Foch jest wtedy, gdy ktoś się obraża i w demonstracyjny sposób chce to komuś okazać. To na ogół pusty gest. Czy ojciec Szustak „strzelił focha”, gdy powiedział, że nienawidzi Kościoła? A może podsumował swoje zaangażowanie w promocję kandydatury jednej z osób ubiegających się o urząd prezydenta?
Ojciec Adam Szustak postanowił wypowiedzieć się w sprawie trwających protestów przeciwko orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie niezgodności przesłanki eugenicznej kwalifikującej do wykonania aborcji z ustawą zasadniczą. Uczynił to na swoim kanale w mediach społecznościowych. Wypowiedział się tam jako „mężczyzna w średnim wieku, który nagrywa filmiki na youtuba”, ale uczciwie zaznaczył, że został uczyniony przez Boga swoim uczniem oraz że „Bóg się go nie wstydzi”. Mimo luźnej formy filmu sam jego autor podkreślił, że to, co powie będzie ważne i istotne. A co powiedział?
Wiele prawdziwych rzeczy. Że aborcja dla naśladowcy Jezusa jest nie do zaakceptowania, bo tak uczy nas Mistrz. Że zawsze sprawa rozgrywa się w ludzkim sumieniu i sercu i że najlepiej byłoby, gdyby żadne dziecko nie zostało zabite wskutek decyzji swoich rodziców. Brzmi to podobnie do tego, co twierdzi Kościół i co wyrazili hierarchowie kościelni w swoich stanowiskach i wypowiedziach. A co przebiło się do opinii publicznej? Skąd wzięło się ponad 1,2 mln odsłon jego nagrania w serwisie społecznościowym?
Wystarczyło stwierdzenie, że o. Szustak nienawidzi TEGO Kościoła, bo stał się „absolutnie ladacznicą polityczną” i który „tak się wmieszał w politykę, że swoje umocowanie, przyszłość, władzę, pragnienie, żeby ludzi nawracać ufundował w wartościach tego świata”. I dodał: „Tak, to musi runąć”. Za falę i wybrańców Boga, ludzi którymi posługuje się Bóg, aby uzdrowić swój Kościół uznał właśnie ten wulgarny i brutalny tłum ludzi. Bo to właśnie oni mają rzekomo dość Kościoła, który przestał być ewangeliczny. Wręcz go nienawidzą.
Tako rzecze o. Szustak. A jak jest naprawdę?
Dokąd prowadzi ślepiec
Kościół i my katolicy nie jesteśmy przyczyną obecnych protestów. Przed wyrokiem TK, jak i po wyroku zdanie Kościoła katolickiego na temat aborcji było identyczne. Aborcja była i jest grzechem, aktem moralnie nieuporządkowanym, ale też – podkreślmy to wyraźnie – potępienie zawsze dotyczy czynu. Kobieta i inne osoby, które współdecydują o dokonaniu aborcji podlegają Bożej miłości i miłosierdziu.
Ci ludzie kierują się (a w zasadzie są skierowani) przeciw władzy, którą przez ostatnie lata udało się dość dobrze skleić medialnie z Kościołem hierarchicznym. To zblatowanie hierarchii kościelnej i polityków jest ikoną budowaną intensywnie od 5 lat. Dziś już nie ma znaczenia czy jest to prawdziwe czy domniemane. W sferze medialnej udało się to ludziom wdrukować przy biernej postawie obu stron, którym w oczywisty sposób to sklejanie szkodzi.
Ale ten sam argument można wytoczyć wobec organizatorów obecnych protestów. Zblatowani z urzędnikami władz lokalnych w dużych miastach, tam czują się najpewniej. Wspierani przez władze szkolne, gdzie na czas protestów ogłasza się dni rektorskie w szkołach wyższych i godziny dyrektorskie w szkołach średnich. Nie inaczej w przedszkolach, gdzie nikt nie kryje się z politycznymi poglądami. Zaangażowania, choćby w mediach społecznościowych, które dziś mają wpływ na postawy młodego pokolenia, nie ukrywają twórcy i pracownicy ośrodków kultury. Do tego dziennikarze, media oraz korporacje jawnie stające po jednej stronie sporu. Sam ojciec Szustak, pamiętamy, posunął się do poparcia jednego z kandydatów w ostatnich wyborach prezydenckich. Tylko katolicy mają milczeć o swoich poglądach?
Jednocześnie to prawda, że i w Polsce chrześcijaństwo ma coraz mniejszą siłę przyciągania. Gdyby było inaczej, gdyby Kościół był silny obecne protesty przebiegałyby inaczej. Ale osłabiony, stał się instrumentem, przy pomocy którego toczy się walka polityczna w kraju. Czy mogło być inaczej? Dziś wszyscy są mądrzy, bo patrzymy z bieżącej perspektywy. Ale kto z nas wołał kilkanaście lat temu o zmiany? Dziś ważne kto zostanie, a kto własne zaniechania będzie chciał przerzucić na tych, co zostają i pierwszy rzuci w nich kamieniem.
Z profanacjami, agresją wobec wiernych i duchowieństwa mamy do czynienia od lat. Różnica teraz polega na tym, że akty wandalizmu i profanacji aktywistom udało się przeprowadzić na większą skalę. Barbarzyństwu przygląda się obecnie większa publiczność. Publiczność, która o Bogu i wierze słyszała od swoich babć i dziadków. Ale te same tłumy nienawidzących Kościoła lewackich rewolucjonistów szalały i w innych krajach. Dziś nikt nie ma tam już wątpliwości, że jedną z przyczyn upadku chrześcijaństwa na Zachodzie jest rewolucja kulturowa, której tam na czas nikt się nie przeciwstawił.
Kontrkultura
Rewolucja kulturowa trwa. Nowa ideologia zrówna naszą kulturę do gołej ziemi. Dopiero na tym wypalonym terenie powstanie coś nowego. Co? Tego pewnie nie wiedzą sami rewolucjoniści. Co ważne, swoje cele realizują przy pomocy państwowej biurokracji. Przy pomocy tej biurokratycznej sfery, od której tak bardzo o. Szustak stara się dystansować. Partie opozycyjne, włodarze miast, rektorzy szkół, kierownicy domów kultury, a nawet menadżerowie w korporacjach mobilizują wszystkich do protestów. Nie mają oporów, bo wierzą w swój utopijny ideał.
A my? Realizujemy plan już dawno opisany: ulegamy duchowi rozłamu, wyrażamy zgodę na nadawanie pojęciom, które stanowią naszą kulturę, zupełnie innej treści po to, by całkowicie pozbawić ich znaczenia i w ten sposób wyzwolić ludzkość z jej okowów. Poprawność polityczna ma przy pomocy biurokracji i prawa zniwelować „stary świat”. Jak trzeba być naiwnym, aby widzieć w tym tłumie siłę, która nas uzdrowi.
Pamiętam z dzieciństwa obrazek, gdy jeden z wodzów indiańskich tłumaczy innym, że siła bierze się ze wspólnego działania. Pojedyncze gałązki w jego ręku symbolizowały rozdrobnione plemiona indiańskie, łatwe do złamania. Spięte i związane razem były tak silne, że nie dało się ich złamać.
Podobnie działa dziś lewica. Niezależnie od nurtu i sprzeczności w działaniu są razem. Nie spierają się, gdy krzyczą: „To jest wojna”. Wojna z Kościołem. Czy może z tego wyniknąć dobro. Tak, oczywiście. O ile podejmiemy wyzwanie, które przed nami stoi. Na sposób chrześcijański i wspólnie.
Uzdrowić siebie
O Kościół się nie martwię, nie trzeba go uzdrawiać, ma swojego Fundatora i Opiekuna. Uzdrowić możemy siebie. Zdjąć klapki z oczu i zacząć pozytywnie działać. Budzić Boga w naszych sercach, odnawiać nasze rodziny. Bo ludzie odchodzą z Kościoła, gdy rozpadają się im rodziny.
A te wulgarne tłumy? Jak mówił Bakunin, teoretyk rewolucji, „są one brutalną, nieokiełznaną siłą, zdolną przez heroiczne czyny urzeczywistnić cele pozornie niemożliwe do osiągnięcia”.
Oni tylko mogą nas do tych działań mobilizować.