Wyborcze zwycięstwo Trumpa to szansa na przerwanie dominacji liberalnych ideologii. Czepianie się drugorzędnych szczegółów w sytuacji, gdy na całym świecie toczy się nieubłagana wojna kulturowa, nie jest przejawem rozsądku, a raczej naiwności – zauważa o. Andrzej Sarnacki SJ, polemizując z krytyką tekstu ks. Roberta Skrzypczaka.
Upowszechnia się maniera upominania księży przez wiernych. Co do zasady jest to praktyka zdrowej, potrzebnej krytyki wewnątrz wspólnoty. Księża potrzebują takiej informacji zwrotnej. Zresztą w wielu przypadkach krytyka jest zasłużona. Ale są i takie upominania, które przypominają przysłowiowe szukanie chłopca do bicia. Jest to rodzaj pouczania, które pretenduje do bycia autorytetem, choć nie ma do tego podstaw. Ten rodzaj jest nieuprawniony i nie należy przechodzić nad nim do porządku dziennego.
Jakub Sewerynik parę dni temu pisał o wpadce ks. Skrzypczaka, dotyczącej modlitwy Donalda Trumpa. Rzeczywiście, filmik o duchowym przebudzeniu wygląda na dzieło sztucznej inteligencji. Przy okazji pan Sewerynik pouczył ks. Skrzypczaka na temat roli kapłana, który nie powinien zachwycać się słowami polityka z kampanii wyborczej. Później dodał, że warto trzymać się faktów, by nie rozczarować się fantazjami, co wydaje się być szczególnie naganne, gdy sprawa dotyczy osoby duchownej. Dodatkowo, autor powołuje się na papieża, który skrytykował antyimigracyjne poglądy kandydata na prezydenta USA. Jakże rzeczowa i trafna krytyka.
Tylko czy ks. Skrzypczak zasługuje na takową? Kapłan, który od dawna porusza tematy, których wielu duchownych unika i który stara się interpretować je z perspektywy człowieka wierzącego, wiernego teologii, zostaje przywołany do porządku przez znawcę tematu. Biorąc pod uwagę, że ksiądz mógł się pomylić, mógł wykazać się pewną dozą łatwowierności, mógł nadinterpretować wydarzenia, które właśnie zachodzą w USA, to czy jest to aż tak naganne? Czy głos ks. Skrzypczaka, pozytywny wobec Trumpa, aż tak razi?
Stawiam tezę, że nie chodzi o wytknięcie jakiegoś błędu, tylko o reprymendę dla kogoś, kto sympatyzuje z reformą, jaką przeprowadzi za chwilę Trump. Sympatia ta jest rzeczą skandaliczną tak w amerykańskich, jak i polskich elitach. Sformułowania, jak „zachłyśnięcie się zwycięstwem Trumpa”, zdradzają niechęć. Ten rodzaj wypowiedzi uprawiają ci, którzy przybierają pozę obiektywnych komentatorów, dbających o symetryzm i promieniujących wyższością moralną, dającą im mandat do upominania naiwnych i nierozumnych. Z reguły przejmują kalki językowe lewicy, używające szablonu konserwatywno-progresywnego, który wszystko tłumaczy tożsamością kolektywną. Jednak tego typu kategoryzacja w przypadku obecnych wyborów jest dalece niewystarczająca, o czym za chwilę.
Co do religijności Trumpa, to ks. Skrzypczak nie jest odosobniony. Prezydent-elekt może nie ułożył cytowanej modlitwy, ale na Platformie X umieścił niedawno modlitwę do Michała Archanioła. Informację podała gazeta The Express Tribune, spekulując nt. potencjalnego nawrócenia prezydenta elekta na katolicyzm. Domysły te pojawiają się w medialnej przestrzeni USA i skoro panu Sewerynikowi odnalezienie informacji zajmuje parę sekund, to może sam się o tym przekonać. Nikt nie oczekuje, że Trump będzie świętym, ale można spekulować na temat pewnej transformacji, jaka widoczna jest u nowego prezydenta. W tekście pojawia się też ostrzeżenie. Przekonanie, że Trumpa ocaliła Opatrzność może skutkować – a jakżeby inaczej – pychą i próżnością. Nie znam człowieka, który mając odrobinę wiary, nie zastanawiałby się w przypadku ocalenia życia czy Bóg nie daje mu jakiegoś znaku. W przypadku Trumpa grozi to jednak megalomanią, a może i tyranią.
P. Sewerynik poucza też o roli kapłana, który nie powinien zachwycać się słowami polityka. Nie może też ulegać emocjom, bo uleganie nastrojom kłóci się z głoszeniem Prawdy. Warto, kontynuuje, trzymać się faktów, a nie karmić się fantazjami. No cóż, to tak jakby powiedzieć, że rolą radcy prawnego jest siedzenie w sądzie, a nie pisanie o Biblii czy Kościele. Ksiądz, jak każdy inny człowiek, może pełnić wiele ról. Akurat ks. Skrzypczak zajmuje się przede wszystkim duszpasterstwem i teologią. Rozumienie polityki pomaga rozumieć świat, dzięki czemu dany ksiądz nie żyje w bańce koncepcyjnej. I czy nieuleganie emocjom w sprawach ważnych jest możliwe? Ilu deklarujących obiektywizm ulega uprzedzeniom?
Wybór Amerykanów nie jest zwykłą dominacją konserwatyzmu, ale jest przede wszystkim reakcją na rosnącą inflację i problemy z migracją. Obie sprawy mają związek z szaleństwem lewicowej polityki, która doprowadziła do ideologizacji edukacji, do wszczęcia wojny kulturowej na tle rasowym, do nachalnej implementacji koncepcji DEI we wszystkich możliwych sferach życia. Stąd problem z mężczyznami trans, którzy odbierają zwycięstwo żeńskim grupom sportowym i bez cienia zażenowania wchodzą do tych samych przebieralni i toalet. Stąd problemy z operacjami zmiany płci, dokonanymi już na kilku tysiącach nastolatków, którzy po paru latach z przerażeniem odkrywają oszustwo, jakiemu ulegli. Jest to grupa o największym wskaźniku samobójstw. Rozpoczynają się pierwsze procesy wobec lekarzy i psychologów, którzy takie operacje proponowali i przeprowadzali. Wielkim problemem jest indoktrynacja na uniwersytetach, medialna ofensywa przeciw tradycyjnym wartościom, czy sytuacja w armii, gdzie dowództwo skupione jest nie na strategii walki, ale na inkluzywności. I wiele innych.
Problem granicy też ma swoją oficjalną narrację, która jak widać się udziela. Jednak zanim będziemy oceniać Amerykanów i dawać dobre rady polskim księżom, warto rzeczywiście zmierzyć się z faktami. Sytuacja na granicy jest katastrofalna, najpierw ze względu na praktyczne anulowanie obowiązującego do niedawna prawa. Widać dynamiczny wzrost przestępczości w Stanach ze względu na przedostanie się na ich terytorium grup przestępczych z Ameryki Łacińskiej. Powstała cała sieć organizacji pod egidą karteli narkotykowych, która jest zmorą zwyczajnych obywateli. Problemem jest decyzja przyjmowania migrantów, bez wymogu sprawdzania dokumentów i kartoteki kraju pochodzenia. Ale problemy są znacznie poważniejsze. Kilka dni temu odbyło się przed Komisją Bezpieczeństwa Wewnętrznego Izby Reprezentantów przesłuchanie ws. dzieci przekraczających granice. Przed Komisją zeznawał m.in. J.J. Carrell, który przez 24 lata patrolował granicę z Meksykiem, a obecnie zajmuje się problemem handlu żywym towarem. Jego zeznania są wstrząsające. Odpowiedzialna za kontrolę migracji agencja (pół miliona dzieci bez opiekunów przekroczyło granicę za prezydentury Bidena) nie ma kontaktu z 300 tys. z nich. Carrell, który przez 7 miesięcy prowadził dochodzenie w tej sprawie twierdzi, iż tysiące z tych dzieci świadczą usługi seksualne, pracują fizyczne, lub są dawcami organów. Dzieci są mordowane i gwałcone (dokument, którego jest on autorem: What is Treason? #Trafficked). Według Carrella i innych świadków, sytuacja ta jest zamierzona przez aktualną władzę, a korzystają na niej kartele i inne grupy przestępcze. To nie jest polityka antyimigracyjna, ale polityka bezpieczeństwa, które jest ważne dla obu stron.
Jeśli ktoś domaga się trzymania się faktów, niech z faktami się zmierzy. Wówczas lepiej można ocenić, kto karmi się fantazjami. Zastanawiająca jest ta maniera pouczania, w którym pobrzmiewa nuta wyższościowa. Rośnie, również w Kościele, formacja osób przekonanych o swojej szlachetnej wrażliwości i ponadprzeciętnej wiedzy. Ludzie ci uwielbiają napominać innych i kreować się na autorytety moralne. Jednak zamiast wnikliwości i krytycznego spojrzenia na narracje medialne, są w takimi samymi stopniu ofiarami manipulacji i własnej naiwności, jak ci bez edukacji. Nie tylko konserwatyści głosowali na Trumpa, nie tylko gorzej wykształceni i zradykalizowani. Głosowali ludzie zmęczeni propagandą, mający dość szaleństwa zmian kulturowych, głosowali ci, którzy nie dali sobie odebrać zdrowego rozsądku. Czy można w tym widzieć palec Boży? Wielu tak o tym mówi, bo trend, którego akronimem jest DEI (diversity, equity, inclusion) wydawał się nieodwracalny.
Ks. Skrzypczak na pewno nie zasługuje na połajankę, na upominanie by trzymać się faktów i nie fantazjować. Na pewno nie od kogoś, kto albo nie zna kontekstu (czyli faktów) wydarzeń i nie rozumie powagi sytuacji, albo sam jest tak progresywny, że ekskomunikowałby każdego katolika, który na prezydenturę Trumpa patrzy z nadzieją.