Maksymilian Kolbe: czas studiów w Rzymie i duchowość całkowitego posłuszeństwa Bogu

Okres rzymskich studiów o. Maksymiliana Kolbe był czasem niezwykle doniosłym w jego życiu. To wtedy dojrzała w nim duchowość pełnego oddania się woli Bożej i poświęcenia swego życia Niepokalanej w głębokim, synowskim zaufaniu do Niej.

 

11 września 1911 roku brat Maksymilian złożył czasowe śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa w Zakonie Braci Mniejszych Konwentualnych. Rok później przełożeni, dostrzegając jego wyjątkowy talent, postanowili wysłać go na Uniwersytet Gregoriański w Rzymie. Decyzja była niespodziewana, ponieważ początkowo planowano wysłać tam pięciu kleryków ze Lwowa, wśród których nie było Maksymiliana, ostatecznie jednak wysłano siedmiu

Tak o. Kolbe pisał w 1912 roku do swej matki, tuż przed wyjazdem:

Gdy Mama była u nas, opowiadaliśmy Mamie, że pięciu ze lwowskich, a dwóch z krakowskich kleryków ma wyjechać za granicę na studia. Teraz jednak przyszedł rozkaz od O. Prowincjała, żeby siedmiu z naszych (ze lwowskich) tylko pojechało, bo krakowscy mieliby dużo trudności do pokonania z powodu odmiennego rozkładu nauki teologii w różnych miejscowościach. I jeden z nas (tj. Maksymilian) został wyznaczony na wyjazd do Rzymu (na filozofię). Tam będziemy chodzili na uniwersytet "Gregorianum"

Młody franciszkanin nie traktował tego wyjazdu jako jakiegoś zaszczytu, ale jako zobowiązanie, które wiązało się z intensywną pracą. Tymczasem już wtedy zaczął mieć problemy zdrowotne. Nie wiadomo, czy pojawiły się pierwsze oznaki gruźlicy, na którą z pewnością zapadł później, prosił jednak prowincjała o skreślenie go z listy studentów wybranych do Rzymu, uzasadniając to właśnie względami zdrowotnymi. Jednak tej samej nocy, leżąc w łóżku i zmagając się z myślami uznał, że byłoby to przedłożenie własnej woli nad wolę Bożą i zaufanie jedynie we własne ludzkie siły, a nie w moc Bożą. Dlatego też następnego ranka udał się do prowincjała i stwierdził z pokorą, że jest gotów przyjąć wszystko, czego życzy sobie jego przełożony. Ostatecznie prowincjał zdecydował, że powinien udać się do Rzymu.

Wiele lat później, wspominając to zdarzenie, o. Maksymilian postawił istotne pytanie: „Prawdę mówiąc, co by się stało, gdyby ojciec prowincjał zdecydował zgodnie z moimi racjami? Czy dzisiaj istniałby Rycerz Niepokalanej? Czy istniałoby takie miejsce jak Niepokalanów?.” Odpowiedź była dla niego jasna: to właśnie posłuszeństwo woli Bożej, nieraz wbrew pozornie logicznym racjom naszego ludzkiego umysłu, umożliwia zrealizowanie dzieł, które wielokrotnie przekraczają nasze naturalne zdolności.

To posłuszeństwo woli Bożej było charakterystyczną cechą Maksymiliana przez kolejne lata jego życia w zakonie. Czas pobytu w Rzymie był nie tylko okazją do rozwoju intelektualnego, ale przede wszystkim – do rozwoju coraz głębszej duchowości i zawierzenia Bogu. Miał szczęście spędzić swoje lata w Rzymie pod rektoratem i kierownictwem jednego z najznakomitszych zakonników w Świętym Mieście, o. Szczepana Ignudiego, O.F.M. Conv. Wywarł on wielki wpływ na Maksymiliana, który wiele zaczerpnął z jego bogatej duchowości.

W 1914 r. Maksymilian doznał cudownego uzdrowienia, o którym tak pisał w liście do matki:

Mało żem nie utracił (małego, grubego) palca u prawej ręki. Utworzyło mi się tam bowiem coś na kształt wrzodu. Pomimo zabiegów kolegialnego lekarza materia tworzyła się ciągle. W końcu lekarz orzekł, że już kość się psuje; trzeba więc będzie ją wyskrobać. Usłyszawszy o tym odpowiedziałem, że mam na to lepsze lekarstwo. Dostałem był bowiem od O. Rektora cudowną wodą z Lourdes. Dając mi ją, opowiedział mi O. Rektor historię swego cudownego uzdrowienia. Gdy miał lat 12, zachorował na nogę. Kość w stopie się psuła, wskutek czego nie mógł spać, krzyczał z boleści. W końcu miano mu odjąć stopę. Wieczorem miało się już zebrać konsylium lekarzy; widząc co się dzieje, matka chwyciła się innego środka: wyrzuciła wszystkie lekarstwa z nogi, wymyła ją mydłem i przyłożyła cudowną wodę z Lourdes. O. Rektor pierwszy raz zasnął. Po 15 minutach zbudził się - zdrów. (...) Otóż nasz lekarz usłyszawszy, że mam wodę z Lourdes, z radością sam mi ją przyłożył. I cóż się stało? Nazajutrz zamiast operacji i skrobania kości usłyszałem od lekarza szpitalnego, że nie widzi tego potrzeby i po kilku opatrunkach byłem zdrów. Chwała więc Panu Bogu i cześć Niepokalanej!

 

Pierwszego listopada 1914 roku młody zakonnik złożył śluby wieczyste. Rok później, 22 października, w wieku zaledwie dwudziestu jeden lat, otrzymał doktorat z filozofii na Uniwersytecie Gregoriańskim, uczestnicząc aktywnie w życiu naukowym. Święcenia kapłańskie przyjął w 1918 r., a 29 kwietnia miały miejsce jego prymicje. Rok później, w lipcu 1919 roku, Ojciec Maksymilian otrzymał tytuł doktora teologii w Międzynarodowym Kolegium Serafickim swojego Zakonu.

Sam dzień święceń Maksymilian wspomina w taki sposób:

Co do święceń kapłańskich, przyszły one na mnie niespodziewanie. Dnia 9 kwietnia O. Rektor kazał mi przygotować się do egzaminów w Wikariacie na święcenia; ponieważ zaś święcenia miały się odbyć na Zielone Świątki (24 maja), chciałem złożyć egzaminy po dwóch tygodniach.
Aż tu przychodzi wiadomość, że w Zielone Świątki nie będzie święceń (generalnych, ogólnych), a po Zielonych Świątkach wchodził w życie nowy kodeks prawa kościelnego  według którego nie można się wyświęcić po trzecim roku teologii, lecz trzeba czekać aż około końca czwartego roku teologii; ja zaś kończyłem trzeci rok. O. Rektor poszedł do kardynała Wikariusza Rzymu w tej sprawie. W sobotę (20 kwietnia) po południu O. Rektor zawołał mnie z innymi, którzy mieli się przygotować na święcenia i... powiedział, że za 8 dni będą święcenia. Nie spodziewałem się wcale, że tak prędko. (...)
28 rano po modlitwach porannych, wspólnie odmówionych w kaplicy, wyszedłem (z innymi mającymi się święcić), aby się przygotować, a około siódmej wyszliśmy z kolegium, kierując się do kościoła św. Andrzeja "della Valle", gdzie miały się odbyć święcenia ogólne. Przyszedłszy do zakrystii, ubrałem się w szaty diakońskie i odmawiałem z innymi modlitwy przygotowawcze (...) do święceń kapłańskich było nas może 20. Wreszcie wezwano po imieniu nas na środek z ławek i po litanii do Wszystkich Świętych, podczas której mający się święcić na subdiakonów, diakonów i księży leżeliśmy na ziemi, rozpoczęła się funkcja (obrzęd) święcenia. Po święceniu, przed podniesieniem, byliśmy już księżmi i razem z J. Em. kardynałem wymawialiśmy prócz innych modlitw Mszy świętej także słowa konsekracji. Całą tę sprawę uznaję z wdzięcznością jako dar uproszony przez Niepokalaną naszą wspólną Matuchnę. - Ileż to razy w życiu, a szczególnie w ważniejszych jego przejściach, doznałem szczególnej Jej opieki. - Chwała zatem Sercu Przenajświętszemu Pana Jezusa przez Niepokalanie Poczętą, co jest narzędziem w ręku miłosierdzia Bożego do rozdawania łask

Czysto akademicki opis pobytu w Rzymie nie oddawałby sprawiedliwości temu, co w tym czasie działo się w duszy Maksymiliana. To właśnie bowiem w tych latach w pełni rozwinął w sobie postanowienie, by we wszystkich swoich działaniach wypełniać wolę Bożą i by przez Niepokalaną prowadzić wszystkie dusze do Chrystusa. W tym czasie także zawarł swoistą umowę ze św. Teresą od Dzieciątka Jezus, jeszcze przed jej kanonizacją: „będę się modlił, abyś została wyniesiona do chwały ołtarzy, ale pod warunkiem, że weźmiesz na siebie wszystkie moje przyszłe działania”. Teresa, karmelitanka zamknięta w klasztorze kontemplacyjnym, sama nie mogła wyjechać na misje, jednak misyjne pragnienie było tak silne w jej sercu, że nieustannie modliła się w tej intencji za kapłanów podejmujących wysiłek ewangelizacyjny. Jej wstawiennictwo okazało się skuteczne nie tylko za życia, ale i po śmierci, czego świadectwem jest niezwykła apostolska gorliwość i skuteczność ojca Kolbe.

Ta gorliwość dała znać o sobie już w Rzymie. Jeden z jego najbliższych przyjaciół w tym okresie, ojciec Józef Pal, opowiadał, że Maksymilian nieraz wdawał się w dyskusję z ulicznymi mówcami antychrześcijańskimi na placach publicznych. W trakcie jednej z takich dyskusji jakiś intelektualista zdenerwował się, gdy ten młody zakonnik swoimi argumentami przyparł go do muru. Pomyślał, że przestraszy Maksymiliana wołając: „Synu, jestem doktorem filozofii!”. Z drugiej strony natychmiast padła odpowiedź: „ja też”. Mężczyzna spojrzał na Maksymiliana ze zdumieniem i podjął z nim dyskusję, ten zaś cierpliwie odpowiadał na argumenty intelektualisty, wprowadzając go w coraz większą konsternację i odbierając mu całą wcześniejszą pewność siebie.

Czas pobytu w Rzymie to nie tylko okres intensywnego duchowego i intelektualnego rozwoju, ale także początki Rycerstwa Niepokalanej. Są one na tyle ciekawe, że poświęcimy im kolejny artykuł.


Materiał powstał w ramach projektu „Polska energia zmienia świat” dzięki wsparciu Partnerów: Fundacji PGE, Fundacji PZU, dofinansowaniu ze środków Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego w ramach Funduszu Narodowego; Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i Funduszu Patriotycznego oraz Sponsorów ENEA S.A. , KGHM Polska Miedź. Mecenasem Projektu jest Tauron Wytwarzanie S.A. Partnerem medialnym jest telewizja EWTN.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama