Fragmenty książki "Mała Teresa najwierniejsza przyjaciółka"
Copyright © Wydawnictwo WAM 2003
Rozdział dwudziesty drugi
— Śpijcie dobrze, dzieci! — mówi mama. — Tato i ja zejdziemy jeszcze raz do jadalni.
Anita i Marcin są bardzo zmęczeni. Na wpół śpiąca Anita myśli już z radością o jutrzejszym dniu. Na pewno pójdą do domu, w którym mieszkała Teresa. O, nie może się tego wprost doczekać. Ciekawe, czy zobaczą również ten kominek, do którego Teresa wstawiła swoje buty? Ale w tym momencie urywa się jej myśl i zasypia. Marcin wciąż jeszcze nie śpi. W myślach widzi ponownie niezliczone białe tabliczki z kaplicy Karmelu, a następnie małe dziecko stojące u wysokich schodów z licznymi stopniami. Jego powieki stają się ciężkie ze zmęczenia, jednak wcale nie może zasnąć. Wtem słyszy w przedpokoju jakiś hałas. „To rodzice już wracają!” myśli Marcin. Teraz dociera do jego uszu skrzypienie otwieranej szafy znajdującej się w przedpokoju.
„Co też oni wyjmują z szafy o tej porze?” zastanawia się. „Czego tak długo szukają?” Teraz zaś Marcin słyszy, że jakieś rzeczy upadają na podłogę. Wszystko to wydaje mu się nagle bardzo dziwne.
— Mamo, tato! — woła.
Lecz zamiast odpowiedzi rozlega się jedynie głośny hałas, a po nim trzask pospiesznie zamykanych drzwi. Hałas ten obudził śpiącą już Anitę. Widząc przerażonego brata, pyta:
— Co ci jest, Marcin?
— Czy nie słyszałaś tego łoskotu i trzasku? — dziwi się Marcin.
— Nie! Jaki znów łoskot? Nie strasz, Marcin, boję się! — mówi Anita i najchętniej schowałaby się pod kołdrę.
— Muszę sprawdzić, co się tam dzieje — oświadcza odważnie Marcin.
Nie zastanawiając się wiele, wyskakuje z łóżka i ostrożnie otwiera drzwi.
— O, rety! — woła przerażony. — Chodź tu, Anita, spójrz na to!
Anita, której ciekawość bierze górę nad lękiem, biegnie czym prędzej do przedpokoju. A to ci dopiero historia! Wzrok Anity pada na szeroko otwartą szafę, całkiem opróżnioną. Na podłodze zaś, która wygląda jak pobojowisko, leżą bezładnie porozrzucane rzeczy.
— Złodziej, złodziej! — woła Marcin, najgłośniej jak tylko może, i pędzi biegiem na dół do jadalni, by powiadomić o tym, co się stało, rodziców. Anita biegnie za nim ile sił w nogach. Nim rodzice mogą cokolwiek powiedzieć, Marcin krzyczy już na całe gardło:
— Było do nas włamanie! Złodziej opróżnił szafę w przedpokoju.
Słysząc to, przerażony ojciec wylewa sobie na spodnie cały kieliszek czerwonego wina. Błyskawicznie podnosi się z miejca i pędem udaje się do apartamentu.
— To potworne! — woła, przestępując próg przedpokoju. — Jak tutaj wygląda! Na szczęście miałem przy sobie wszystkie pieniądze.
Dla pewności sięga ręką do portfela. Dzięki Bogu, jest na swoim miejscu. „Również i paszporty są bezpieczne”, myśli. „Oddałem je przecież w recepcji”.
Tymczasem przyszła także mama, i cała rodzina sprawdza teraz wspólnie, czy coś nie zginęło. Nagle ojciec złości się:
— Nie ma aparatu fotograficznego! Co za bezczelność! Mój nowy, drogi aparat!
— Teraz nie będziemy mieć zdjęć z wieży Eiffla — ubolewa nad stratą Marcin. Tak bardzo chciał je pokazać kolegom w szkole.
— Nie, no coś takiego! — biadoli Anita. — Zawsze robiłam w Paryżu taką ładną minę do zdjęć i myślałam, że pokażę je moim przyjaciółkom.
— O zdjęcia nie musicie się martwić! Właśnie dziś wieczorem wyjąłem film z aparatu. Ale ja wolałbym mieć raczej aparat niż film — mówi ojciec.
Teraz straty wylicza mama. Brak jej rękawiczek, dwu sukienek i złotej bransoletki. Nagle Marcin woła:
— Nie ma mojego pięknego, nowego scyzoryka z Paryża!
To dopiero strata! Marcin oddałby w zamian za swój scyzoryk wszystko inne. Na jego trzonku widniała wieża Eiffla, i miał on mu służyć do tylu różnych rzeczy, a teraz nic z tego!
— A ja nie mam mojej małej torebki z Paryża — stwierdza nagle niepocieszona Anita.
Po tych wszystkich emocjach na dodatek jeszcze tego jej brakowało! Jakżeż była szczęśliwa, gdy ojciec podarował jej tę przepiękną torebeczkę z wyhaftowaną wieżą Eiffla. Każdy by widział, że nie jest to taka sobie zwykła torebka, lecz całkiem specjalna — bo z samego Paryża. A teraz jest już po niej. Nim Anita zaczęła na dobre lamentować, ojciec przerywa to jej biadolenie mówiąc:
— Idę natychmiast zgłosić kradzież policji i właścicielowi hotelu.
Ojciec opuszcza apartament i po niedługim czasie powraca z dwoma policjantami. W hotelu robi się nagle niespokojnie. Goście są wypytywani, czy nie spostrzegli czegoś podejrzanego. Marcin musi dokładnie opowiedzieć całe zdarzenie. Policjanci biorą odciski palców z klamki, z szafy i z kilku przedmiotów. Jest już dość późno, kiedy nareszcie kończą swoją pracę. Marcin i Anita, bardzo zmęczeni, kładą się ponownie do łóżek, ale wcale nie mogą zasnąć.
opr. ab/ab