Opowiadanie
Zapiski współwinnegoMarzena FelaMiasteczko jest niewielkie, ale trochę znane w świecie. Rozsławione zostało kilka wieków temu, gdy żyła tu niemiecka księżniczka Jadwiga, ogłoszona świętą. Miejsce kultu, wielu pielgrzymek, wysłuchiwania próśb. Takie zwyczajne, polskie miasteczko. Czasem nic się nie dzieje, innym razem koncertuje już to Marek Grechuta, już to Edyta Geppert. Miasto, które ma swoich punków, skinheadów i dewotki. Przeciętna polska miejscowość. I blok, który stoi przy końcu miasta, też jest niby pospolity. Wielki, komunistyczny moloch. Nazywają go: "samotniak". Ma swoją historię: budowano go z myślą o samotnych ludziach, dlatego mieszkania są małe: jeden pokój, kuchnia łazienka i ubikacja razem. Tylko kilka mieszkań jest dwupokojowych. Podwórko przed budynkiem przyprawia o niesmak. Ono praktycznie nie istnieje, nigdy nie istniało. Usypana kupa ziemi, brak huśtawek, zieleni, zniszczone dwie ławki, piaskownica bez piasku (a może to nie piaskownica?) i mnóstwo dzieci: biednych, małych, ale radosnych i rozkrzyczanych. Mają swoje sposoby na dobrą zabawę, swój język, swoje zasady. Ściany wewnątrz budynku są okropne: odrapane, brudne, na nich spisano historię tego miejsca. Kto kogo kocha, kogo nienawidzi, kto jest głupi, samotny. Kunor + Roki, Kurnik dla kur(w), Anka to szmata, Punks no future, Cinek kiss me, Help help help! Anka - tylko wtajemniczeni wiedzą, dlaczego tak jest i kto to jest. Ostatni raz budynek pomalowano w osiemdziesiątym piątym roku. Światło na klatce schodowej jest rzadkością, podobnie jak klamka w drzwiach wejściowych czy szyby w oknach na klatce schodowej. Miejsce, o którym nawet administracja nie chce pamiętać. Zapomniane 131 osób, które nie maja już siły dopominać się o swoje. Tylko 18 z owych mieszkań zajmują osoby samotne bądź starsze małżeństwa, których czasem odwiedzą wnuki. Tam jest spokojnie, skromnie, schludnie, wszystko na swoim miejscu. Rodzin patologicznych jest niewiele. Takie można policzyć na palcach: Bednarscy spod trójki (syn wychowywany w poprawczaku od kilku lat, nietrzeźwiejący ojciec), Kowalczykowie (oboje piją od zawsze, teraz już z dziećmi), Wiśniakowie spod 27 (ona zmarła pół roku temu, on średnio raz w miesiącu wyrzuca przez okno, co ma pod ręką, gdy nie ma już za co pić, a potem pół roku spędza w szpitalu psychiatrycznym), pan Jurek (mało kto zna jego nazwisko; cieszący się dobrą opinią prokurator, który teraz spędza czas na robieniu głośnych pijackich imprez i przepraszaniu sąsiadów - żona odeszła po usamodzielnieniu się dzieci). Pozostali żyją pospolicie, niepokaźnie: praca (jeśli ktoś ją ma) i dom. Odwiedzają się nawzajem, pamiętają o imieninach, rocznicach. Nie znają kina, teatru, wycieczek. Nie stać ich na to. Życie w tym miejscu zaczyna się o 5.00 rano. Wtedy zapalają się pierwsze światła w oknach, a pół godziny później wychodzi do pracy spod 21, który musi dojechać do pracy na 7.00. Wkrótce po nim opuszcza mieszkanie pani spod 17 i lokator spod 47. Pracują razem. Przed 7.00 jedna po drugiej idą kobiety pracujące w biurach, a kilkanaście minut potem biegną po chleb i mleko dzieci, właściciele wyprowadzają swe psy. Wtedy też ze stróżowania wraca pan Zawadzki. Wpół do ósmej na ławce przed blokiem spotykają się dzieci i grupami wyruszają do szkoły, do której jest blisko 1,5 km. Starsi ciągną opornych młodszych. W dniu rozdania świadectw szkolnych, w słoneczny, czerwcowy dzień siedzą od rana. Nie przepuszczą żadnej cenzurki, żadnej oceny. Skąd by świat się dowiedział, że Sebastian Maciejewski nie zdał do szóstej klasy? Te kobiety są jak mafia. Takim rytmem tętni to miejsce. To są problemy, wśród których się dorasta. Tam można żyć. Żyć normalnie. Wychowałam się w tym samotniaku, byłam dzieckiem korytarza, wyganiano mnie spod drzwi, gdy za głośno mówiłam na korytarzu i pisałam na ścianie, że nie cierpię szkoły. Każdego roku miałam sprawdzane świadectwo ukończenia kolejnych klas szkoły podstawowej, średniej, pytały mnie o kolejne sesje egzaminacyjne na studiach, gdy przyjeżdżałam do domu na wakacje. Uśmiecham się do nich, gdy przyjeżdżam odwiedzić rodziców, czytam nowe napisy na ścianie, oni pytają, jak w pracy. Jestem od roku nauczycielem, uczę dzieci z blokowiska. opr. MK/PO |