Homilia na Przemienienie Pańskie
(Dn 7, 9-14; 2 P 1, 1-19; Mk 9, 2-10)
Dobiega kres ziemskiego pielgrzymowania Chrystusa. Jezus Apostołów, których sam powołał, przygotowuje do swego odejścia. Dotychczas obcując z Nim, widzieli w Nim człowieka, wprawdzie wyróżniającego się nauką i czynami, ale człowieka. Czas więc, aby odsłonił swoje bóstwo, ukazując, że chociaż jest człowiekiem, jest zarazem Bogiem. Prowadzi ich na górę - góra w Starym Testamencie była miejscem wielkich wydarzeń. Wybiera trzech, pierwszych, których powołał: Piotra, Jakuba i Jana. W ich obecności dokonał przemienienia. Co to znaczy, że Jezus się przemienił? To znaczy ukazał to, co w Nim było dotychczas ukryte. Był Bogiem i Człowiekiem, człowiekiem o zmęczonej, spotniałej twarzy, okryty zawsze tym samym płaszczem. I co więcej? Wiedzieli, że pochodził z Nazaretu, że pomagał ojcu przy ciesielce, że rozstał się z matką i ojcem, dobrał towarzyszy i począł nauczać, czyniąc wszystkim dobrze i uzdrawiał, wypędzał czarty i wskrzeszał. Poszli więc za Nim, nie znając jednak tajemnicy Jego rzeczywistej osobowości.
Na górze ukazali się dwaj wielcy mężowie Starego Testamentu: Mojżesz, założyciel starej religii żydowskiej, i Eliasz, uważany za największego z proroków. Będą świadkami tego, co za chwilę ma nastąpić. Kiedy współcześni Jezusowi - Jego ziomkowie, odrzucają misję Chrystusa, oni - przybyli już z "drugiej strony" - potwierdzają, na krótko przed Jego śmiercią krzyżową, orędzie Mesjasza. Dla umocnienia ich świadectwa rozlega się głos Ojca z nieba: "To jest Syn mój umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie" (Mt 17, 5). To, co ujrzeli i usłyszeli Apostołowie, wystarczyło, aby mogli uwierzyć, że Ten, za którym poszli, oddali Mu się - jest nie tylko wysłannikiem Boga, ale samym Bogiem.
Cud przemienienia nie był przeznaczony wyłącznie wybranym trzem Apostołom. Obejmował pozostałych Apostołów, odnosi się także do nas - może nie tyle szarej przemiany codziennego życia, trudniej rzeczywistości, ile do przemiany moralnej, do zmiany mentalności. Góra Tabor wyrywa nas z rozgardiaszu i trosk codziennych i prowadzi na szczyty modlitewnego milczenia. Wstąpić na górę modlitewnego milczenia znaczy lepiej zrozumieć powiązanie krzyża z chwałą zmartwychwstania.. Otworzyć szerzej oczy na przyjęcie światła o tajemnicy Chrystusowej, że droga krzyża kończy się radosnym zmartwychwstaniem - "Wierzę w ciała zmartwychwstanie, w żywot wieczny".
Chrystus nie pozostał na Górze. Nie kazał rozbić namiotów, jak proponował Piotr. Sprowadził z powrotem ich na ziemię. Tu, na dolinie stosunków międzyludzkich, sprawdza się działanie Bożego światła. Tu następuje przemiana, gdy człowiek, dotąd sprzedający się, zaczyna okazywać twarz ludzką; gdy egoista zauważa drugiego człowieka, stając się otwartym na tych, których dotąd nie zauważał; gdy chodzący wciąż z obolałą twarzą, narzekający i płaczący, przyjmuje w milczeniu razy od życia; gdy zadufany w sobie, okazujący na każdym kroku swoją wrażliwość, puszcza w niepamięć doznane urazy; gdy dotąd zamknięty w sobie dzieli się z drugim swoją radością, czasem i sercem. Tu, na ziemi, ma się dokonać w nas przemienienie, w wyniku którego będziemy przebóstwieni. Człowiek przebóstwiony to ten, który ma w sobie życie Boże. Życie, które zaszczepiło się w nim jako ziarno w glebie, zapuściło korzenie, ogarnęło całego człowieka tak dalece, że przez niego promieniuje sam Bóg. Ty światłem promieniującym Bogiem obecnym w człowieku jest miłość, którą zostawił nam Jezus w Eucharystii. Wyjdźmy więc z wiarą na Jego spotkanie.
Społeczeństwo polskie czeka również na przemiany. Słowo to dziś zrobiło zawrotną karierę: przemiana ustrojów społecznych, politycznych, przemiana w oświacie, w kulturze. Przemiana na lepsze nie nastąpi bez nas i poza nami. Nie dokona się żadna przemiana, odnowa, odrodzenie, jeśli się nie przemieni człowiek, jego wnętrze.
Jezus mówi wyraźnie: "Szukajcie tego, co jest w górze" - i to jest program przemiany. Najpierw trzeba szukać Królestwa Bożego. Jezus powiedział, że ono jest w nas. To z nas musi wyjść cierpliwość, ustępliwość, uczynność, wyrozumiałość, miłosierdzie i sprawiedliwość, a wtedy zmieni się świat. Nie chodzi tu o to, byśmy przemieniali wszystko, co dla nas niewygodne - rzecz w tym, abyśmy sami, z łaską Bożą siebie przemieniali. To my musimy w wielu przypadkach się zmieniać.
Przemienienie wewnętrzne jest dziełem Boga i człowieka. Boga najpierw trzeba wprowadzić do swego wnętrza. Jemu się poddać i z Nim współpracować nie tylko w chwilach, gdy jesteśmy na Górze Tabor; ważne jest, aby być z Jezusem po zejściu z Góry, aby On był z nami w chwilach trudnej polskiej rzeczywistości przez swoje prawa i zasady.
Czy nie potrzebuję przemiany?
opr. aw/aw