„Chcę też mocno zaznaczyć, że znam wiele przypadków, gdzie katecheci odmówili prowadzenia zajęć z edukacji zdrowotnej. I to właśnie z tego powodu, by nie uwiarygodniać i nie akceptować działań MEN” – mówi Opoce bp Marek Mendyk, asystent Rady Szkół Katolickich i członek Komisji Wychowania Katolickiego.
Agata Ślusarczyk: MEN poinformowało, że 10 października upubliczni dane dotyczące ilości szkół, w których prowadzone są zajęcia z edukacji zdrowotnej. Czy wiadomo, ile katolickich szkół prowadzi ten przedmiot?
Bp Marek Mendyk: Z biura Rady Szkół Katolickich otrzymałem informację, że po 25 września została skierowana ankieta do katolickich szkół z prośbą o informację: gdzie jest organizowana edukacja zdrowotna i gdzie nauczanie religii pozostanie w wymiarze dwóch godzin tygodniowo. Trzeba pamiętać, że Rada Szkół Katolickich od początku rekomendowała dyrektorom, aby pozostawić drugą godzinę lekcji religii, nawet jeśli trzeba by było zmienić nazwę tych zajęć. Chodzi o to, by nie pozbawić dzieci i młodzieży należytej formacji religijno-społecznej. Wyników tej ankiety jeszcze nie mamy, ale ufam, że w niedługim czasie zdobędziemy takie informacje.
Na portalu Opoka Magdalena Czarnik, prezes Stowarzyszenia Rodzice Chronią Dzieci, wystosowała apel do katolickich szkół, by nie „chrzciły” edukacji zdrowotnej. Czy był to zasadny apel? Jakie zagrożenia widzi Ksiądz Biskup w nauczaniu edukacji zdrowotnej w katolickich placówkach?
Bp Marek Mendyk: Zgadzam się, że wśród katolickich szkół są takie, gdzie edukacja zdrowotna jest realizowana. Proszę pamiętać, że Rada Szkół Katolickich nie jest instytucją, która może coś zakazać bądź nakazać. Rada rekomenduje, zachęca, wspiera katolickie szkoły, ale nie może dyrektorom czegoś nakazać. Szkoły – jak wszystkie inne – mają swoje statuty, mają rady rodziców i są wolne w swoich działaniach. A zagrożenia, oczywiście widzę. Są takie same jak w innych szkołach. Uzasadnieniem, jakie się pojawia, jest argumentacja, że „lepiej niech tego przedmiotu uczy ktoś, kogo znamy, kto będzie wiedział, jakie treści stanowią zagrożenie dla młodego człowieka i niech to on sensownie przekazuje”. Zgadzam się, że to jest jakaś forma „chrzczenia edukacji zdrowotnej”, ale przypomnę: to rodzice decydują o udziale swoich dzieci w tych zajęciach.
Prezydium KEP w liście pasterskim apelowało, by nie zgodzić się na systemową deprawację dzieci. Tymczasem katecheci w ramach uzupełniania godzin będą nauczać nowego przedmiotu i przekazywać treści niezgodne z nauczaniem Kościoła. Czy Ksiądz Biskup widzi rozwiązanie tego problemu?
Są rzeczy i sprawy, na które najzwyczajniej nie mamy wpływu. Przypomnę starą zasadę: do rzeczy niemożliwych nikt nie jest zobowiązany. Mamy świadomość, że wśród nauczycieli, którym powierzono edukację zdrowotną, są także katecheci. I mimo kierowanych przez wydziały katechetyczne informacji znaleźli się i tacy, którzy w poszukiwaniu dodatkowych godzin lekcyjnych, bądź nawet zapewnienia sobie etatu, nierzadko zachęcani przez dyrekcje swoich szkół podjęli się tego zadania. Owszem, jest to jakaś forma legitymizacji tego co, robi MEN, ale – przypomnę jeszcze raz – na niektóre działania katechetów nie mamy wpływu. Mają swoją ocenę sytuacji, mają też swoją wrażliwość sumienia. Chcę też mocno zaznaczyć, że znam wiele przypadków, gdzie katecheci odmówili prowadzenia tych zajęć. I to właśnie z tego powodu, by nie uwiarygodniać i akceptować działań MEN. Prowadzone dotąd „Wychowanie do życia w rodzinie” miało swój dobry program, były też dobre podręczniki i prowadzone było przez odpowiednio przygotowanych nauczycieli. Wszystkie tematy, poruszane zagadnienia i przekazywane treści były dobrą i sprawdzoną formą edukacji zdrowotnej, promocji szeroko rozumianego zdrowia i profilaktyki.
W medialnej dyskusji o systemowej deprawacji dzieci nie słychać było głosu sprzeciwu Rady Szkół Katolickich. Dlaczego?
Nie zgadzam się z taką oceną. Przypomnę, że Rada Szkół Katolickich znajduje się na liście organizacji oraz instytucji tworzących Koalicję na Rzecz Ocalenia Polskiej Szkoły, tak jak Stowarzyszenie Rodzin Katolickich, czy Katolickie Stowarzyszenie Wychowawców. Poza tym, wszystkie spotkania dyrektorów katolickich szkół związane były tematycznie wprost z edukacją zdrowotną, zagrożeniami, jakie niesie oraz wyraźnie rekomendowano, aby informować, uwrażliwiać rodziców i nauczycieli zwłaszcza w tych blokach tematycznych, które zmieniają dotychczasowy model edukacji seksualnej i niebezpieczeństwie, jakie on przyniesie.
Jakie widzi Ksiądz Biskup rozwiązanie sytuacji, w której dzieci w katolickiej szkole będą uczone treści niezgodnych z katolickim profilem szkoły?
Odwołam się do obrazu, którym posłużył się prof. Antoni Buchała, prezes Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców. Wielu dyrektorów, nauczycieli i rodziców jest przekonanych, że w programie edukacji zdrowotnej zdecydowanie więcej jest treści nieszkodliwych, a wręcz pożytecznych. No bo dlaczego uczniowie nie mają się dowiedzieć czegoś o zdrowym odżywianiu, zdrowym trybie życia; co złego jest w ćwiczeniu technik relaksacyjnych albo nabywaniu wiedzy o emocjach? Jednak całość treści, które obejmuje nowy przedmiot, można porównać do sytuacji, w której daje się komuś koszyk pełen grzybów, zaznaczając, że owszem, może w nim być kilka grzybów trujących, i żeby po prostu uważać. Prawdziwy „grzybiarz” w takiej sytuacji wyrzuca cały koszyk i idzie do sprawdzonego dostawcy. Zwłaszcza że trzeba z tych grzybów przygotować potrawę dla dzieci.
Osobiście rekomenduję rodzicom rezygnację z uczestnictwa ich dzieci w tych zajęciach. Ale ponieważ skuteczność mojej rekomendacji okazuje się niepełna, mam świadomość, że dla części dzieci zajęcia są jednak organizowane. W związku z tym, rozwijając metaforę „koszyka grzybów”, wyrażam przekonanie, że ci, którzy uczą tego przedmiotu, okażą się doświadczonymi „grzybiarzami” – doświadczonymi znawcami szkodliwych treści i potrafią te „trujaki” najzwyczajniej usunąć.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu. Jeśli chcesz wesprzeć naszą działalność, możesz to zrobić tutaj.