Pierwsza papieska pielgrzymka do rodzinnego kraju była dla zniewolonych komunizmem Polaków momentem przełomowym. Wołanie Jana Pawła II o zstąpienie Ducha Świętego znalazło swój wyraz w duchowym przebudzeniu narodu i ogromnym ruchu społecznym.
8 czerwca 1979 roku, po zamknięciu w wawelskiej katedrze Duszpasterskiego Synodu Archidiecezji Krakowskiej, Jan Paweł II pojechał na Skałkę, gdzie spotkał się z ludźmi kultury, nauki i sztuki. Na dziedzińcu sanktuarium, a także na okolicznych drzewach i dachach zgromadziła się młodzież, która wyczekiwała na przyjazd Ojca Świętego. Papież, widząc entuzjazm i radość młodych, zrezygnował z oficjalnego, przygotowanego wcześniej przemówienia i podjął z nimi żywy, improwizowany dialog.
– To było takie spotkanie pełne przyjaźni. Zaczęło się od śpiewu „Barki”. Ten typ spotkań – w formie bezpośredniej rozmowy – swój szczyt osiągnął, kiedy młodzież przyszła wieczorem pod okno na Franciszkańską 3 i niejako „wywołała” go. Nikt wtedy nie był przygotowany na takie spotkanie. Do parapetu przystawiono krzesło. W improwizowany sposób Jan Paweł II stanął na parapecie i zaczął rozmawiać z młodzieżą, która co chwilę wybuchała śmiechem. – wspomina metropolita krakowski Marek Jędraszewski i dodaje, że były to czasy sprzed zamachu z 13 maja, kiedy Ojciec Święty łamał barierę dystansu i szukał osobistego kontaktu z wiernymi.
– Zamach pokazał, jak dużym był on przeciwnikiem dla komunistycznego świata. Nikt nie miał poczucia, że jakieś nieszczęście może go dotknąć. Jechał w otwartym samochodzie. Paradoks tamtych czasów polegał na tym, że robiono wszystko, by nie pokazywać, ilu ludzi przychodzi na spotkania – w mediach można było zobaczyć peryferia, opłotki, znudzonych zomowców i starszych ludzi. Nie chciano pokazać, że są młodzi.
Arcybiskup przypomniał, że Jan Paweł II kochał młodzież i wiele od niej wymagał. Kiedy w 2000 roku w Rzymie miały miejsce Światowe Dni Młodzieży, kościelni hierarchowie zastanawiali się, w jaki sposób schorowany i starszy już mężczyzna potrafi przyciągnąć do siebie tak wiele młodych ludzi?
– Kardynał Ryłko mówił wtedy, że młodzi wiedzą, że papież ich kocha, a skoro kocha, to też wymaga. On pokazuje, jak to jest być ojcem i wychowawcą, a oni pokazują, czego od ojca oczekują – nie chcą partnerskiej relacji, ale kogoś, kto jest dla nich niekłamanym autorytetem.
9 czerwca Jan Paweł II odwiedził klasztor oo. Cystersów w Mogile – Nowej Hucie. W homilii, papież nakreślił historię dwóch krzyży – mogilskiego krzyża, który góruje nad okolicą od XIII wieku i nowego – nowohuckiego. Zaznaczył wtedy, że nie można oddzielić Chrystusa i Jego krzyża od pracy człowieka. Jan Paweł II, wspominając czasy, kiedy jako krakowski biskup i kardynał walczył o powstawanie kościołów w tej dzielnicy, nazwał siebie budowniczym Nowej Huty na fundamencie Chrystusowego krzyża.
– Wkładał w historię Nowej Huty swoją bardzo ważną cząstkę, jaką jest prawda o krzyżu i życiu człowieka, robotnika, pracownika, który nie jest narzędziem w cyklu produkcyjnym, ale musi być uszanowany jako ktoś, kto wiele wnosi w ogólne dobro. W krzyżu zawarta jest prawda o męczeństwie i męczennikach, których krew jest zasiewem – jak mówił Tertulian – Kościoła. W tę historię krzyża wpisana jest krew ludzi, którzy dla istnienia krzyża w nowej Hucie, cierpieli i niekiedy oddawali swoje życie. Dzięki temu z obszaru Nowej Huty jest obecnie więcej powołań kapłańskich niż z dawnego mieszczańskiego Krakowa.
Arcybiskup Marek Jędraszewski zaznaczył, że owoce papieskiej pielgrzymki były bardzo obfite. Wierni utwierdzili się w przekonaniu, że zwycięstwo buduje się na mocy Chrystusowego krzyża. Z większą siłą i determinacją przystępowano do budowy nowych kościołów i ośrodków duszpasterskich. Naród przebudził się duchowo, czego wyrazem była rekordowa liczba wiernych na krakowskich Błoniach, gdzie Jan Paweł II żegnał się z Ojczyzną i rodakami.
– Zwrócił uwagę na przemijanie, któremu człowiek chce się przeciwstawić przez rozwój cywilizacji, kultury, techniki. Te osiągnięcia to jednak za mało – człowiek potrzebuje Boga (…) Ojciec Święty nawiązał w homilii do swojego pobytu w Gnieźnie u grobu św. Wojciecha. Mówił, że jego męczeństwo to swoisty chrzest przez krew. W Krakowie odniósł się do św. Stanisława i do bierzmowania dziejów. W postaci św. Stanisława, Biskupa i Męczennika, pokazał męstwo i wytrwałość w wierze, a także jej dojrzałość, która staje przed nami jako zadanie, byśmy trwali w niej i byli gotowi ponieść wszystkie konsekwencje.
Papież podkreślał, że Polska jest wspaniałym dziedzictwem, które musi być zgłębiane i przekazywane następnym pokoleniom: „I dlatego — zanim stąd odejdę, proszę was, abyście całe to duchowe dziedzictwo, któremu na imię „Polska”, raz jeszcze przyjęli z wiarą, nadzieją i miłością — taką, jaką zaszczepia w nas Chrystus na chrzcie świętym, abyście nigdy nie zwątpili i nie znużyli się, i nie zniechęcili, abyście nie podcinali sami tych korzeni, z których wyrastamy. Proszę was: abyście mieli ufność nawet wbrew każdej swojej słabości, abyście szukali zawsze duchowej mocy u Tego, u którego tyle pokoleń ojców naszych i matek ją znajdowało, abyście od Niego nigdy nie odstąpili, abyście nigdy nie utracili tej wolności ducha, do której On „wyzwala” człowieka, abyście nigdy nie wzgardzili tą Miłością, która jest „największa”, która się wyraziła przez Krzyż, a bez której życie ludzkie nie ma ani korzenia, ani sensu.”
– Przejmujące były końcowe fragmenty, kiedy papież mówił, że patrzy na Kraków i na wielkie dziedzictwo, któremu na imię Polska. Apelował na koniec, aby Polacy nie poddali się zniechęceniu, przekonaniu, że nic nie można zrobić, a także o to, aby przyjąć nasze dziedzictwo, pogłębiać je i przekazywać następnym pokoleniom. To było przesłanie nadziei (…) Żegnając się z Polską padło bardzo ważne przesłanie, ciągle aktualne dziś, kiedy próbuje się wyrwać i ośmieszyć Polską tożsamość – potrzebne jest nam trwanie przy Chrystusie, który karmi nas prawdą Ewangelii i swoim ciałem, prowadząc do życia wiecznego.
Joanna Folfasińska | Archidiecezja Krakowska