Szkoła według „światopoglądu otwartego”, czyli szkoła wbrew dzieciom, wbrew rodzicom, wbrew wartościom

Prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie z wyznawanym światopoglądem i systemem wartości nie ma znaczenia, gdy władze oświatowe „wiedzą lepiej”. To, z czym mamy do czynienia w Polsce jest niestety częścią większego, światowego problemu. Oficjalne deklaracje mówiące o „dialogu” i „otwartości” nijak się mają do oświatowej praktyki, która wyklucza z tego dialogu wszystkich, którzy myślą inaczej niż minister.

Każdy rodzic pragnie, aby jego dziecko zdobyło możliwie najlepsze wykształcenie. Oczekuje od szkoły, że będzie go wspierać w procesie wychowawczym. Zdaje sobie też sprawę z tego, jak ważna jest spójność wychowawczego przekazu. Ma prawo się spodziewać, że szkoła, do której pośle swoje dziecko, będzie przekazywać wartości, na których opiera się nasza kultura, a nie ideologicznie umotywowane wizje. Okazuje się jednak, że coraz częściej to, co sądzą i czego chcą rodzice, nie ma żadnego znaczenia. Polska jest jednym z wielu przykładów „besserwiseryzmu” władz oświatowych, które uważają, że to nie rodzice, ale minister ma decydować o wychowaniu dzieci.

Finlandia: „nowe szkoły niepotrzebne”

Gdy chcesz uderzyć psa, kij zawsze się znajdzie. Pod pozorem ograniczenia zbyt szerokiej oferty edukacyjnej fiński rząd nie pozwala na otwieranie nowych chrześcijańskich szkół. Jedynym wyjątkiem jest  zezwolenie udzielone szkole w Rovaniemi, na dalekiej północy Laponii. Została ona założona w 2016 roku i musiała czekać aż dziewięć lat na otrzymanie pełnoprawnego statusu placówki edukacyjnej. Jest to stosunkowo niewielka szkoła – kształci się w niej około stu uczniów. Wnioski kolejnych szkół – w Seinäjoki i Kouvola zostały jednak odrzucone. Jest to powszechnie interpretowane jako oznaka niechęci władz edukacyjnych do zakładania nowych szkół chrześcijańskich. Ma to swoje odzwierciedlenie w oficjalnych dokumentach, które takie placówki otrzymują od Ministerstwa Edukacji. W całej Finlandii istnieje zaledwie 16 chrześcijańskich szkół, które oferują edukację podstawową. W przekonaniu władz oświatowych to i tak zbyt wiele. Decyzje odmowne co do nowych placówek motywuje... niżem demograficznym.

W rzeczywistości nie chodzi jednak o kwestie demograficzne, ale o próbę zachowania państwowego monopolu na edukację. Prawo rodziców do wyboru ścieżki edukacyjnej dla ich potomstwa jest ignorowane. To nie tylko punkt widzenia rodziców – nierzadko przychylne ich wnioskom są także władze samorządowe, które chciałyby otworzyć nową szkołę i zróżnicować ofertę oświatową. Ministerstwo Edukacji pozostaje jednak nieugięte, choć jego decyzje wydają się być sprzeczne z oficjalnym programem rządowym, w którym mowa jest o edukacyjnej różnorodności.

Jukka Sipilä, przewodniczący Krajowego Sojuszu na rzecz Chrześcijańskich Szkół i Przedszkoli, mówi, że jest bardzo rozczarowany postawą ministerstwa. Dlaczego szkoły chrześcijańskie są zawsze „na cenzurowanym” i traktuje się je jako edukacyjny wyjątek? Dlaczego rodzice, którzy płacą podatki tak samo jak wszyscy obywatele, nie mogą zapewnić swoim dzieciom edukacji zgodnej z własnym światopoglądem i wyznawanymi wartościami?

W świetle obowiązującego prawa mają taką możliwość. Zapewnia ją ustawa z 1998 r. o edukacji podstawowej. Daje ona możliwość funkcjonowania szkół o określonym profilu światopoglądowym. Co więcej, ustawa z 2000 roku potwierdza, że chrześcijańskie dziedzictwo kulturowe jest cenionym elementem edukacji i celem wszystkich szkół powszechnych. Prawo jednak nie ma znaczenia, gdy w oczach ministra edukacji światopogląd chrześcijański jest oznaką „zacofania”, „ciemnogrodu” i wstecznictwa. Można powiedzieć: skąd my to znamy…?

USA: każda edukacja, byle nie chrześcijańska

Biskupi stanu Ohio wydali właśnie oświadczenie, w którym domagają się respektowania prawa rodziców do kształcenia swych dzieci w szkołach prywatnych o profilu chrześcijańskim. Powodem było orzeczenie sędzi hrabstwa Franklin Jazy Page, która uznała, że fundusze publiczne nie mogą służyć finansowaniu szkół chrześcijańskich, pomimo tego, że w USA istnieje bon oświatowy (Educational Choice Scholarship – EdChoice), który na to pozwala. Według sędzi Page jest to niezgodne z konstytucją i szkodzi edukacji publicznej.

W odpowiedzi Brian Hickey, dyrektor wykonawczy Katolickiej Konferencji Ohio stwierdził:

„Jesteśmy przekonani, że program EdChoice zwycięży w procesie odwoławczym”. Nazwał też wsparcie dla programu „kwestią sprawiedliwości społecznej”.

Konferencja Katolicka Ohio jest oficjalnym przedstawicielem Kościoła Katolickiego w sprawach polityki publicznej.

„Kościół katolicki będzie nadal opowiadał się i bronił programów, które wspierają rodziców jako głównych wychowawców swoich dzieci i umożliwiają im wybór szkoły, która najlepiej odpowiada potrzebom ich dzieci” – powiedział Hickey.

Tu tkwi szkopuł: władzom w różnych krajach coraz trudniej jest zaakceptować, że za wychowanie dzieci odpowiadają w pierwszym rzędzie rodzice i to oni mają prawo decydować o tym, do jakiej szkoły pragną je posłać. Stąd wybiórcze interpretacje przepisów prawnych albo ich obchodzenie, aby tylko uniemożliwić rodzicom korzystanie z przysługującego im prawa wynikającego z natury, a nie tylko z decyzji takiego czy innego urzędnika.

Polska: „ciemnogród i taliban”

Urzędująca obecnie Minister Edukacji Narodowej chętnie i przy różnych okazjach mówi o dialogu i otwarciu światopoglądowym. Niestety otwarcie nie dotyczy tego, co stanowi kulturowy i duchowy fundament naszego społeczeństwa – światopoglądu chrześcijańskiego. Według Barbary Nowackiej światopogląd ten to barbarzyństwo, ciemnogród i taliban. Tylko w takim kluczu można zrozumieć całkowitą odporność na argumenty płynące ze strony nauczycieli, uczniów, rodziców i dyrektorów szkół.

Nie ma znaczenia to, że łączenie klas, w których znajdują się dzieci w różnym wieku i na różnym poziomie rozwoju, sprzeczne jest z podstawowymi zasadami pedagogiki i metodyki nauczania. Nie ma znaczenia to, że spychanie zajęć z religii na ostatnią lub pierwszą lekcję znacząco utrudnia układanie planu lekcji, że w miejscowościach gorzej skomunikowanych oznacza niemożność dotarcia na zajęcia lub powrotu do domu. Nieważne jest to, że wprowadzane zmiany sprzeczne są z obowiązującym prawem, na co zwraca uwagę nie tylko Kościół katolicki, ale także przedstawiciele innych wyznań. Nieistotne jest również to, że rodzice i dzieci nie życzą sobie wprowadzanych zmian. Minister edukacji wie po prostu lepiej, co jest dobre dla uczniów i nie musi nikogo pytać o zdanie. Czy na pewno?

Zaledwie dwa dni temu portal Business Insider, który trudno uznać za konserwatywne medium, wskazywał na badanie opinii publicznej, w którym spośród wszystkich ministrów rządu Donalda Tuska zdecydowanie najgorzej oceniana była… Barbara Nowacka. Krótko mówiąc – społeczeństwo wystawia zdecydowanie negatywną „cenzurkę” obecnej Minister Edukacji Narodowej. Jej kolejne decyzje i arogancki sposób odnoszenia się do wszystkich, którzy nie podzielają jej światopoglądu nie przysparzają jej zwolenników.

Co łączy Finlandię, USA i Polskę, jeśli chodzi o podejście do edukacji? Pomimo dzielących nas różnic geograficznych, politycznych i społecznych, problem wydaje się być ten sam: niewielkie grono osób, które mają prawo podejmować decyzje w kwestiach oświatowych, uważa, że może narzucać swoją laicką wizję świata wszystkim, nie licząc się z ich zdaniem, wykluczając ze sfery edukacyjnej wszystkich, którzy nie podzielają liberalno-lewicowych poglądów. Tu nie chodzi o „świecką” czy też „neutralną światopoglądowo” szkołę, ale po prostu o szkołę, która odbiera dzieci rodzicom i wychowuje je zgodnie z lewicowo-liberalnym modelem myślenia. Jako rodzice nie możemy na to pozwolić. Musimy się upominać o swoje prawa – upominać się aż do skutku. Nasze dzieci są tego warte, a dzieciństwo mają tylko jedno. Szkoda ich straconego czasu na realizację edukacyjnych pomysłów dyktowanych racjami ideologicznymi, pozbawionych merytorycznego sensu i prowadzących do wychowawczego chaosu.

« 1 »

reklama

reklama

reklama

reklama