Homilia/rozważanie na 19 niedzielę zwykłą roku A
Pan Bóg objawia się nie tylko przez świat przyrody, ale także w jego kontekście. Może dlatego, że właśnie obcując z przyrodą, człowiek jakby bardziej otwiera się na Bożą obecność. Dla jednych takim uprzywilejowanym miejscem religijnych doświadczeń będą góry, dla innych doliny lub wody jezior i mórz. Do jednych -jak na przykład do Eliasza - Bóg przemawia „szmerem łagodnego powiewu", a do innych - jak do Piotra - w burzy spienionych fal.
Ani dla Eliasza, ani dla Piotra i jego towarzyszy „Pan nie był w wichurze". Wiatr, zarówno ten łagodny z góry Horeb, jak i ten porywisty z jeziora Genezaret, stał się tylko zewnętrznym znakiem działania Boga, który wchodzi w biografię człowieka. Zwłaszcza doświadczenie Piotra „kroczącego po wodzie" dość dobrze ilustruje potęgę i zarazem słabość naszej wiary. Miotana falami łódź, przeciwny wiatr, spora odległość od brzegu - to symbole sytuacji, w której człowiek bardzo wyraźnie doświadcza kruchości swojego losu i zależności od czynników zewnętrznych. To bardzo często sprzyja spotkaniu Boga, zbliżeniu się do Niego, ale może być także źródłem głębokiego kryzysu wiary.
Dla zagrożonych żywiołem Apostołów pierwszym odruchem na widok kroczącego pojezierze Chrystusa był lęk i podejrzenie, „że to zjawa". Ich wiara była tak słaba, że nie dowierzali nawet własnym oczom. Wiara potrzebuje łaski. „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się" - to radosna wiadomość. Ale Piotr wie, że wiara nie jest tylko wiadomością, lecz siłą. Chce tę siłę zweryfikować, sprawdzić eksperymentalnie:
„Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie". Nie zapominajmy, że wiara Piotra jest testowana w sytuacji granicznej. Sam tego chciał. Doświadczenie ewidentnie wykazało, że ile wiary, tyle siły. Dopóki Piotr widział tylko Jezusa, ku własnemu zdumieniu kroczył po wodzie tak jak Zbawiciel. Gdy na widok silnego wiatru zwątpił, zaczął tonąć. Na szczęście zwątpienie to nie było kompletne. Piotr ma świadomość, że mimo tych wątpliwości Bóg jest blisko, dosłownie w zasięgu wyciągniętej ręki. Wezwany na pomoc Chrystus ratuje Piotra i uwalnia go od lęku.
Opisaną tu sytuację Ferdinand Krenzer uznał za dość typową dla religijnego doświadczenia wiary, która w każdym z nas rodzi się z trudem i jest ciągle zagrożona: „Człowiek nie chciałby ryzykować, ale mieć pewność, chciałby wiedzieć, nie wierzyć. W tej chwili zaczyna tonąć w morzu tego świata, w wirze własnych myśli, w przepaści zwątpienia, w krążeniu wokół samego siebie. Jednak w tym ostatecznym momencie, w fazie odczucia, iż jest u kresu, w fazie, która musiała być boleśnie uświadomiona, człowiek znajduje jedyne możliwe wyjście, ucieka się do ostatecznej ludzkiej możliwości - do uaktywnienia wiary: wyciąga ręce w modlitewnym geście wołając: „Panie, ratuj mnie". I oto staje się już samym tylko oddaniem się, samą zdolnością przyjęcia, w tym momencie z jego serca znika wszelka duma i robi się w nim puste miejsce, które jedynie Pan może zapełnić". A gdy Bóg całkowicie wypełnia serce człowieka, nie ma już miejsca na żaden lęk.
opr. mg/mg