychicznym i fizycznym. Ciągła pogoń wpływa źle na ciebie, twoją rodzinę i twoje otoczenie. Dlaczego stres jest szkodzi nam? W ciągu ostatnich czterdziestu lat wiele napisano o skutkach przewlekłego stresu. Nasz organizm ma wbudowany mechanizm obrony przez zagrożeniem. W sytuacji krytycznej wydziela on hormony stresu, takie jak epinefryna (adrenalina), norepinefryna oraz kortyzol. Reakcja taka, zwana niekiedy „reakcją walki lub ucieczki”, ma uratować nam życie w obliczu niebezpieczeństwa. Jest ona bardzo pożyteczna, ale może też stać się przyczyną problemów, jeśli uruchamia się ją zbyt często. Wiele przykrych konsekwencji przewlekłego stresu wiąże się z działaniem kortyzolu, jednego z hormonów wydzielanych w warunkach stresu. Osłabia on funkcjonowanie układu odpornościowego, przez co zwiększa się podatność na grypę, przeziębienie, a także poważniejsze choroby, jak rak. Kortyzol spowalnia gojenie się ran i wydłuża okres rekonwalescencji po operacji. Przewlekły stres zwiększa zagrożenie cukrzycą, osteoporozą, chorobami serca oraz nadciśnieniem. Łatwiej nabawić się egzemy i łuszczycy. Człowiek czuje się przemęczony. Stale podniesiony poziom kortyzolu może nawet uszkodzić mózg. W sumie, stres może być powodem poważnych chorób i doprowadzić człowieka do stanu, w którym dokonanie zasadniczych zmian w stylu życia stanie się nieuniknione. Przewlekły stres niesie również poważne konsekwencje emocjonalne. Zastanów się, czy żyjąc w stresie jesteś pogodna, radosna, towarzyska? Skoro nie, to nic dziwnego, że zwiększa się twoja podatność na depresję. Biochemikę stresu wiele łączy z biochemiką depresji (zob. rozdział 2). Przewlekły stres wpływa również źle na twoje związki z innymi ludźmi. Jeśli jesteś mężatką, częściej kłócisz się z małżonkiem. Nie macie czasu, by ze sobą rozmawiać i dbać o wasz związek. W ostatniej ankiecie czasopisma Working Mother (Pracująca Matka) 18% respondentek stwierdziło, że chciałoby mieć więcej czasu dla swoich partnerów, a dwie trzecie — że nie mają czasu na seks (Cassidy, 1999). Jednak nie tylko dorośli cierpią. Stres wpływa również na nasze dzieci. Dlaczego stres szkodzi naszym dzieciom? Spójrzmy prawdzie w oczy: kiedy jesteśmy zdenerwowani, przestajemy reagować na potrzeby innych ludzi. A nasze dzieci, choć może niemodnie tak mówić, zwyczajnie nas potrzebują. Nie znaczy to, że nie mają innych potrzeb. Jednak jako matki, mamy do spełnienia rolę wyjątkową, choć niedocenianą we współczesnej kulturze. Przeciążone pracą, nie zawsze wiemy, czy naszemu dziecku nie dokuczają w szkole inne dzieci, czy nie ma kłopotów z matematyką, czy nie skrzyczała go nauczycielka. Bliższe poznanie naszych dzieci, a zresztą również kogokolwiek innego, wymaga czasu i spokoju. Spontaniczne pogawędki mogą zdarzyć się na przechadzce czy podczas zmywania naczyń, ale na pewno nie podczas zaplanowanego „kwadransa dla rodziny”. Kiedy rodzice są przepracowani, to cierpią na tym również wspólne posiłki. W środkach komunikacji publicznej wisi pełno plakatów nawołujących do jedzenia przynajmniej jednego obiadu rodzinnego w tygodniu. Tymczasem młodzież mieszkająca na przedmieściach coraz częściej jada w okolicznych barach, bo obiad rodzinny uchodzi za przeżytek. Takie odżywianie jest nie tylko drogie, ale i niebezpieczne dla zdrowia. Dlaczego stres jest zły dla naszego otoczenia i dla naszej kultury? Spróbuj teraz popatrzeć trochę szerzej niż tylko na krąg własnej rodziny. Codzienna, pełna nerwów gonitwa źle wpływa również na twoje otoczenie. Najpierw dlatego, że sprzyja marnotrawstwu. Czy zdarzyło ci się, że w lodówce zepsuło się jedzenie? Albo musiałaś kupić coś, co już miałaś, bo nie pamiętałaś, gdzie to położyłaś? Albo musiałaś coś wymienić na nowe, bo nie miałaś czasu na naprawę? Oczywiście, każdemu zdarza się kupić czasami coś, co już ma. Problem zaczyna się wtedy, gdy staje się to nawykiem olbrzymiej ilości rodzin. Skłonność do kupowania i wyrzucania ma coraz bardziej szkodliwy wpływ na otoczenie. Nawyki z naszej kultury wpływają na życie ludzi w innych krajach. Nasze zapotrzebowanie na tanie produkty jednorazowego użytku staje się żyzną glebą dla haniebnych praktyk, takich jak praca niewolnicza czy wyzysk taniej siły roboczej. Choć zazwyczaj kupując jakiś towar nie wiemy, czy powstał on w obozie pracy, czy nie, to jednak możemy znacząco utrudnić takie praktyki, zmieniając nasze nastawienie do kupowania. Trudno jednak dbać o rzeczy, żyjąc w ciągłym biegu i w stresie. Z powodu przepracowania zanika działalność społeczna. Kiedy mamy zbyt wiele obowiązków, ona właśnie idzie na pierwszy ogień. Konsekwencje są jednak poważne. Cierpią szkoły, gdyż zaangażowanie rodziców w ich działalność ma bezpośredni wpływ na jakość pracy dydaktycznej i wychowawczej. Przez wiele pokoleń praca społeczna umożliwiała działanie wielu organizacji charytatywnych. Teraz powstaje po nich luka, której nie ma kto wypełnić. Piszę o tym nie dlatego, aby cię obwiniać, albo dodawać kolejne pozycje do twojej listy rzeczy „na wczoraj”. Chcę cię przekonać, że próba ograniczenia stresu w twoim życiu nie jest przejawem egoizmu. Przeciwnie. Ty, twoja rodzina i twoje otoczenie mogą tylko na tym skorzystać. Co robić? Powyżej omówiłam pokrótce wiele źródeł stresu. W następnych rozdziałach napiszę jeszcze o jego bardziej szczegółowych aspektach, a także o technikach radzenia sobie z nim. Przygnieciona ciężarami życia, nie wiesz pewnie, od czego zacząć ograniczanie stresu. Myśl o tym raczej jak o pieszej wycieczce niż o biegu sprinterskim. Zmniejszanie poziomu stresu może ci zabrać tygodnie, a nawet miesiące. Oto, co możesz zrobić od razu. Przestań mówić, że jesteś zajęta Kiedy jesteś zagoniona, łatwo przychodzi ci narzekać na ogrom zajęć. Jak pokażemy w następnych rozdziałach, twoje myśli są bardzo ważne. Postrzeganie sytuacji w negatywnym świetle uwalnia kortyzol. To ci szkodzi! Powtarzanie sobie, że jesteś zajęta, niczemu dobremu nie służy. Przestań więc tak o sobie myśleć. Zresztą dzisiaj, kiedy każdy jest zajęty, mówienie o tym staje się strasznie nudne. Pilnuj swoich myśli Uważaj, co dopuszczasz do swoich myśli. Obecnie mamy dostęp do olbrzymiej ilości informacji na każdy temat. Większość z nich jest nic nie warta. Uważaj, na co patrzysz, czego słuchasz, co czytasz. Nawet „artystyczne” filmy czy literatura piękna mogą źle na ciebie wpływać. Wybieraj więc starannie, szukając tego, co sprzyja rozwojowi twojego ducha. Czy musisz oglądać aż tyle dzienników, czytać tyle gazet? Znajdujesz tam mnóstwo złych wiadomości o wydarzeniach, na które zazwyczaj nie masz żadnego wpływu. Wielu lekarzy radzi samoograniczanie w tej mierze. Andrew Weil zaproponował nawet „dietę informacyjną”. (Będąc na takiej diecie od lat mogę was zapewnić, że rzadko kiedy zdarza mi się przeoczyć coś ważnego. Naprawdę istotne kwestie są wielokrotnie powtarzane i omawiane). Możesz interesować się otaczającym światem, nie próbując zrozumieć każdej sprawy. Jeżeli zaś coś naprawdę przyciągnie twoją uwagę, to lepiej skupić się właśnie na tym, niż oglądać wszystkie dzienniki telewizyjne. Dbaj o własny organizm Instrukcje w samolocie mówią, że w razie awarii powinnaś najpierw nałożyć maskę sobie, a później dzieciom. Nie pomożesz im przecież, jeśli stracisz przytomność. Podobna zasada powinna obowiązywać w życiu codziennym. Matki zwykle dają pierwszeństwo innym. Choć w pewnym sensie jest to godne najwyższego podziwu, to na długa metę się nie sprawdza. Nie utrzymasz równowagi między własnymi potrzebami a potrzebami twojej rodziny, jeśli podupadniesz na zdrowiu. Musisz więc pamiętać, by się dobrze odżywiać, gimnastykować się, spać, ile trzeba i regularnie chodzić do lekarza. Skończ z praktyką wstawania o świcie czy chodzenia spać w środku nocy, by wypełnić swoje obowiązki. Jeśli chcesz pozbyć się stresu, musisz zadbać o własny organizm. Nie jesteś na każde wezwanie Jeśli chcesz się odstresować, musisz zadbać o takie chwile każdego dnia, kiedy nie ma cię dla nikogo. Wyłączasz pager i telefon komórkowy, nie odbierasz faksów i telefonów, nie sprawdzasz poczty elektronicznej. W godzinach pracy można się z tobą skontaktować, ale nie jesteś na każde wezwanie. Dotyczy to również matek zajmujących się domem. One również muszą mieć czas tylko dla siebie, choćby oznaczało to wyłączenie się co wieczór na pół godziny. Carpe diem To zadziwiające, jak wiele czasu poświęcamy na myślenie o przeszłości lub przyszłości. Choćby dla zabawy, postaraj się świadomie skupić na chwili bieżącej. Zamiast pożerać jedzenie, pomyśl o każdym kęsie. Rozkoszuj się jego fakturą, temperaturą, smakiem. Kiedy jesteś z dziećmi, naprawdę ich słuchaj. Jakże często jesteśmy z nimi ciałem, ale nie duchem. Skup się na tym, co się dzieje. Ciesz się tym. Carpe diem. Zaplanuj prawdziwy odpoczynek Zastanów się, jak spędzasz wolny czas. Czy po wakacjach czujesz się wypoczęta, czy też wracasz z nich wyczerpana? Każda rodzina lubi coś innego i inaczej wypoczywa, ale można pokusić się o sformułowanie kilku ogólnych rad. Nie przekraczaj możliwości swojego budżetu domowego. Istnieje wiele tanich sposobów spędzania wakacji. Nie potęguj stresu, płacąc za wycieczkę przez cały następny rok (albo i dłużej). Wybierz miejsce bliżej swojego domu. Jedź tam, gdzie naprawdę odpoczniesz, nie będziesz musiała sprzątać i gotować. Nie daj się zapędzić w kierat rozmaitych zajęć. Zaplanuj dzień przed wyjazdem na pakowanie i przygotowanie domu. Po powrocie również powinnaś mieć co najmniej jeden dzień na rozpakowanie i powrót do normalnego życia. Ciesz się tym, co masz Radość życia trzeba pielęgnować. W codziennej bieganinie skupiamy się na tym, czego nie mamy, co nam się nie udało, co nam nie wychodzi. Rzadko kiedy uświadamiamy sobie, jakie mamy szczęście. Czy potrafimy sobie wyobrazić, co by się działo, gdyby połowa naszych dzieci umierała nie dożywszy piątego roku życia? Gdybyśmy musiały całymi dniami nosić wodę? Gdybyśmy musiały się codziennie martwić o jedzenie? Nawet mając kłopoty finansowe i tak jesteśmy w o wiele lepszej sytuacji niż większość kobiet w innych czasach czy w innych krajach. Czasami warto więc pomyśleć o tym, co się ma, i umieć się z tego cieszyć. Niekiedy też warto spojrzeć na własne życie jakby z zewnątrz. W filmie zatytułowanym While You Were Sleeping znajduje się cudowna scena. Rodzice głównej bohaterki, Lucy, umarli. Nie ma też ona żadnych krewnych. Po uratowaniu życia nieznajomego, Lucy zostaje zaproszona przez jego hałaśliwą rodzinę. Podczas kolacji wszyscy głośno rozmawiają, przerywają sobie, nie mówiąc przy tym niczego szczególnie interesującego. Jednak Lucy chłonie całą sytuację. Nie myśli, że ci ludzie są denerwujący, ale cieszy się, że jest z nimi, choćby tylko na pewien czas. Jeśli potrafi się spojrzeć na swoje życie z dystansu, widać rzeczy, które naprawdę mogą być powodem do radości. opr. MK/PO |