Twarde słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii trudno w pierwszej chwili uznać za „dobrą nowiną”, a jednak! Jezus nie zamierza bowiem nas upokorzyć, poniżyć, ale wprowadzić w optykę Ewangelii, tak różną od optyki świata. W optyce świata wartość człowieka zależy od jego sprawności, umiejętności, majętności. Nie posiadając żadnej z tych rzeczy jesteśmy dla świata „nieużyteczni” i „bezwartościowi”: jesteśmy „życia nie warci” – jak boleśnie przypomina nam o tym ostatnio ulica. W optyce Bożej natomiast wszyscy, niezależnie od tego kim jesteśmy i ile posiadamy, jesteśmy tak samo dla Boga „nieużyteczni”, nic przecież nie możemy Mu dać, po pierwsze dlatego, że niczego nie potrzebuje, a po drugie, że i tak wszystko od Niego otrzymaliśmy! A jednak właśnie takich „nieużytecznych” nas kocha: kocha – można powiedzieć – nie za coś, ale mimo wszystko! I to jest właśnie – paradoksalnie – nasza największa wartość! Że, owszem, „jesteśmy prochem i niczem, przed Jego obliczem” (A. Mickiewicz), ale jesteśmy prochem, który On ukochał! W takiej optyce, wszystko, co dla Boga czynimy, nie wypływa już z chęci „zysku” („zarobienia”) na niebo, bo niebo, bez żadnych naszych zasług, już od Boga otrzymaliśmy, w pakiecie niejako, wraz z Jego uprzedzającą miłością. Jeśli więc coś dla Boga czynimy, to wypływa to tylko i wyłącznie, spontanicznie z naszego serca przepełnionego miłością, które po prostu „wykonuje, to, co powinno wykonać”, bo na miłość nie można odpowiedzieć inaczej, jak tylko miłością. Ta sama miłość sprawia też, że na „polu” naszego Gospodarza jesteśmy stokroć bardziej pracowici, bo ze sług staliśmy się Jego przyjaciółmi, a przecież już od dawna wiadomo, że ze „sługi (niewolnika), nie ma pracownika”.
«
‹
1
›
»