Młodzież i alkohol. Jak ochronić młodych ludzi przed nałogami?

Trzeba bardzo głośno mówić o tym, że czynnikiem chroniącym przed wszystkimi właściwie zagrożeniami: piciem, paleniem, narkotykami, przedwczesnym seksem, przemocą – są  praktyki religijne młodych ludzi – powiedział dr hab. prof. ucz. Krzysztof Wojcieszek, członek Zespołu KEP ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych.

W rozmowie z „Gościem Niedzielnym” podjął temat picia alkoholu przez młodych ludzi. Zauważył, że „rośnie wśród nich liczba abstynentów, a maleje liczba tych, którzy w ostatnim okresie pili czy upijali się”. 

„Z raportu z ogólnopolskich badań ESPAD z 2019 r., sporządzonego przez Janusza Sierosławskiego, można wyczytać, że w grupie osób w wieku 15–16 lat po inicjacji alkoholowej było 80 proc., podczas gdy w 1995 r. ten odsetek wynosił 92,8 proc. Od strony socjologicznej to jest bardzo poważna zmiana. I jest to trend światowy, a nie tylko polskie zjawisko: w młodszych grupach wiekowych, zwłaszcza wśród chłopców, mamy przyrost abstynencji i spadek upijania się” – tłumaczył.

Przestrzegł jednak, że każde spożywanie alkoholu przez młodych ludzi należy traktować poważnie, bo jest to duże niebezpieczeństwo dla ich zdrowia i życia.

„Alkohol nadal jest najczęściej używaną przez młodych substancją psychoaktywną. I zbiera żniwo, m.in. w postaci zgonów. Szacuje się, że jedna czwarta wszystkich zgonów w Unii Europejskiej w grupie wiekowej między 15 a 29 rokiem życia ma pochodzenie alkoholowe. To są głównie wypadki, śmiertelne zatrucia, utonięcia”.

Zwrócił uwagę, że bardzo ważnym czynnikiem wpływającym na rosnący odsetek abstynentów jest zachowanie rodziców. Przywołał badania dotyczące Szwecji i Danii. 

„Porównano społeczności Szwecji, gdzie trend wzrostu abstynencji istniał bardzo mocno wśród młodszej grupy młodzieży, i Danii, gdzie tego trendu w ogóle nie było. I znaleziono jedną różnicę: w Szwecji rodzice mówili swoim dzieciom, żeby nie piły, podkreślali, że nie akceptują takiego zachowania, natomiast w Danii nie wypowiadali się na ten temat, zostawiali rzecz własnemu biegowi. Wniosek był taki, że trend w kierunku abstynencji pojawia się tam, gdzie rodzice starają się chronić swoje dzieci czynnie: przez komunikaty czy monitoring. Powinni wiedzieć, co dziecko robi, gdzie się znajduje, z kim przebywa, jak się zachowuje...” – opowiadał.

Jak podkreślił, nie chodzi tu o restrykcje, ale o wychowanie w posłuszeństwie, które powinno oznaczać „spełnianie prośby wychowawcy ze względu na życzliwość wobec niego, na relację, jaką z nim mamy, na miłość”. Nie jest to więc wymuszanie postawy czy zachowań.

„Odwrotnie – mówimy: ponieważ mnie kochasz, proszę cię, żebyś sobie nie szkodził. Taka strategia rodzicielska jest najbardziej rozsądna. Oczywiście jest to możliwe w przypadku rodziców, którzy sami starają się być wstrzemięźliwi, zachowują umiar. Bo jeżeli rodzic upija się w obecności dziecka, to jego rady będą brzmiały jak znane powiedzenie: co wolno wojewodzie, to nie tobie, smrodzie. Ale wstrzemięźliwi rodzice mają ogromną broń w ręku w postaci wspomnianej wcześniej prośby. Jeżeli między dziećmi a rodzicami jest więź, to taka prośba staje się bardzo skuteczna. Bo dziecko w sposób naturalny ufa swoim rodzicom. Nawet jeżeli się z nimi kłóci, to liczy się z ich zdaniem”.

Zaznaczył, że czynnikiem, który chroni młodych przez różnymi zagrożeniami – piciem, paleniem, narkotykami, przemocą – są praktyki religijne. Jak dodaje, nie chodzi o samą wiarę,  ale właśnie o jej praktykowanie.

„Na świecie przeprowadzono setki badań, w różnych kulturach i religiach zresztą, które potwierdzają, że jeżeli dziecko praktykuje – modli się, uczestniczy w nabożeństwach – to jego odległość od niebezpiecznych zachowań jest znacznie większa niż w tej grupie, która nie praktykuje. Odbieranie tej ochrony przez np. wypisywanie dziecka z katechezy, krytykowanie przy nim Kościoła czy brak naszego uczestnictwa w  życiu religijnym sprawia, że w życiu dzieci natychmiast pojawia się ogromne ryzyko. Tu nie chodzi o żaden przymus, o prowadzenie dziecka na łańcuchu do kościoła, tylko o dobry przykład. Niestety, w Polsce przeżywamy pod tym względem okres rozchwiania i jeśli proces laicyzacji będzie nadal postępował w takim tempie, to za kilka lat będziemy zbierać jego owoce, np. w postaci wzrostu narkomanii wśród młodych. To już widzimy w innych społeczeństwach. Jeśli wchodzi się w duchową pustkę, to brakuje też parasola ochronnego. Młodzi żeglują wtedy sami po wzburzonym morzu” – tłumaczył. 

Źródło: „Gość Niedzielny”
 

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama

reklama