„Jeżeli sprawy będą szły w tak stachanowskim tempie, to niedługo spodziewajmy się rozporządzeń w kwestii zakazu organizacji jasełek, wigilii klasowych, a może i zdejmowania krzyży w szkołach, co już zaczęły sondować w urzędach publicznych władze Warszawy” – mówi Dariusz Kwiecień, członek zarządu i rzecznik Stowarzyszenia Katechetów Świeckich
Dawid Gospodarek: Ministerstwo Edukacji Narodowej mocno ogranicza lekcje religii. Jak Pan postrzega te działania, jak chociażby ostatnie rozporządzenie o łączeniu w grupy uczniów w różnym wieku? Co Pan myśli o narracji MEN?
Zacznę „z grubej rury” i przypomnę, że tak mówili kiedyś tylko komuniści, którzy lekcje religii ze szkół w końcu usunęli w 1961 roku, ale zajęło im to piętnaście lat. Dzisiejsza ekipa rządząca polską oświatą chce to zrobić w ciągu tej kadencji. Jestem przekonany, że gdyby nie konkordat z Watykanem, który wiąże ręce obecnie rządzącym, za rok nie mielibyśmy religii w szkole w ogóle.
Tak się nieszczęśliwie złożyło, że władzę w ministerstwie oświaty dostały osoby z różnych ugrupowań koalicji rządzącej, ale prym wiodą te, które łączy skrajny antykatolicyzm i radykalny antyklerykalizm. Przypomnę, że pani „ministra” Barbara Nowacka była w antyklerykalnej Partii Palikota i publicznie mówiła o swoim ateizmie, pani „wiceministra” Piechna-Więckiewicz w antyklerykalnej partii Wiosna Roberta Biedronia, a pani wiceministra Katarzyna Lubnauer była przed paru laty pomysłodawczynią i promotorką akcji „Świecka szkoła”, mającej wprost na celu usunięcie religii ze szkół. Dlatego wszystkie trzy niczym harpie rzuciły się na religię w szkole, perorując, że miejsce religii jest w kościele, a szkoła powinna być świecka. Ale co to znaczy świecka szkoła? Bo na przykład ja też jestem świecki, tyle że jestem też katechetą.
Tak naprawdę chodzi o to, żeby wyrzucić ze szkół jak najszybciej wartości chrześcijańskie, a szkoła ma stać się laicka, czyli de facto ateistyczna. Nie wiem czy większość Polaków, a szczególnie rodzice, mają świadomość tych procesów, które tak szybko wdrażane są w życie.
Ma Pan jakieś podstawy do takiej ostrej oceny?
Podstawą są chociażby ostatnie rozporządzenia MEN, skrajnie dyskryminujące lekcje religii w szkołach, podjęte bez żadnych konsultacji z biskupami, do czego ministerstwo jest ustawowo zobligowane, ale też bez uczciwych konsultacji społecznych, z rodzicami czy katechetami. Zabranie jednej godziny od 2025 r., religia na pierwszych i ostatnich lekcjach, zabranie oceny z religii do średniej i nieumieszczanie jej na świadectwie. Tę zmianę wajchy w MEN już się czuje w szkołach.
Dyrektorzy szkół zaczynają się obawiać i nie ogłaszają uczniom, że mogą rozpocząć rok szkolny od udziału we Mszy świętej, bo donosy na nich do ministerstwa pisze skrajnie ateistyczna Fundacja Wolność od Religii (sic!), która wydaje się obecnie głównym think tankiem ministerstwa oświaty w kwestiach wychowania dzieci i młodzieży do wartości.
Jeżeli sprawy będą szły w tak stachanowskim tempie, to niedługo spodziewajmy się rozporządzeń w kwestii zakazu organizacji jasełek, wigilii klasowych, a może i zdejmowania krzyży w szkołach, co już zaczęły sondować w urzędach publicznych władze Warszawy.
A może podejście MEN do religii w szkole jest po prostu reakcją na fakt sekularyzacji społeczeństwa? Zainteresowanych religią po prostu jest coraz mniej...
Paradoksalnie, w Polsce, gdzie jeszcze chrześcijaństwo jako takie i Kościół katolicki mają procentowo najwięcej wyznawców w Europie, wypycha się religię na siłę ze szkół, choć w krajach o wiele bardziej zsekularyzowanych jest ona nadal obecna w programach nauczania. Mimo procesów sekularyzacyjnych, religia jest nauczana poza szkołą tylko w czterech państwach europejskich (w tym mającej oświeceniową i antykatolicką tradycję Francji), a spośród tych państw gdzie jest nauczana w szkole, w ośmiu jest nadal obowiązkowa, w tym np. w podawanym za wzór fińskim modelu edukacyjnym. Więc szkoła wolna od religii to jest mit antyklerykałów.
Mądre władze państwowe wiedzą, że nauczanie religii chrześcijańskiej uczy nie tylko kodu kulturowego, na którym opiera się nasza cywilizacja, ale przede wszystkich wychowuje młode pokolenie do wyższych wartości moralnych i duchowych. Badania ogólnoświatowe pokazują ponadto, że młodzież praktykująca religię o wiele rzadziej wchodzi w zachowania ryzykowne i autodestrukcyjne.
Akurat pani „ministra” Barbara Nowacka w czasie konferencji prasowej 5 sierpnia, oprócz tego, że potwierdziła dyskryminacyjne rozporządzenia uderzające w religię, ogłosiła też wprowadzenie do szkół nowego obowiązkowego przedmiotu tzw. edukacji zdrowotnej od 2025 roku. Ma ona zastąpić wychowanie do życia w rodzinie, przedmiot dobrowolny, sprawdzony w szkole od 30 lat, z dobrze napisanym programem, zawierającym moduły na temat zdrowia i higieny, ale nakierowanego na wartości więziotwórcze i założenie udanej rodziny. Pani ministra stwierdziła, że nowy przedmiot będzie do kwestii zdrowia dzieci i młodzieży podchodzić holistycznie, czyli kompleksowo. Ale co to dla niej znaczy? Tego nie wiemy, wiemy tylko, że szefem zespołu ekspertów przygotowującego podstawę programową wychowania zdrowotnego został, przy całym szacunku dla pana profesora, seksuolog o dość liberalnych poglądach Zbigniew Izdebski. Część rodziców już dzisiaj się obawia, że przedmiot ten, mimo, że w zespole go przygotowującym jest ks. Arkadiusz Nowak i dotychczasowi nauczyciele WDŻ, będzie promował permisywne wychowanie seksualne i oswajał ich dzieci z ideologią LGBT. Mamy nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Co mogą robić rodzice?
Mogą pisać indywidualne protesty na skrzynkę mailową MEN, mogą podpisywać petycję w Internecie, którą wystosowaliśmy jako Stowarzyszenie wraz z Centrum Życia i Rodziny: https://religiazostajewszkole.pl/#petition. Do tej pory mamy już 33 tys. podpisów. Ostatnio podobną petycję ogłosiły też tygodniki katolickie pt. „Tak dla religii w szkole”.
Jednak już teraz widzimy, że nasze protesty, jak i apele ze strony episkopatu o dialog w sprawie religii, spływają po rządzących oświatą, jak po gęsi woda. Rozporządzenie zostało wydane i władze oświatowe mają je wykonać, kropka. A jaki będzie jego skutek? Prognozujemy jako katecheci skokowy odpływ, szczególnie młodzieży, z lekcji religii w szkołach. Wiem, bo ja już to przerobiłem na własnej skórze. Mam od kilku lat lekcje na pierwszych i ostatnich godzinach w dwóch szkołach średnich w Warszawie, gdzie uczę. Kiedy 10 lat temu miałem religię w środku lekcji, było na nią zapisanych ponad 80 proc. uczniów, dzisiaj proporcje się odwróciły, na lekcjach mam już poniżej 20 proc. i słyszę pukanie od dołu. Zabranie oceny z religii temu przecież służy, aby demotywować uczestniczącą w religii młodzież. Obecnym władzom MEN nie chodzi o żadne odciążenie dzieci i młodzieży i likwidację tych mitycznych „okienek” uczniom nieuczestniczącym na religię (nad okienkami uczniów niećwiczących na wuefie czy zwolnionych z drugiego języka nikt szat nie rozdziera...), ale o jak najszybsze wypchnięcie religii ze szkół.
Walka idzie o duszę Polaków, czy będziemy nadal narodem, który stworzył wielką i piękną kulturę na fundamencie wartości chrześcijańskich, gdzie tradycje katolickie, takie chociażby jak łamanie się opłatkiem jako znak pojednania i pokoju, będą szanowane i przekazywane z pokolenia na pokolenie, a historia Kościoła będzie obiektywnie nauczana, jako instytucji, która niosła nadzieję i dawała schronienie Polakom przez setki lat w czasach zaborów i zniewolenia, dając nam też wielkich bohaterów narodowych i świętych, czy oddamy wychowanie naszych dzieci w ręce paru procent ateistów i antyklerykałów, którzy mają obecnie swoją nadreprezentację we władzach oświatowych.
Najbardziej jest smutne, a może nawet oszukańcze, że obecna koalicja rządząca szła do zwycięskich wyborów m.in. z hasłami pojednania i zgody narodowej. Przecież o jej zwycięstwie zadecydowali tzw. wyborcy środka, czyli młodzi Polacy, którzy mieli już dosyć ciągłej nawalanki politycznej. I taką próbą spełnienia obietnic wyborczych mógłby być przecież konsensus w kwestii wychowania do wartości w polskich szkołach. Był przecież gotowy w szczegółach projekt objęcia obowiązkową religią lub etyką wszystkich uczniów (problem „okienek” by zniknął, prawda?), o którego przywrócenie upominaliśmy się ostatnio w liście otwartym do pana Prezydenta, pana Marszałka i ministry Nowackiej jako Stowarzyszenie Katechetów Świeckich ze środowiskiem nauczycieli etyki. A tu nic, kamień w wodę. Wszystko co przygotowali poprzednicy jest złe. A że przy okazji walczące z religią w szkole ministerstwo zabiło etykę, o którą w latach 90-tych upominała się właśnie lewica, nikt głośno nie mówi. A przecież wychowanie do wyższych wartości w ramach etyki i religii w szkołach wydaje się bezwzględnie konieczne, zwłaszcza wobec obecnej zapaści psychicznej młodego pokolenia w dużych miastach. Czekamy na szerokie badania w tym względzie, ale ciężko nie dostrzec korelacji pomiędzy utratą tradycyjnego systemu wartości przez młodzież, a rosnącymi lawinowo zaburzeniami psychicznymi, samookaleczeniami czy próbami samobójczymi.
Czy w ogóle jest możliwy kompromis w oświacie w kwestii wychowania do wyższych wartości, nawet w pewnej rywalizacji pomiędzy wychowaniem religijnym a etyką laicką?
Jesteśmy za tym, żeby prawda wykuwała się nawet w sporze, żeby młodzież uczyła się na religii i etyce o wartościach wyższych, duchowych, żeby prowadziła debaty oxfordzkie, spierała się w sposób kulturalny w kwestiach światopoglądowych w szkołach, a nie była prowadzana na barykady przez wulgarnych przywódców na ulicach. Ufamy, że większość polskich rodziców chce tego samego i mocno wierzymy w to, że ludzi dobrej woli jest więcej. Trzeba tylko, aby się zaktywizowali, tak jak to miała miejsce wśród Polaków o różnych poglądach politycznych np. w kwestii CPK. Niech każdy robi swoje. My jako nauczyciele religii pytamy w duchu Jezusa, obecnie rządzących: Dlaczego uderzacie w nas i w nasz przedmiot? My nie będziemy wychodzić na ulice z naszymi dziećmi i młodzieżą uczestniczącymi w katechezie, krzycząc hasła przeciw rządzącym, bo nie tak je wychowujemy.
Oczywiście nagłośniamy naszą dramatyczną sytuację w mediach, że jako pełnoprawni nauczyciele nagle masowo będziemy tracić etaty. Zorganizowaliśmy w tej sprawie konferencję prasową pod Sejmem z poparciem oświatowej Solidarności w czerwcu tego roku, a 21 sierpnia na Placu Zamkowym o 13.00 w Warszawie katecheci z całej Polski zorganizują happening antydyskryminacyjny broniący religii i etyki w szkole, bo my nie zgadzamy się z tym, co mówi pani minister, że da nam szansę na przekwalifikowanie.
Podobnie może mówić do wuefistów czy germanistów, kiedy im ograniczy zakres godzin, żeby się przekwalifikowali. Nas jest z etykami 33 tysiące pełnoprawnych nauczycieli, którzy uczą przedmiotów, do których mają pełne kompetencje i mający przekonanie, że to są przedmioty bezwzględnie konieczne w szkole dla wychowania młodego pokolenia. Oczywiście w duchu kompromisu możemy rozmawiać o ograniczeniu lekcji religii i etyki w szkole do jednej godziny w tygodniu, jako o projekcie rozłożonym w czasie, ale to co robi ministerstwo teraz, to jest zgroza. Piszą do nas matki samotnie wychowujące dzieci, żony jedyne żywicielki rodziny, mające chorego męża, piszą do nas siostry zakonne, mające na utrzymaniu w swoich domach starsze i chore siostry, martwiąc się z czego będą żyć od września, jeżeli obetną im etaty? Czy to jest empatyczne podejście ze zrozumieniem do praw kobiet w Polsce, zapowiadane przez panie, które nazywają się feministkami? Zdecydowana większość katechetek to przecież kobiety, a taka niepewność odbija się bardzo na ich kondycji psychicznej, dlatego jako SKŚ uruchomiliśmy bezpłatne wsparcie psychologiczne dla nich.
Na jakie wsparcie Episkopatu liczycie?
Wzywamy naszych biskupów do odważniejszych kroków prawnych, kiedy władze MEN zwyczajnie ich ignorują. Według nas oba rozporządzenia naruszają prawa i wolności obywatelskie osób wierzących, dlatego Episkopat może skierować do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie ich zgodności z konstytucją, a w porozumieniu z Europejskim Forum Nauczania Religii w Szkołach, na czele którego stoi akurat Polak ks. prof. Roman Buchta, powiadomić Radę Europy, która już wielokrotnie gwarantowała prawa osób wierzących, o łamaniu tych praw w Polsce.
Dzisiaj już nie wystarczy samo apelowanie do rodziców i uczniów do uczestnictwa. Ja odpowiadam moim kolegom i koleżankom uczącym innych przedmiotów – spróbuj zachęcić dzieci, aby brały udział w twoich lekcjach wuefu, niemieckiego, matematyki, edukacji dla bezpieczeństwa, dobrowolnie, bez stopnia i na pierwszych i ostatnich godzinach w planie zajęć. Zobaczymy ilu będziesz miał chętnych. My jako nauczyciele religii w większości mamy świetny warsztat metodyczny, bo przez lata chcieliśmy ciekawymi treściami przyciągnąć uczniów na nasze lekcje, ale nec Herkules contra plures, sekularyzacja pod wpływem mediów i jako pośredni skutek bogacenia się społeczeństwa pogłębia się, dlatego religia i etyka powinny być umocowane w systemie szkolnym jak najszybciej. A to co martwi biskupów, czyli odtworzenie katechezy formacyjnej przy parafiach dla chętnych uczniów, to już jest rozmowa wewnątrz gremiów kościelnych, na które jako Stowarzyszenie Katechetów Świeckich bardzo liczymy, bo mamy tutaj też swoje dobre pomysły. Wszak to my jesteśmy najbliżej młodego pokolenia ochrzczonych Polaków i czujemy, jak pachną nasze młode owce.
Źródło: KAI