Sztuka i piękno – relacja niezbędna?

Prof. Rémi Brague podczas wykładu wygłoszonego w ramach cyklu „JP2 Lectures” podjął temat znaczenia sztuki w nowożytnym chrześcijaństwie i relacji sztuki i piękna na przestrzeni wieków. Jak kształtowała się ta relacja? Czy sztuka musi być piękna? Czy sztuka chrześcijańska ma szansę się odrodzić?

Profesor zauważa, że ramy nowożytności czy współczesności nie zawsze są łatwe do określania. Niemniej jednak „czasy nowożytne osiągnęły szczyt w ramach historii sztuki. Niewyobrażalnie rozkwitły wówczas istniejące sztuki, w każdej dziedzinie i w każdym obszarze językowym”. Ten rozkwit był widoczny w literaturze, muzyce czy teatrze. Jak zaznacza profesor, „wszystkie te sztuki, ogólnie rzecz biorąc, posiadały chrześcijańską podbudowę. Ten rozkwit miał miejsce w Europie, a więc w kontekście czy też na tle chrześcijańskim”.

Przechodząc przez historię sztuki i piękna, prof. Brague zarysowuje sztukę w świecie pogańskim, w starożytnym Izraelu, w islamie, w chrześcijaństwie, w świecie nowożytnym i nam współczesnym.

Współcześnie posługujemy się pojęciem „sztuki piękne”, zakładając, że istnieje silny związek między sztuką i pięknem. Ale w przedchrześcijańskiej filozofii relacja sztuki i piękna nie była rozumiana w taki sposób. „Piękno i sztuka nie przynależą do siebie bezpośrednio jak cel i środek. Kiedy greccy myśliciele rozprawiali o pięknie, co czynili często, rzadko wymieniali sztukę jako sposób jego tworzenia” – mówił profesor.

Greccy filozofowie zajmujący się pojęciem piękna, wśród nich Platon i Plotyn, nie utożsamiali go koniecznie z wytworem artystycznym, czyli celem sztuki nie było samo piękno. Chociaż przyznawali pięknu wysoką rangę, piękno rozumiane było raczej jako coś dobrego i szlachetnego.

Jeżeli chodzi o historię Izraela, profesor zwraca uwagę na podobieństwo w misji artystycznej i profetycznej z myślą grecką. „Po raz pierwszy pojawiła się tutaj idea inspiracji ze strony jakiejś boskiej mocy, która prowadzi osobę, która ją otrzymała, nie do proroctwa, lecz do rzemiosła artystycznego. Interesujący jest fakt, że ta biblijna idea stanowi pomost między Biblią a grecką ideą boskiej inspiracji nie proroka, lecz poety” – powiedział prof. Brague.

Kluczowym fragmentem jest jednak opis stworzenia świata, kiedy Bóg określa swoje stworzenie jako dobre, co zawiera w sobie także aspekt piękna. Jest to również podstawa zgody, „która tworzy most między Atenami i Jerozolimą co do fundamentalnego dobra czegokolwiek, co istnieje. To podstawowe założenie nie zostało zakwestionowane przez chrześcijańskie objawienie”.

Chrześcijaństwo, jak zauważa prof. Brague, przyniosło rewolucję w rozumieniu relacji piękna i sztuki.

„Dla chrześcijaństwa piękno ma paradoksalną naturę. Osiąga ono szczyt w poświęceniu Jezusa na Krzyżu, które nie było pięknym spektaklem. Ukrzyżowany Chrystus cierpiał karę przewidzianą dla niewolników, był torturowany i wyszydzany. Był brzydki, ale bez cienia subtelności, był śmieszny. Raczej szczyt okropności i skandal” – tłumaczył.

Przedstawienie męki Chrystusa podniosłym stylem zmienia stosowane przez wieki dopasowanie stylu do treści i powoduje rozłam gatunków, przekraczając granice antycznej estetyki.

Jeżeli chodzi o islam, cechuje się on odmienny rozumieniem sztuki. Istnieje bowiem zakaz przedstawiania istot żywych, bo oznaczałoby to uzurpowanie sobie praw Stwórcy. Ograniczyło to rozwój sztuki do ornamentów i kaligrafii.

Późna nowożytność odwróciła starożytną koncepcję. „Podczas gdy grecka filozofia w tradycji platońskiej miała piękno bez sztuki, nowoczesność ma sztukę bez piękna”. Friedrich Schlegel stwierdził, że „właściwym przedmiotem sztuki nie jest już to, co piękne, lecz to, co interesujące”.

„Oczywiście, to, co wzbudza nasze zainteresowanie, może być piękne, ale nie musi. Groteska, to, co szokujące, monstrualne itd. może być równie interesujące co piękne, a nawet bardziej” – tłumaczył profesor.

Jak zaznaczył, sztuka staje się czymś subiektywnym: „To, czy wytwór sztuki jest dziełem sztuki, zależy od reakcji (niekoniecznie od aktywnej decyzji) obserwatora, czytelnika, słuchacza, etc. Sztuka trafia pod jarzmo subiektywności. Stąd wypływa garść konsekwencji. Po pierwsze, dzieło musi być zdolne do wywołania zainteresowania podmiotu, a więc w pewien sposób szokujące”.

Sztuka traci więc swój transcendentny wymiar. „Z jednej strony, ponad dwa wieku temu sztuka utraciła swoją relację z pięknem. Mówiąc bardziej ogólnie, utraciła potencjalną relację z «metafizycznym» wymiarem rzeczywistości. Widzieliśmy, że zasadniczym przedmiotem twórczości artystycznej jest to, co interesujące. Nie da się go pogodzić z pozostałymi transcendentaliami. Możemy powiedzieć, że wszystko jest jedno, prawdziwe, dobre itd., ale nie możemy powiedzieć, że wszystko jest interesujące” – tłumaczył prof. Brague.

Redukowanie piękna do subiektywności miało także swoją drugą stronę – nudę. „Nudne jest interesującym, które przestało wywoływać nasze zainteresowanie” – mówił profesor. Aby obronić się przed nudą, artyści muszą być oryginalni i ciągle poszerzać tradycyjną definicję sztuki, wprowadzając praktyki, które wcześniej nie miały z nią nic wspólnego. Zmiana jednak staje się w ten sposób normą, a więc prowadzi dalej do nudy.

Czy sztuka chrześcijańska ma szansę się odrodzić? Jak mówił prof. Brague: „Sztuka stać się powinna narzędziem objawienia. Musi przyjąć pewną pokorę, funkcję służebną. Tak właśnie czyniła przez wieki, nawiasem mówiąc. «Artysta» nie istniał, ta postać narodziła się w renesansie. Istnieli rzemieślnicy, którzy wykonywali swoją pracę tak dobrze, jak to było możliwe i nie uważali siebie za obdarzonych jakąś świętą misją. Pragnęli pomóc modlitwom wiernych, co było sednem sprawy”.

Jak podsumował, sztuka sama z siebie się nie odrodzi ani nie rozwiąże swoich problemów. Musi wrócić do wymiaru transcendentalnego – do piękna, dobra i prawdy. Aby to nastąpiło poza artystami potrzebni są filozofowie i święci – tacy jak np. św. Jan Paweł II.

Źródło: Teologia Polityczna


« 1 »

reklama

reklama

reklama