W obecnych czasach celowość i użyteczność życia zakonnego jest często poddawana w wątpliwość - nierzadko robią to nawet kapłani!
W obecnych czasach celowość i użyteczność życia zakonnego jest często poddawana w wątpliwość. Atakują życie zakonne nie tylko wrogowie Kościoła, nie tylko niewierzący lub chrześcijanie religijnie obojętni, ale także spotyka się pewną niechęć do życia zakonnego u ludzi wierzących i praktykujących, przywiązanych do Kościoła, nawet u kapłanów. Księża diecezjalni niekiedy krytykują instytucję zakonów, jako przestarzałą i obecnie nieużyteczną. Nie wchodząc w meritum szczegółowych zarzutów, które niekiedy mogą być słuszne, co do spraw drugorzędnych, trzeba stwierdzić, że o samej instytucji Kościół naucza i myśli inaczej. Oto ostatni papieże widzieli się zmuszeni do wystąpienia w obronie życia zakonnego przeciw tym wszystkim, którzy tak dalece podkreślali wartości rodziny chrześcijańskiej, że doszli aż do twierdzenia, że powołanie chrześcijanina do życia rodzinnego uświęconego sakramentem małżeństwa, jest wyższe niż powołanie zakonne. W tym stanie rzeczy, gdy słyszy się zdania, że istnienie zakonów nie ma żadnego innego uzasadnienia poza pozytywnym prawem kościelnym, które to uzasadnienie może być w każdej chwili uchylone, jako nie przynoszące już pożytku, warto przypomnieć sobie naukę katolicką o ewangelicznej genezie życia zakonnego.
Zazwyczaj łączy się stan zakonny z radami ewangelicznymi. Można jednak sobie zadać pytanie, dlaczego w Ewangeliach Zbawiciel daje te rady? By na to odpowiedzieć, trzeba uwzględnić całość objawionej nauki o odkupieniu człowieka. Nie można sobie wyobrazić, aby w stanie człowieka przed grzechem pierworodnym, było możliwe i potrzebne rozróżnienie między ideałem zakonnym a świętością laikatu. Posłuszeństwo nie mogło wtedy stanowić żadnego problemu, bo człowiek posiadał rozum ustawicznie zdolny do okazania miłości w akcie wiary. Funkcją życia płciowego było przedstawienie płodności miłości Bożej, a żadnego nieporządku to życie nie zawierało. Także posiadanie czy bogactwo, jako wyłącznie skierowane ku chwale Bożej, nie mogło powodować żadnych trudności.
Ale przyszedł grzech pierworodny i zniszczył harmonię, jaka istniała między duchowymi siłami człowieka, a jego popędami i koniecznością zabezpieczenia swego życia czy zaspokojenia jego potrzeb z jednej strony, a celem człowieka, którym jest Bóg — z drugiej strony. Rajska harmonia ustępuje miejsca trzem pożądliwościom. Tej katastrofie ludzie o własnej sile zaradzić nie mogli. Musiało nastąpić Odkupienie, którego pierwszym aktem było wcielenie Syna Bożego. W Jezusie Chrystusie jako Nowym Adamie została na nowo zrealizowana wewnętrzna jedność i harmonia, utracona przez ród ludzki na skutek grzechu pierwszego Adama. Nowy jednak Adam dokonuje ekspiacji, jako przedstawiciel nowej ludzkości. W Nim rajski prymat miłującego posłuszeństwa przed naturalną wolnością ducha ludzkiego i prymat miłości duchowej przed cielesną, wyraził się przez ofiarne cierpienie — krótko mówiąc — przez krzyż. Tam dane zostało zadośćuczynienie za nieporządek grzesznej ludzkości, ekspiacja, która tak wiele kosztowała naturę ludzką Jezusa. Gdy wyrzeczenie się prawa do samodzielnego kształtowania życia, czyli duchowej autonomii, było dla Syna Przedwiecznego w niebie i dla Adama w raju źródłem szczęścia dzięki miłości, to inaczej już było u Słowa Wcielonego w Jego życiu w ciele podobnym do grzesznego ciała (Rz 8,3). Wyrzeczenie to jako dowód najwyższej miłości synowskiej dokonało się wbrew wzdraganiu się natury, jak o tym wymownie świadczy scena w Ogrójcu. Co więcej, na krzyżu Jezusowi towarzyszyło skrajne poczucie opuszczenia przez Ojca (Mt 27,46). A jednak ofiara krzyża, przez którą przywrócone zostało szczęście właściwe dla raju i nieba, nie była właściwie zaprzeczeniem całej natury, lecz naprawą zła i drogą do pełni dla Zmartwychwstałego Triumfatora. Na krzyżu jeszcze jaśniej niż to było osiągalne w raju zabłysła posłuszna miłość Syna, a z nieskończonej płodności Ofiary Chrystusowej narodził się Kościół, jak niegdyś Ewa z boku Adama.
Jako pierwszy doskonały owoc przewidzianego Odkupienia na zasadzie łaski krzyża została stworzona Matka Odkupiciela, by okazało się, czym według planu Bożego miał być człowiek. Miał on być stworzeniem, które swojego ducha i swojego ciała nie chce używać w innym celu, jak tylko po to, aby być narzędziem Słowa Bożego i mieszkaniem Ducha Świętego. Maryja przy najzupełniejszym ubóstwie otrzymała pełnię bogactwa łaski, a przy najczystszym dziewictwie duszy i ciała największą płodność duchową i cielesną.
Maryja więc stoi podobnie jak Chrystus Odkupiciel ponad podziałem ludzi na stan zakonny i świecki, realizując w sobie zarówno pełny ideał zakonny, jak i świętość właściwą dla laikatu.
Nikt jednak z ludzi urodzonych w grzechu pierworodnym nie może osiągnąć takiej wewnętrznej jedności. Dlatego już w Ewangelii zarysowuje się wyraźna różnica, gdy chodzi o sposób czy miarę odpowiedzi życiowej człowieka, jako odkupionego dziecka Bożego na zbawczą miłość. Chrystus przez rady ewangeliczne żąda wyrzeczeń, a racja uzasadniająca drogę rad ewangelicznych polega na większej bliskości z Chrystusem, na większym udziale w kontynuacji Jego dzieła. Spośród licznych rzesz słuchaczy, Zbawiciel powołał niektórych do ściślejszej bliskości ze swoją Osobą żądając namysłu nad taką decyzją, namysłu podobnego do obliczania kosztów nad budowaniem wieży lub sił zbrojnych przed wyprawą wojenną, (Łk 14,25—33), gdyż chodzi o zupełne wyrzeczenie się wszystkiego, włącznie do samego siebie. Droga do Boga ma wprawdzie dla wszystkich jeden kierunek, ale niejednakową głębię, czy też, jeśli kto woli, stromość. I tak do tego, by wrócić do domu Ojca, czyli „wejść do życia” wystarczy strzec przykazań. Na dalsze jednak pytanie bogatego młodzieńca: Wszystkiego tego strzegłem od młodości mojej, czego brak mi jeszcze? (Mt 19,20) pada odpowiedź Zbawiciela wyraźnie ukazująca linię demarkacyjną dwóch stylów życia: Jeżeli chcesz być doskonałym, idź, sprzedaj wszystko co masz, a będziesz miał skarb w niebie, a przyjdź i pójdź za mną (Mt 19,21). Tekst ten jest niezwykle ważny, gdyż wskazuje na pozytywny charakter rad ewangelicznych, mimo iż są one wyrzeczeniami. W tym tekście należy podkreślić słowo „doskonały” oraz końcowy rozkaz „pójdź za mną”. Cechę łączności tych wyrzeczeń z Osobą samego Zbawiciela jeszcze mocniej wyraża znana Jego odpowiedź na pytanie św. Piotra o los Apostołów, jako tych, którzy opuścili wszystko i poszli za Jezusem. Po zapewnieniu „dwunastu tronów” dla Dwunastu Apostołów następuje rozszerzenie zasady:
Każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma (Mk dodaje: w tym czasie domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól wśród prześladowań) i życie wieczne odziedziczy (Mt 19,29; Mk 10,30).
Już św. Hieronim w znanej homilii brewiarzowej przypomina nam, że dopiero odpowiedź na ten zew Chrystusowy pójścia za Nim nadaje ascezie chrześcijańskiej manię nowości i pełni nieosiągniętej przez ideał cynicko-stoicki w starożytności. Jeżeli jeszcze dodamy do tych wypowiedzi Chrystusowych analogiczną o dobrowolnym bezżeństwie dla Królestwa Bożego z tego rozdziału pierwszej Ewangelii (Mt 19,1—12) widzimy w radach ewangelicznych coś więcej niż radykalną kurację na trzy pożądliwości rozpanoszone w upadłej naturze ludzkiej. Mianowicie ukazuje się nam ich daleki cel, jakim jest pełnia życia w Królestwie Bożym i bliski środek do tego celu, jaki stanowi szczególna bliskość z Chrystusem jako bezpośrednim wzorem i przewodnikiem. Pełnię, jaką niesie ze sobą celibat, doskonale scharakteryzuje od strony psychologicznej czy osobowościowej św. Paweł, dając radę co do dziewictwa:
Człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jak by się przypodobać Panu. Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać żonie. I doznaje rozterki. Podobnie i kobieta: niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana, o to, by była święta i ciałem i duchem. Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać mężowi (1 Kor 7,32nn).
Zatem doskonałość chrześcijańska jako rada Zbawiciela opiera się na czymś więcej niż manichejskiej czy jansenistycznej nieufności do natury ludzkiej i do tzw. „świata”. Rozstrzyga o niej pełniejszy udział w miłości ku Chrystusowi. Ta zaś jak wiadomo — będąc wprawdzie odpowiedzią człowieka, nie jest przecież sprawą tylko jego woli i uczuć, lecz jest łaską — skutkiem odkupienia, jako rozlana w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany (Rz 5,5).
Ostatecznym sprawdzianem ofiarna miłość
Apostołowie Chrystusa i uczniowie bliższego kręgu tym się różnią od pozostałych wiernych, zobowiązanych również do życia cnotami teologicznymi, zwłaszcza do życia miłością, że mają bliższy udział w dziele Odkupienia i w jego kontynuacji. Krótko mówiąc, że stoją bliżej ofiary krzyża. Wynika to z takich wypowiedzi Pańskich, jak stwierdzenia podczas Ostatniej Wieczerzy:
Wyście wytrwali przy Mnie w moich przeciwnościach. Dlatego i Ja przekazuję wam Królestwo, jak Mnie przekazał je mój Ojciec, abyście w Królestwie moim jedli i pili przy moim stole, oraz żebyście zasiadali na tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela (Łk 22,28n).
Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego. Ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem wszystko, co usłyszałem od Ojca mego, oznajmiłem wam (J 15,15).
O nawróconym Szawle-Pawle słyszy prezbiter Ananiasz te słowa Pańskie: Pokażę mu, jak wiele będzie musiał wycierpieć dla mego imienia (Dz 9,16). Zadaniem więc uczniów Pańskich jest dawanie świadectwa, ale całej Ewangelii, włącznie z jej radami. Wielkie zadania powierza Bóg tym, którzy się wszystkiego wyrzekli. Taka była Bogarodzica, takimi byli Apostołowie. Stąd właśnie w najdawniejszej tradycji monastycznej terminem vita apostolica określano nie to, co dziś nazywamy apostolstwem, tzn. mniej lub więcej zewnętrzną działalność misjonarską, lecz naśladowanie samego stylu życia Apostołów w apostolica forma vivendi — w porzuceniu wszystkiego dla Chrystusa.
Zrodzony — według wyrażenia wielu Ojców Kościoła z boku umierającego Chrystusa Kościół — jako Nowa Ewa, jako Oblubienica Chrystusa, a zarazem Mistyczne Jego Ciało, ma za zadanie wciąż głosić światu nie tylko słowem, ale i przykładem pełną prawdę Ewangelii i radykalnie zerwać ze złem w jego źródłach, posuwając się do rad ożywionych ofiarną miłością. A więc w Kościele nadal winna trwać oparta na Ewangelii odrębna grupa tych, którzy z łaski staną bliżej Chrystusa, żyjąc według Jego rad, bok tych, do których będzie należało stopniowe konsekrowanie świata przez zaangażowanie się w nim, ale zawsze na sposób Chrystusowy. Tych pierwszych nie może nigdy w Kościele zabraknąć, gdyż tego domaga się stałe zadanie świadczenia prawdzie pełnej Ewangelii. Stąd zawsze w Kościele muszą być ludzie o radykalnym ewangelicznym stylu życia, ożywieni duchem ofiary, czerpiący wzór i moc z krzyża, czyli posłuszni również radom ewangelicznym. Jeśli to świadczenie wobec świata ma być skuteczne, musi ono mieć formę stałą. O ile każde dziecko Boże musi w jakimś choćby najmniejszym stopniu realizować ducha rad ewangelicznych — ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, o tyle u powołanych do szczególnego świadczenia Chrystusowi, muszą te cnoty być ujęte w śluby, bo bez ślubów nie ma stałości, pełni i konsekwencji do końca w ofierze. Ale pełne urzeczywistnienie ślubów ubóstwa i posłuszeństwa nie jest do pomyślenia bez ram instytucjonalnych, opartych koniec końców na autorytecie Kościoła.
Ramy te instytucjonalne mają wprawdzie swój aspekt negatywny oddzielenia ich członków od złych wpływów świata, ale nie na tym wyczerpuje się ich sens. Instytucje zakonne winny być zawsze w mniejszym lub większym stopniu miniaturą całego Kościoła, jako zrodzonej na krzyżu Nowej Ewy i zarazem, jako typu Niebieskiego Jeruzalem, które choć całe pochodzi z łaski, to jednak z wolna tworzy się na tej ziemi wśród cierpień i zmagań.
Zakony, mimo swego zewnętrznego oddzielenia mają nieustające doniosłe zadanie do spełnienia tak wewnątrz Kościoła, jak i wobec niewierzącego świata. Okrzyczane jako nieużyteczne zazwyczaj bronią się zakony niewątpliwym w dziejach faktem dawania przykładu pożytecznej pracy i zapobiegania tylu palącym problemom fizycznym czy moralnym swych braci na świecie. Ale wychodząc z zasad Ewangelii można podać uzasadnienie dla istnienia zakonów nawet w formie najskrajniejszej, ściśle klauzurowej i kontemplacyjnej.
Niedawne określenie stwierdza, że instytuty doskonałości wspólny wszystkim chrześcijanom ideał urzeczywistniają w sposób najpełniejszy i najbardziej bezpieczny (Pius XII). Przez to samo ukazują wszystkim wiernym, a także niewierzącym, stuprocentową realizację obietnic chrzcielnych, które wciąż są narażone na pokusy i kompromisy życiowe. Tę rolę nieustającą, jakby soli ziemi (Mt 5,13) czy też żeby posłużyć się mocnym zwrotem Pawłowym — głupich dla Chrystusa (1 Kor 4,10) można określić jako profetyczną.
Obok niej występuje druga, nie mniej doniosła społecznie. Jest to uzyskana drogą wyrzeczeń bliskość wobec Chrystusa i Jego krzyża. Społeczna użyteczność na tym polega, że zapewnia ona nie tylko samym członkom zakonów, ale i pozostałym członkom całego Mistycznego Ciała większy dopływ łask. Śladem Apostoła Narodów zakonnik ma za zadanie dopełniać braki udręk Chrystusa w swoim ciele dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół (por. Kol 1,24). To posłannictwo instytucji zakonnych można by określić jako charyzmatyczne. Obie te cechy życia zakonnego czerpią swą moc wyłącznie z zasad Ewangelii — z zadania miasta położonego na górze (Mt 5,14), z prawa ziarna pszenicznego, które tylko pod warunkiem obumarcia przynosi wiele owocu (J 12,24). Stąd to dzisiejszy teoretyk życia zakonnego, choć sam nie zakonnik, waży się na takie zdanie: „Kto sobie wyobraża, że z biegiem czasu na skutek postępu Kościoła, wielkie w nim posłannictwa przejdą w ręce laikatu do tego stopnia, iż zastąpi on zakony w apostolstwie, ten nie pojmuje, a nawet zaprzecza wewnętrznej strukturze Kościoła”. Nie znaczy to bynajmniej, że według utartego sposobu mówienia zakony, jako instytucje są w Kościele iure divino lecz, że nie da się misji Kościoła pojąć bez udziału w niej ludzi reprezentujących pełną konsekwencję wobec tego, co głosi Ewangelia. Z kolei nie da się dziś urzeczywistnić tego bez ram instytucji. Dowiodły tego zresztą dzieje Kościoła, do których z kolei przechodzimy w rzucie bardzo ogólnym.
Augustyn Jankowski OSB, Ciasna brama i wąska droga (część 1) Formacja do życia zakonnego Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
opr. mg/mg