„Dwóch ludzi przyszło do świątyni” (Łk 18,9)
Jeden należał do faryzeuszów, stronnictwa, które uważało się za elitę narodu wybranego, starającego się zachowywać skrupulatnie, często aż do przesady, przepisy prawa. Drugi był spośród celników, będących po przeciwnej stronie w hierarchii społecznej: celnicy uchodzili bowiem za kolaborantów z okupantem rzymskim i przez znaczną część społeczeństwa byli pogardzani, co wypływało też niekiedy z zazdrości, bo materialnie dobrze im się powodziło, także dzięki nieuczciwym dochodom.
Obydwaj są ludźmi wierzącymi, obydwaj przychodzą do świątyni i w tym miejscu ujawniają się kolejne różnice między nimi. Faryzeusz rozpoczyna modlitwę od chwalenia siebie samego i podziękowania, że nie jest jak inni ludzie. Ma nawet „odwagę” dokonać bardzo swoistego sądu nad celnikiem, którego uważa za zdecydowanie gorszego od siebie. Wylicza swoje zasługi: „Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam” (Łk 18,12).
Pyta św. Augustyn komentując ten fragment biblijny: „Przyszedłeś prosić, czy się chwalić? Powiedziałeś, że masz wszystko; o nic nie prosiłeś jako potrzebujący. W jaki więc sposób przyszedłeś się modlić?” (Mowa 290,6,6).
A celnik? „Celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi mówiąc: «Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!»” (Łk 18,13). Celnik nie mówi o swoim postępowaniu, o wadach i zaletach. Prosi tylko o jedno: o miłosierdzie, bo zdaje sobie sprawę z tego, że jest przed Bogiem, który zna dogłębnie jego serce i wie o nim wszystko.
Faryzeizm to postawa obłudy, fałszywej pobożności, hipokryzji. Nie tylko pojawiał się w historii, ale także w naszych czasach jest obecny i niebezpieczny. Dotyczy zwykle osób o wygórowanych poglądach o samych sobie. W jakiejś mierze grozi każdemu: wszak pokusa postrzegania siebie jako choć trochę lepszego od innych drzemie w każdym człowieku. Chodzimy do kościoła, przystępujemy do sakramentów świętych, udaje się nam unikać ciężkich grzechów… W takiej postawie nasuwa się niemal spontanicznie pytanie: jeśli jestem tak dobry, to po co mi Bóg i Jego miłosierdzie?
Celnik, mimo swoich słabości, jest w gruncie rzeczy bliżej Boga niż faryzeusz, bo wykazuje postawę pokory; nie śmie nawet oczu wznieść ku niebu, bije się w piersi, wiedząc, że sam sobie nie pomoże i że o własnych siłach nie zmieni postępowania. Dlatego z głębi serca prosi o litość, niczego nie tłumacząc, niczego nie ukrywając…
Jezus przez tę przypowieść chce nam pomóc pozbywać się faryzejskiej pewności siebie i pokonywać subtelną pokusę górowania nad innymi. Jakże nie nazwać dzisiaj faryzeizmem postawy tych wiernych, którzy postanowili „pomagać” Kościołowi przez… ostrą krytykę: wyszukiwanie za wszelką cenę zła, najlepiej u duchownych; rozpowszechnianie, a nieraz nawet wyolbrzymianie różnych niesprawdzonych wiadomości, ukazujących w złym świetle innych; odrzucanie ważnych dla życia moralnego zasad w imię błędnie rozumianej wolności; wreszcie stawanie z boku, dla wygody, bez brania odpowiedzialności…
Nie taką drogą mamy dokonywać przemiany naszego życia, zwłaszcza teraz, w Wielkim Poście, jeśli chcemy być gorliwymi wyznawcami Chrystusa i prawdziwymi członkami Jego Kościoła. Trzeba nam przyjmować bardzo znaczącą postawę celnika, który w świątyni modlił się bez faryzejskiej dwulicowości, wiedząc, że tylko miłosierny Bóg może mu pomóc. Jeśli będziemy tak postępować, my też doświadczymy, i to właśnie w Kościele, przebaczenia i usprawiedliwienia.