Homilia na Zesłanie Ducha Świętego roku B
Wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia, tam gdzie przebywali uczniowie, gdy drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: «Pokój wam!». A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: «Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam». Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: «Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane».
Myśleć o Duchu Świętym, to mówić Mu: „Przyjdź!”. A wtedy staje się najeźdźcą, trzeba, aby był najeźdźcą — życie chrześcijańskie jest doświadczeniem życia ogarniętego przez Ducha. Duch nie ma oblicza, ale wszystkie Jego imiona mówią, że jest tym, który ogarnia: woda, ogień, duch, tchnienie, wiatr.
W chwili, w której przybywa, już działa. Biblia jest Go pełna, ale o Nim nie mówi — mówi o Jego dziełach. Jest na początku wszystkiego, jest Duchem tego, co ma się narodzić i Duchem pierwszego kroku, który kosztuje. W dniu Pięćdziesiątnicy obudził do życia Kościół. Kiedy w naszym życiu osobistym lub wspólnotowym coś przestaje dobrze funkcjonować, trzeba powiedzieć do Niego: „przyjdź”.
Jest siłą wymarszu — pierwszego i następnych — a potem jest siłą dążenia do przodu. Jest odwagą mówienia, angażowania się, tworzenia. Jeśli chcemy się o tym przekonać, mamy Dzieje Apostolskie (zbyt rzadko do nich sięgamy) i życiorysy świętych.
Jest Gościem naszego wnętrza, Duchem głębokości, które bez Niego pozostałyby nieodkryte. Wydobywa nas z naszego płytkiego życia i prowadzi do życia, gdzie wszystko ma swoje korzenie i źródła.
Każde dzieło prowadzi do końca: „On doprowadzi nas do całej prawdy” (J 16,13). Może w jednej chwili poprowadzić drogą zadziwiającą. Dzisiejsza Ewangelia pokazuje tę moc przemiany nagłej i całkowitej. Do ludzi przestraszonych, ukrywających się Jezus mówi: „Posyłam was”. Ci zalęknieni, godni pożałowania ludzie mieliby podbić świat? Tak, ale Jezus dodaje: „Weźmijcie Ducha Świętego”.
Jezus obiecuje i dotrzymuje obietnicy. Możemy otrzymać Ducha — to zależy od siły naszego „przyjdź”.
Dlaczego tak mało wzywamy Ducha? Ze strachu przed nieznanymi światami oświecenia, „charyzmatów”? Czy raczej ze strachu, że to nas do czegoś zobowiąże? Jeśli powiem Ci „przyjdź”, dokąd mnie poprowadzisz?
Być może przed sądy. Jest napisane w Ewangelii: „Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak i co macie mówić, gdyż Duch Święty będzie mówił przez was” (Mt 10,19-20). Powiedzenie Duchowi „przyjdź” może zaprowadzić daleko. Od pierwszych męczenników po prześladowanych w ZSRR i Ameryce Łacińskiej pójście do końca to gotowość na więzienie, torturę, śmierć.
A dla nas? Kto może przewidzieć, co będzie jutro? Nie ma dwóch Ewangelii, nie ma dwóch Duchów. Jedyne prawdziwe nabożeństwo do Ducha Świętego to powiedzenie Mu: „przyjdź” nie po to, żeby zaprosić Go na miłe spotkanie — to nie w Jego stylu — ale żeby uczynić krok miłości i odwagi, jakiego w tej chwili wymaga od nas życie.
ANDRÉ SÈVE, Homilie niedzielne Kraków 1999
opr. mg/mg