Na deon.pl kolejna odsłona narzekań na polski kler i hierarchię kościelną. Tym razem pandemia ma obnażyć, zdaniem autora bloga podniebem.blog.deon.pl, jacy jesteśmy obrzędowi i strachliwi.
To już kolejny tekst, który odnosi się do vloga o. Adama Szustaka, który wcześniej mówił w nim o „załamaniu się systemu kościelnego” spowodowanego pandemią. Jak już pisałem to teza dyskusyjna, bo hierarchowie sprawnie przeprowadzają Kościół przez ten trudny czas ograniczeń w przemieszczaniu się i obecności wiernych podczas Eucharystii. Oczywiście na miarę tego wyzwania, gwałtowności i tempa zdarzeń.
https://opoka.news/ojcu-szustakowi-do-sztambucha
Tym razem deon.pl publikuje tekst pod jeszcze mocniejszym tytułem „Taki Kościół jest Kościołem umierającym”, pochodzący z bloga podniebem.blog.deon.pl.
Zamiast faktów
Czytając omawiany artykuł, łatwo o wrażenie, że mocny tytuł i jaskrawość tez, które autor w nim stawia mają przykryć brak argumentów na ich poparcie. Tekst wręcz roi się od piramidalnych niekonsekwencji, logicznych błędów i skrótów myślowych, którymi są okraszone wyrzucane, jak z karabinu, kolejne oskarżenia pod adresem duchowieństwa i Kościoła. Im ostrzejsza opinia, tym mocniej powinna być uzasadniona.
I tak, zdaniem autora pandemia ma obnażać jacy jesteśmy „obrzędowi” i w tym pędzie nawet nie zważamy na wytyczne biskupów, co do ograniczeń ilości wiernych na jednej Mszy Świętej. To przecież powinno oznaczać w konsekwencji, że wierni masowo udają się do kościołów, wręcz je szturmują. Jest odwrotnie. Zdecydowana większość usłuchała głosów swoich biskupów i przystosowała się do ograniczeń. Jeśli zdarzały się jakieś incydenty, gdy liczba wiernych przekroczyła ograniczenia, to w skali Polski pozostały pojedynczymi przypadkami.
Po drugie, gdyby uznać, że dla większości wiernych Eucharystia to tylko „obrzęd”, to nie ma sensu obawiać się o to, jak Kościół będzie wyglądał po pandemii. Czyż nie powróci prostą drogą do „obrzędów”, bo zdaniem autora artykułu na deon.pl, tak po prostu jest „prościej”.
Msza Święta to nie obrzęd
Kolejną sprawą jest utożsamianie obecności podczas Eucharystii z „wypełnianiem procedur, nakazów, odhaczania kolejnych wytycznych przez wiernych i duchownych, głównie ze strachu przed grzechem, a nie z miłości i chęci relacji z Bogiem”. Nawet gdyby tak było, to pytam cóż w tym złego. Ci, którzy pozostaną wierni w małych rzeczach, będą wiernymi i w większych. Ale Eucharystia to oczywiście coś zdecydowanie więcej. Tych wymiarów jest mnóstwo i sprowadzanie ich do mniej lub bardziej interesującej homilii celebransa to jakieś nieporozumienie. Eucharystia to przede wszystkim ofiara Jezusa składana Bogu Ojcu. To także doskonała chwała, jaką Ojciec odbiera od swojego Syna, w którą człowiek może się włączyć. Nie jest naszą rolą dzielić wiernych na tych, co już dostatecznie dążą drogą „żywej i szczerej relacji z Bogiem” i na tych, co widzą w tym „obrzędy i religijność”.
Jesteśmy różni, ale i zdolni poznać Boga. Do każdego z nas Bóg przychodzi inaczej. Do każdego z nas Bóg potrafi mówić inaczej. Jeden będzie Go słuchał w modlitwie brewiarzowej, inny w Gorzkich Żalach. To wielka wartość umieć dostrzec głos Boga. Ale wielką umiejętnością jest też znaleźć odpowiednie „słowa”, by do Niego mówić. Nie każdego z nas Bóg stworzył „krasomówcą” i dlatego nie widzę nic złego w tym, aby korzystać z modlitwy różańcowej czy właśnie Gorzkich Żali. Autor omawianego przeze mnie artykułu twierdzi zgoła inaczej. Jego zdaniem „łatwiej odmówić dziesiątek różańca niż spędzić z Bogiem chwilę na adoracji i po prostu z Nim pogadać?”. Chciałoby się powiedzieć: skoro to takie łatwe, to dlaczego majowe nabożeństwa nie gromadzą tłumów?
Dariusz Stępień, opoka.org.pl