Homilia / rozważanie na 3 niedzielę Adwentu, rok B
Mój kontakt z telewizją ogranicza się w gruncie rzeczy do przeglądania programu w gazecie. Pozwala to zaoszczędzić sobie wielu rozczarowań, ale daje też okazję, by odkryć tendencje panujące aktualnie w mediach.
Już same tytuły programów ze słowem „show" na pierwszym planie - lub przynajmniej w podtekście zdradzają metodę, która jest dominująca. Chodzi mianowicie o tworzenie idoli, zwycięzców, ludzi sukcesu, którzy dzięki telewizji zrobili karierę i stali się ulubieńcami publiczności. Wszystko to oczywiście doskonale się sprzedaje, ale mało kto - niestety - zdaje sobie sprawę, że owi „ulubieńcy" prowadzą swych wielbicieli donikąd...
Ilekroć powracam do postaci Jana Chrzciciela, porusza mnie jego umiejętność pozostawania na drugim planie. Ze wszystkiego co robi, przebija zawsze jedna myśl: On ma wzrastać, a ja się umniejszać. Jan nie chce niczego zachować dla siebie. Nie chce być niczyim ulubieńcem. Jego pragnieniem jest wyłącznie przygotowanie drogi Pańskiej. Tak, by Jezus mógł przyjść i zastać wszystko gotowe na przyjęcie Dobrej Nowiny.
Trzeba to potraktować jako wyzwanie na nasz czas. W świecie, który tworzy idoli, by używając ich twarzy, zachowań czy sposobów ubierania się rozbudzać nowe potrzeby ł kreować mody, które przyniosą ogromne zyski, niezbędna staje się umiejętność zdrowego zdystansowania się wobec tej niezwykle mocnej presji -wpierw medialnej, a w konsekwencji także społecznej.
Jest wiele spraw ważnych, na których może nam zależeć i o które warto zabiegać. Mając odpowiednie talenty i rozpoznając zadania, do których wzywa nas Pan Bóg, należy podjąć je z całą odpowiedzialnością. Nie można jednak zapomnieć, że nie do siebie i nie swoimi drogami mamy prowadzić ludzi. Tak jak Jan Chrzciciel i wielu innych Bożych ludzi, trzeba brać odpowiedzialność za innych, tzn. prowadzić ich drogami Ewangelii i zawsze w jedną stronę - do Chrystusa.
opr. mg/mg