Razem z Adwentem w wielu parafiach rozpoczynają się wizyty duszpasterskie. I tym razem ważne słowo skierowane do... odwiedzających, a nie do odwiedzanych.
Drodzy współbracia,
Jak dobrze wiecie, razem z Adwentem, w wielu parafiach rozpoczęły się odwiedziny duszpasterskie.
Jako ministrant, zawsze lubiłem chodzić po kolędzie, nie tylko dlatego, że zawsze wydarzyło się coś zabawnego, ale była to też okazja, by poznać kogoś nowego, posłuchać ciekawych opowiadań starszych ludzi, pokosztować dobrych smakołyków, które ludzie przygotowywali powolutku na święta. Dlatego też nie lubiłem, kiedy ksiądz się śpieszył…
Też często zastanawiałem się nad tym, o czym ten ksiądz rozmawia z ludźmi, których odwiedza, kiedy ja czekam na niego w następnym mieszkaniu, zajadając się piernikami.
Teraz już wiem… I powiem wam, że nigdy wcześniej nie pomyślałbym, że wyjście na kolędę, jest ekspedycją w poszukiwaniu jednej zagubionej owcy.
Nigdy wcześniej nie pomyślałbym, że celem kolędy nie jest tylko błogosławieństwo mieszkania i wspólna modlitwa z lokatorami, ale jej celem jest także to, żeby nie zginęło jedno z tych małych, do których się udajemy.
I nigdy wcześniej nie pomyślałbym, że tak naprawdę kolęda uświadomi mi znaczenie Chrystusowego wezwania, że trzeba być albo zimnym, albo gorącym.
Ksiądz jest zbyt radykalny jak na dzisiejsze czasy – usłyszałem, kiedy przyszło mi wyjaśniać pewnym ludziom, żyjącym w związku cywilnym, że nie mogą przystępować do Stołu Pańskiego.
Ksiądz nas potępia, ksiądz nas odrzuca, to po co w ogóle był ten rok miłosierdzia? Po co w ogóle nam to ksiądz powiedział, lepiej było kiedy żyliśmy w nieświadomości…
Może nie jeden grzecznie wysłuchałby pobożnego opowiadania tych osób, że są głęboko wierzący, że co miesiąc się spowiadają i każdej niedzieli przystępują do Komunii św., zauważając jednocześnie w kartotece adnotację o związku cywilnym z przeszkodami.
Sam miałem pokusę się nie odzywać, bo wiedziałem, że z tego nie wyniknie łatwa dyskusja…
W głębi serca zdałem sobie sprawę, że nie przez przypadek Duch Święty postawił mnie tu i teraz, i wyniknął tak trudny temat. To Duch Święty uświadomił mi, że od tej rozmowy może zależeć, czy ci ludzie będą kiedyś w Niebie. I to On oprócz tego, że dał mi odwagę, by ten trudny temat podjąć, uświadomił mi, że wymagania, które stawiam innym, muszę postawić także sobie.
Dlatego pomóż mi Duchu Święty, żebym w każdej, nawet błahej sprawie nie był letni, ale gorący, bo inaczej nie ma sensu, żebym „bawił się” w kapłaństwo…
Jędrzej R. Róg OFM
Wygłoszone do współbraci dnia 6 grudnia 2016 roku, wtorek, Rok A, I. Drugi tydzień Adwentu. Do czytań: Iz 40, 1-11 | Ps 96 (95), 1-2. 3 i 10ac. 11-12. 13 | Mt 18, 12-14
opr. ac/ac
(obraz) |