Dlaczego warto czytać książki dzieciom?

Wczoraj obchodzony był Światowy Dzień Alfabetyzmu, czyli umiejętności czytania i pisania. Choć może się ona wydawać się dziś czymś oczywistym, warto zwrócić uwagę na jedną rzecz: czytanie książek dzieciom ma istotny wpływ na ich rozwój i relacje z rodzicami.

Ktoś mógłby powiedzieć: przecież dzisiaj dzieci do dyspozycji mają tyle multimediów, tyle opcji rozrywki i zabawy, że czytanie im książek to po prostu archaizm, niepotrzebna strata czasu. A jednak żadne multimedia – telewizor, komputer, tablet czy telefon – nie są w stanie zastąpić kontaktu z żywym człowiekiem, który opowiada historię i uczy życia. Czytanie książki to bowiem coś znacznie więcej niż mechaniczne odtwarzanie treści.

Jeśli tego nigdy nie robiłeś – spróbuj. Weź do ręki książkę, zacznij ją czytać na głos. Dzieci same przyjdą i będą chciały słuchać. Opowieść jest ciekawa sama w sobie. Ale jest tu coś więcej: relacja z osobą, która ją opowiada lub czyta. Dzieci potrzebują ciepła takiej relacji.

Kiedy dziecko słucha opowieści o świecie – czy to w formie baśni, czy też innej, uczy się, zdobywa informacje. Uczy się rozróżniać to, co złe od tego, co dobre. Uczy się też komunikować, wzbogaca swoje słownictwo. Jedne badania wskazują na dziesięć, inne nawet na trzydzieści tysięcy nowych słów, których uczą się dzieci, którym rodzice czytają książki. Jest to ogromna różnica w stosunku do szerszej populacji. Dziecko, które zapoznaje się w ten sposób z językiem, będzie później miało znacznie większą łatwość wyrażania samego siebie, pomocną w niezliczonych sytuacjach.

Chodzi nie tylko o język dotyczący konkretów. Poznawanie nowych zwierząt, roślin, narzędzi, przedmiotów ma oczywiście znaczenie, ale jeszcze ważniejsze jest zrozumienie różnych sytuacji życiowych, zachowań i towarzyszących im emocji.

Badania pokazują też, że czytanie dzieciom pomaga im w innych przedmiotach, np. w matematyce. Na pierwszy rzut oka nie ma to nic wspólnego z językiem i pasjonującymi opowieściami. Ale czytanie może również stymulować konkretne umiejętności, które pomagają w zrozumieniu liczb i modeli.

W pewnym stopniu słownictwo i umiejętność komunikacji dziecko może nabyć także za pośrednictwem filmów czy innych multimediów. Książka i interpretujący ją dorosły to jednak coś więcej. Zanim zaczniemy ją czytać, książka jest zwykłym stosem kartek. Gdy jednak zaczniemy lekturę na głos, ten stos ożywa, odsłaniając ukryty świat. Aby go poznać, potrzeba czasu, cierpliwości i wytrwałości. Czytając, uczysz jednocześnie dziecko tych umiejętności.

Jak zauważa publicysta holenderskiego portalu CNE, Evert van Vlastuin, mamy obecnie niezwykle szeroką ofertę książek chrześcijańskich. Tak jest również w Polsce. I chodzi nie tylko o rozmaite Biblie dla dzieci, ale także literaturę innego rodzaju. Naprawdę warto po nią sięgać, zapoznając się z tym, co dostępne jest w rozmaitych chrześcijańskich księgarniach czy sklepikach przykościelnych.

Klasyka literatury dziecięcej liczy tysiące pozycji. Wiele z nich pisanych jest wierszem, który ułatwia lekturę (rytm jest czymś atrakcyjnym dla dziecka, a rymy ułatwiają zapamiętanie treści). Sam niedawno sięgnąłem po „Dzieci pana majstra” Zofii Rogoszówny i zaskoczony byłem, jak wiele pamiętam z tej książki. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek miał ją w ręku, natomiast czytała mi ją moja babcia dobre pięćdziesiąt lat temu. Fragmenty wierszy Brzechwy czy Tuwima ciągle wracają do mojej pamięci. Czasem po posiłku spontanicznie wyrywa mi się cytat: „co się zjadło, to przepadło” (to z „Szelmostw lisa Witalisa”), a wchodząc do lasu przypominam sobie, że „dzik jest dziki, dzik jest zły, dzik ma bardzo ostre kły”.

Nie trzeba zresztą ograniczać się do literatury stricte dziecięcej. Jeśli pasjonują nas książki podróżnicze czy opowieści o świecie przyrody, czytając je, możemy je także streszczać czy adaptować dla własnych dzieci. Widząc czytających rodziców, dzieci szybko nauczą się czytać same. Tak było w moim przypadku. Z pewnością pomogło to, że moja mama była bibliotekarką, więc odwiedzając ją w pracy (w bibliotece szkolnej) miałem naturalny dostęp do książek. Literek nauczyłem się sam. Ale z pewnością moje zamiłowanie do książek ma swoje korzenie we wczesnych latach dziecięcych, kiedy jeszcze nie potrafiłem sam składać literek, ale z upodobaniem słuchałem tego, co czytała mi mama, tata czy babcia.

Nie bójmy się też wdrażać dzieci w świat Biblii. Pismo święte nie jest przecież traktatem teologicznym dla tęgich umysłów, ale przede wszystkim księgą opowieści, pełną historii ludzkiego życia przeżywanego w relacji do Boga w różnych okolicznościach. Nie wszystkie z nich będą zrozumiałe dla dziecka w każdym wieku – ale nawet dwu lub trzyletni maluch będzie umiał pojąć wyzwanie, któremu sprostał Dawid, gdy mierzył się z Goliatem, czy wyobrazić sobie, co przeżywał Eliasz, gdy czuł się samotny i niezrozumiany, a jedzenie przynosił mu kruk. Wybierzmy po prostu wersję Biblii, która jest odpowiednia dla wieku i zdolności umysłowych naszego dziecka.

Van Vlastuin podkreśla, jak ważna jest lektura książek w czasach cyfryzacji. Spadek czytelnictwa jest zjawiskiem powszechnym w całym świecie. Nie powinniśmy się jednak poddawać. Jeśli dotąd nie czytałeś książek własnemu dziecku (lub wnukowi) – spróbuj. Prawdopodobnie bardzo szybko okaże się, że dziecko doceni ten czas spędzony z bliską osobą i wręcz będzie cię prosić, żeby czytać dalej. Atrakcyjność multimediów jest tylko pozorna. Na głębszym poziomie wielowymiarowość, bogactwo treści i słownictwa zawarte w książkach znajduje mocny oddźwięk w dziecięcej psychice. A przede wszystkim – fakt, że rodzic bierze aktywny udział w lekturze, buduje relacje między nim a dzieckiem. Tego nie zastąpi żaden telefon czy tablet.

 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama