Portal Nordic Model Now opublikował świadectwo kobiety, która została surogatką. Macierzyństwo zastępcze, którego się podjęła dla swoich przyjaciół, okazało się traumatycznym przeżyciem.
Kobieta zwróciła uwagę, że media pokazują tylko historie ukazujące surogację pozytywnie. Uważa jednak, że ludzie powinni wiedzieć, jak to wygląda, że może się nie powieść i że ma ogromny wpływ na życie kobiet, które udostępniają swoje ciało do urodzenia cudzego dziecka.
Przyznała, że nigdy nie rozmawiała z nikim o swoich doświadczeniach, ponieważ „nadal uważa je za całkowicie druzgocące”.
„Zostałam surogatką dla przyjaciół. Naiwnie wierzyłam, że skoro porody moich własnych dzieci przebiegły pomyślnie, to będzie również proste w przypadku ciąży zastępczej” – wyznała kobieta. Jak dodała, myślała, że wykonanie badań i rozmowy z innymi surogatkami są wystarczające do świadomej decyzji. Okazało się jednak, że nie.
„Zgodziłam się to kontynuować, zanim dowiedziałam się wystarczająco o niezwykle inwazyjnych i szkodliwych procedurach medycznych, przez które musiałam przejść. Naiwnie myślałam, że po prostu zostaną wszczepione embriony zgodnie z moim własnym cyklem menstruacyjnym. Nie zdawałam sobie sprawy, że mój naturalny cykl będzie musiał zostać zatrzymany chemicznie przez ogromną ilość szkodliwych i syntetycznych hormonów, które musiałam przyjąć, aby stworzyć sztuczny cykl zgodny z cyklem dawczyni komórki jajowej”.
Mimo tych trudności kobieta się nie wycofała, żeby nie zawieść przyjaciół. „Postępowałam wbrew własnemu rozsądkowi i wewnętrznym instynktom, które mnie ostrzegały – ponieważ nie chciałam urazić ani niepokoić moich przyjaciół” – powiedziała.
Co więcej namówiono ją do wszczepienia dwóch embrionów, aby zwiększyć szansę na udaną implantację. Zgodziła się, a teraz mówi, że nie zdawała sobie sprawy ze zwiększonego ryzyka związanego z ciążą bliźniaczą i samym porodem.
„Patrząc wstecz, widzę, że podporządkowałam swoje własne zdrowie i bezpieczeństwo, aby priorytetowo traktować pragnienia rodziców dziecka, które miałam urodzić. Zdaję sobie też sprawę, że mój stan psychiczny w momencie podejmowania tych decyzji oznaczał, że miałam kompleks męczennika i byłam zbyt ofiarna. Całkowicie pozbawiłam się priorytetów. Wynikało to z braku poczucia własnej wartości i asertywności oraz z przekonania, że moja wartość leży tylko w tym, jak przydatna byłam dla innych. Miałam nadmiernie rozwinięte poczucie «służby»” – opowiadała.
W czasie ciąży doświadczała wrogości ze strony przyjaciółki, która zazdrościła jej, że może tak szybko zajść w ciążę. Rodzice wywierali na nią presję dotyczącą porodu. Uważali, że mogą kobietą kierować, ponieważ wynajęli jej macicę i mają prawo do decyzji dotyczących ich dziecka.
Poród zakończył się traumatycznie. Jedno z dzieci wymagało intensywnej terapii. Przez dwa lata kobieta musiała walczyć o sprawiedliwość i odpierać fałszywe zarzuty o to, że uniemożliwiała położnym odpowiednią asystę przy porodzie. Wiele dochodzeń potwierdziło jednak zaniedbania szpitala i uznano położne za winne braku interwencji w nagłych wypadkach oraz braku monitorowania stanu zdrowia płodu podczas porodu.
„Po porodzie zostałam mniej lub bardziej porzucona przez rodziców dziecka, pozostawiona, by odpierać kłamstwa i obwinianie przez położne, zostawiona sama sobie z licznymi śledztwami. Rodzice dziecka nie wspierali mnie ani nie bronili mnie podczas śledztw” – powiedziała.
Jak wyznała, załamała się i stwierdzono u niej zespół stresu pourazowego.
„Najbardziej boleśnie odczułam, że nie zostałam zaproszona na chrzciny. Zostałam użyta tylko do wynajęcia mojej macicy, a następnie wyrzucona, gdy nie byłam już potrzebna. To było najbardziej poniżające i przerażające doświadczenie. Moje zdrowie psychiczne się załamało, a dwa lata po traumatycznym porodzie zdiagnozowano u mnie zespół stresu pourazowego (PTSD) i otrzymałam leczenie”.
Ciąża i poród spowodowały skutki także fizyczne.
„Zostały mi urazy porodowe, nietrzymanie moczu, a także rozkurcz mięśni brzucha, które przysparzają mi codziennych problemów. Nie wiem, jaki będzie długoterminowy wpływ na zdrowie przyjmowania dużych ilości syntetycznych hormonów ani potencjalnego zwiększonego ryzyka raka piersi, ponieważ nie karmiłam piersią dzieci”.
Po swoich doświadczeniach kobieta deklaruje, że jest całkowicie przeciwna macierzyństwu zastępczemu, zarówno komercyjnemu, czyli płatnemu, jak i altruistycznemu, czyli bezpłatnemu.
„Potencjał do nadużyć jest zbyt duży. Nie należy zachęcać kobiet do narażania swojego emocjonalnego i fizycznego zdrowia i bezpieczeństwa z powodu «potrzeby» posiadania dzieci przez innych ludzi. Kobiety mają znaczenie. Kobiet nie należy zachęcać do stawiania się na drugim miejscu i do narażania swojego życia dla innych ludzi”.
Jak dodaje, uważa, że surogacja powinna być zakazana prawnie.
„Nie należy zmieniać prawa, aby ułatwić wykorzystywanie kobiet, zarówno tych, które są narażone na ubóstwo, jak i tych, które po prostu mają dobre intencje i są źle poinformowane, jak ja”.
„Mało jest «etyki» w macierzyństwie zastępczym” – kończy swoje wyznanie.
Włoskie stowarzyszenie Pro Vita e Famiglia zwraca uwagę, że takie praktyki są nieludzkie i skrajnie indywidualistyczne. „W żaden sposób nie chronią zdrowia kobiet uprzedmiotowionych w celu zaspokojenia potrzeb i życzeń innych”.
Co więcej powodują polegają na poświęcaniu wielu ludzkich embrionów.
„Jak pokazują badania przeprowadzone przez dr Fabio Fuiano, prezesa «Universitari Per la Vita», w rzeczywistości okazało się, że tylko 12% zarodków wyprodukowanych w laboratorium i przeznaczonych do sztucznego zapłodnienia przeżywa do czasu porodu. Jak pokazują te same badania, sztucznie poczęte nienarodzone dzieci mają większe prawdopodobieństwo wad rozwojowych niż dzieci poczęte w sposób naturalny” – czytamy na stronie Pro Vita e Famiglia.
Źródło: nordicmodelnow.org, provitaefamiglia.it