„Ważne było dla mnie to, że wróżka, do której chodziłam miała w swoim gabinecie więcej obrazów z Matką Bożą i z Jezusem niż w niejednym kościele parafialnym. We mnie, osobie o bardzo nikłej wierze wtedy, było to takim potwierdzeniem, że to wszystko jest OK” – opowiada Marta Pawłowska. W „Studiu świadectw” dzieli się swoją historią i opowiada, jakim niebezpieczeństwem jest magia i jak Pan Bóg zmienił jej życie.
Marta odnosiła sukcesy zawodowe, prowadziła prężną agencję. Jak mówi, nie postępowała jednak uczciwie. Często manipulowała ludźmi, uważała się za lepszą i wykorzystywała innych do swoich celów. W takim zamkniętym i egoistycznym podejściu obudziła się w niej tęsknota za duchowością.
Jak opowiada: „Byłam przekonana, że jestem mega inteligentna, byłam panią świata, i w pewnym momencie stwierdziłam, że ja sobie chcę znaleźć moralność i duchowość dla takich jak ja – inteligentnych, prężnych, rozwojowych. I wtedy życie mi taką «duchowość» podsunęło. Była to magia, w którą weszłam z przekonaniem, że to jest właśnie dla mnie – wiedzieć więcej, zajrzeć, co tam w przyszłości będzie, wiedzieć, co siedzi w człowieku, co on ukrywa, umieć przewidywać, umieć lepiej rozgrywać ludźmi i swoim życiem”.
Jak zaznacza, nie widziała w tym żadnego zagrożenia i nie bała się magii.
„Ważne było dla mnie to, że wróżka, do której chodziłam – chodziło też do niej wielu znanych ludzi – miała w swoim gabinecie więcej obrazów z Matką Bożą i z Jezusem niż w niejednym kościele parafialnym. We mnie, osobie o bardzo nikłej wierze wtedy, było to takim potwierdzeniem, że to wszystko jest OK. Ona się też często powoływała na Boga, mówiąc, że to nie mówi ona, tylko to idzie z góry. Ja w swojej głupocie dałam się w ten sposób zmanipulować. Ja, manipulatorka, dałam się zmanipulować”.
Na samym początku czuła, jakby jej te wizyty u wróżki pomagały, ale potem „zaczęły się schody”.
„Po prawie dwóch latach zabawy w magię, zabawy w życie, doprowadziłam siebie do kompletnej ruiny. Straciłam wszystko, łącznie z mieszkaniem, z przyjaciółmi, z rodziną. Zostałam kompletnie sama. (…) Zapłaciłam wysoką cenę, ale duszę mi Pan Bóg zostawił. I drzwi do siebie zostawił otwarte” – mówi kobieta.
Zaznacza, że magia manipuluje ludźmi i zmienia postrzeganie rzeczywistości.
„Magia, w moim przypadku tarot, sprawia na początku, że zaczynasz w to wierzyć. To są decyzje, które się potwierdzają, to są informacje, które się potwierdzają, więc zaczynasz wierzyć, że to jest dobre, że to ci służy. Ale po pewnym czasie to wszystko zaczyna się komplikować. Zaczyna być inaczej. Ma być dobrze, jest gorzej. Magia ci mówi, że to przez tego człowieka, przez taką osobę, przez taką decyzję. Jemu nie ufaj, jej nie ufaj, na tę uważaj, on tobą manipuluje, on chce twojego zła”.
Zaczęła wszystkie swoje decyzje prywatne i zawodowe konsultować z wróżką. W efekcie podjęła wiele złych decyzji.
„Zaczęłam tracić pieniądze, przyjaciół, kontrakty. To jest bardzo trudny moment, bo przestajesz patrzeć spokojnie na świat. Zaczynasz szukać ratunku dla siebie. Wtedy nie ma azymutu dobre-złe. Jest azymut «to mnie uratuje – to mnie nie uratuje»”.
Jak mówi, magia zniszczyła jej relacje z bliskimi, podważała zaufanie od ludzi. Marta ufała tylko kartom, co zrujnowało jej życie. Magia uczyniła ogromne spustoszenie w jej duchowości. Jak sama mówi, Pan Bóg upomniał się o nią i przeszła długą drogę do nawrócenia i prawdziwego życia. Ogromną rolę odegrali na niej Matka Boża i Jan Paweł II. Zaczęła się modlić, poszła do spowiedzi, chodziła na codzienne Msze św., musiała przejść także egzorcyzm, bo okultyzm zostawił wiele zła w jej sercu. Czuje jednak, że droga do Boga i z Bogiem to ta jedyna właściwa, która naprawdę prowadzi do szczęścia.
Zobacz więcej:
Uwolniłam się od magii i wróciłam do Boga – świadectwo Marty PawłowskiejŹródło: Salve NET