Dlaczego postmodernizm jest wyjątkowo szkodliwy w dziedzinie wychowania?
Ponowoczesność tworzy kontekst społeczny, który jest wyjątkowo szkodliwy dla wychowania młodego pokolenia. Jest to typowy przykład „niskiej” kultury, która blokuje rozwój człowieka i prowadzi do kryzysu całej cywilizacji. Taka kultura promuje antywychowawcze hasła i slogany (np. „róbcie, co chcecie”, „żyjcie na luzie”), które subiektywnie są tym bardziej atrakcyjne i pociągające, im bardziej ich odbiorca jest kimś niedojrzałym i mało krytycznym. A tak z definicji wygląda przecież sytuacja osób w wieku rozwojowym. Kultura ponowoczesności jest formą antypedagogiki i największe szkody może przynieść właśnie w środowisku dzieci i młodzieży. Najbardziej szkodliwa w wymiarze pedagogicznym jest właściwa ponowoczesności obietnica łatwego szczęścia, a zatem szczęścia osiągniętego inaczej niż poprzez wychowanie dojrzałego człowieka, który umie kochać i pracować. Ochrona młodego pokolenia przed toksycznymi ideologiami oraz iluzjami ponowoczesności wymaga jednak czegoś więcej niż tylko stanowczego demaskowania zagrożeń. Wymaga udzielania dzieciom i młodzieży odpowiedzialnej i kompetentnej pomocy wychowawczej.
Zadanie to jest obecnie niezwykle trudne, gdyż kultura ponowoczesności podważa same podstawy wychowania i komunikacji wychowawczej. Skoro wszystko należy tolerować, skoro każdy człowiek ma swoją rację i prawdę, skoro dorośli nie powinni „narzucać” dzieciom i młodzieży żadnych norm moralnych ani zasad postępowania, skoro rozwój polega na spontanicznej samorealizacji, skoro szkoła powinna być neutralna światopoglądowo, to nic dziwnego, że w takim kontekście kulturowym i społecznym wychowawcy i wychowankowie przeżywają głęboki kryzys. Typowa dla ponowoczesności ucieczka od rzeczywistości prowadzi do ucieczki od zadań wychowawczych i do paraliżu komunikacji wychowawczej. Doszło już do tego, że „poprawny” politycznie język został całkowicie podporządkowany modnym obecnie ideologiom i iluzjom, co sprawia, że staje się on raczej narzędziem demoralizacji, niż wychowania. Dla przykładu, obecnie nie jest „poprawne” powiedzieć o kimś, że jest „zaburzony” tylko że jest „zdrowy inaczej”. Podobnie nie wypada powiedzieć o kimś, że jest „kłamcą” tylko że „mija się z prawdą”. Człowieka uzależnionego powinno nazywać się „wolnym inaczej”, a „egoistę” należy określić jako tego, kto „kocha inaczej”.
Absolutyzowanie subiektywizmu i promowanie irracjonalizmu w myśleniu o człowieku sprawia, że coraz trudniej jest podjąć z wychowankiem logiczną rozmowę o człowieku, o zasadach odpowiedzialnego postępowania czy o kryteriach ludzkiej dojrzałości. Dominująca kultura zachęca bowiem do bezmyślności, blokuje refleksję, wprowadza egzystencjalny hałas, podpowiada sposoby ucieczki od prawdy, np. odwołując się do sloganu: „a ja uważam, że...”. Osoby pełniące w środkach przekazu funkcję „autorytetów” pedagogicznych sugerują dzieciom i młodzieży, że subiektywne poglądy są ważniejsze od obiektywnych faktów i rzeczywistych uwarunkowań. Wręcz „pijane” myślenie o człowieku i kryteriach ludzkiej dojrzałości jest promowane w wielu audycjach i czasopismach dla dzieci i młodzieży. Do ucieczki w naiwny subiektywizm zachęcają programy typu „decyzja należy do ciebie”. Demoralizujący wpływ na młode pokolenie mają także dziwni rzecznicy dziwnych praw dziecka. Mówią oni zwykle o prawach dziecka, nie wspominając nic o jego obowiązkach. Poza tym promują raczej „prawa” dziecka do buntu wobec rodziców czy do wałęsania się nocą po ulicach niż o prawo do życia czy prawo do rozwoju w kochającej się i trwałej rodzinie.
Typowe dla ponowoczesności jest wypaczanie sensu podstawowych słów. Dla przykładu tak manipuluje się obecnie słowem „tolerancja”, by oznaczało ono zakaz odróżniania dobra od zła. Z kolei niszczenie ludzkiej płodności bywa nazywane „zdrowiem reprodukcyjnym”, a dewastujące organizm kobiety środki hormonalne, stosowane w celach antykoncepcyjnych, bywają nazywane „lekami”. Podobnie dziecko w okresie prenatalnym, które jest oddzielnym organizmem i ma inną niż jego matka grupę krwi, bywa nazywane „częścią brzucha” kobiety. Z kolei zabijanie nienarodzonego dziecka i towarzyszące temu fizyczne oraz psychiczne okaleczenie jego matki nazywa się „mniejszym” złem. Doszło do tego, że ludzie z wyższym wykształceniem posługują się wyrażeniami absurdalnymi, gdyż wewnętrznie sprzecznymi, co w normalnej kulturze oznaczałyby ich zupełną dyskwalifikację zawodową. Typowym przykładem jest nazywanie nieformalnych związków kobiety i mężczyzny „wolnymi związkami”. Tymczasem tak, jak nie istnieje „sucha woda” ani „kwadratowe koło”, tak też nie istnieją „wolne związki”. Celem tego typu absurdalnych manipulacji językowych jest ukrycie faktu, że chodzi tu o związki nietrwałe, niewierne i niepłodne.
Manipulacje językowe, typowe dla ponowoczesności, nie mają wręcz granic i prowadzą do takich form cynizmu i przewrotności, jakich nie stosowano nigdy wcześniej. Klasycznym przykładem jest wmawianie dzieciom i młodzieży przez niektórych polityków, pedagogów czy seksuologów, że zachowania w sferze seksualnej są prywatną sprawą danego człowieka. Tymczasem część zachowań w tej sferze prowadzi do tak dramatycznych krzywd, że jest zakazana przez kodeksy karne wszystkich krajów świata. Każdy człowiek, który mówi wychowankom, że ich postawy w sferze seksualnej są ich prywatną sprawą, namawia zatem pośrednio do przestępstw, co w polskim prawie karnym jest przestępstwem. Niestety doszło do tego, że wprowadzanie w błąd dzieci i młodzieży oraz demoralizowanie młodego pokolenia należy do przestępstw „poprawnych” politycznie, które nie są ścigane przez równie „poprawny” politycznie wymiar sprawiedliwości. Niezwykle groźnym zjawiskiem w tej dziedzinie jest także mówienie o „niskiej szkodliwości społecznej” określonych czynów zakazanych. Tymczasem w normalnym wymiarze sprawiedliwości powinna obowiązywać zasada, że każdy czyn zakazany powoduje wymierzenie jakiejś kary i że kara ta jest proporcjonalna do stopnia szkodliwości danego czynu. Natomiast w wychowaniu powinna obowiązywać jeszcze bardziej oczywista zasada: „zero tolerancji dla zła i maksimum wsparcia dla dobra”.
Manipulacje językowe doszły w ponowoczesności do tak drastycznych rozmiarów, że komunikacja międzyludzka jest coraz częściej używana jako narzędzie fikcji i jako sposób na ucieczkę od rzeczywistości. Nic zatem dziwnego, że w takim kontekście dzieci i młodzież coraz częściej posługują się określonymi wyrażeniami i konstrukcjami językowymi po to, by nałogowo oszukiwać samych siebie i by uciekać od prawdy. Doszło nawet do tego, że manipulacji językowej poddają się nie tylko młodzi, ale nawet ludzie dorośli i wykształceni. Przykładem są tu lekarze, którzy okazują zdumienie, gdy przypominam im oczywisty fakt, że ich zadaniem jest troska o zdrowie obywateli, a nie rozwiązywanie problemów społecznych czy finansowych kobiet w ciąży. Rozwiązywanie tego typu problemów należy do władz ustawodawczych i wykonawczych, do samorządów i ośrodków pomocy społecznej, do duszpasterzy, psychologów i terapeutów, ale nie do lekarzy. Powyższy przykład pokazuje jak bardzo i jak okrutnie można manipulować ludźmi, wypaczając sens podstawowych słów i w cyniczny sposób posługując się komunikacją międzyludzką.
Innym typowym przykładem groźnych wychowawczo manipulacji językowych są nowe trendy w profilaktyce uzależnień. Otóż od kilku lat niektórzy psycholodzy i pedagodzy próbują traktować redukcję strat jako formę profilaktyki uzależnień. Tymczasem redukcja strat to element interwencji kryzysowej, która jest potrzebna wtedy, gdy nieskuteczne okazało się wychowanie i gdy zawiodły programy profilaktyczne. Jest rzeczą oczywistą, że redukcja strat nie jest formą profilaktyki, ani nie może zastąpić profilaktyki, gdyż istotą profilaktyki jest chronienie wychowanka przed zachowaniami problematycznymi i przed stratami w rozwoju psychofizycznym i społecznym. Mimo to część pedagogów podtrzymuje mit o redukcji strat jako formie profilaktyki, gdyż ulegają oni naciskom producentów alkoholu. Dla browarów „profilaktyka”, która nie zapobiega sięganiu po alkohol przez dzieci i młodzież, lecz ogranicza się jedynie do redukowania strat u tych, którzy już sięgają po tę substancję, to świetny sposób na zdobywanie nowych klientów. Innym motywem manipulacji w tej dziedzinie jest fakt, że znaczna część profilaktyków uzależnień posługuje się programami powierzchownymi, „poprawnymi” politycznie, a przez to nieskutecznymi i dlatego ludzie ci próbują zmieniać kryteria ewaluacji swoich programów tak, aby nadal otrzymywać środki finansowe na swoją działalność.
To, co obserwujemy obecnie w sferze komunikacji międzyludzkiej, a zwłaszcza w sferze komunikacji wychowawczej, można nazwać mitologizacją języka. Przykładem posługiwania się językiem mitologicznym w pedagogice jest mówienie o relacjach „partnerskich” między wychowawcą a wychowankiem, o bezwarunkowym zaufaniu dorosłych względem dzieci i młodzieży czy o rezygnacji z kontroli i nacisku w procesie wychowania. Tego typu mitologizacja języka ma na celu przemycanie mile brzmiących, lecz zupełnie utopijnych i szkodliwych wychowawczo mitów, które są obecnie „poprawne” ideologicznie. Stąd konieczne jest precyzyjne rozróżnienie między język mitologicznym a językiem merytorycznym. Przykładem języka merytorycznego w wychowaniu jest stwierdzenie, że wychowankowi należy dać taki zakres wolności, który jest proporcjonalny do stopnia jego rozwoju, świadomości i dyscypliny. Z kolei przykładem posługiwania się językiem mitologicznym w sferze społecznej jest modne obecnie mówienie o eutanazji, jako sposobie „troski” o ludzi starszych i schorowanych. Tymczasem używanie języka merytorycznego sprawia, że dostrzegamy to, o co tutaj naprawdę chodzi. Za słowem „eutanazja” kryje się okrutne dążenie niektórych polityków i innych środowisk do „rozwiązywania” problemów społecznych, związanych z niżem demograficznym, za pomocą zabijania ludzi starszych, którzy mają prawo do naszej miłości i troski oraz do świadczeń emerytalnych.
Przykłady manipulacji językowych w kulturze ponowoczesności można mnożyć niemal w nieskończoność. Okazuje się, że chora kultura tworzy chory język. Taka kultura posługuje się komunikacją międzyludzką nie po to, by komunikować prawdę i wychowywać, lecz po to, by uciekać od rzeczywistości oraz podtrzymywać promowane przez siebie mity i iluzje. Specjaliści od manipulacji językowych zdają sobie sprawę z tego, że zniekształcając znaczenie podstawowych słów, można skutecznie zniekształcić przekonania, wartości, więzi i postawy człowieka. W systemach totalitarnych próbowano „wychowywać” człowieka i wpływać na jego myślenie oraz postępowanie za pomocą aparatu przemocy i zastraszenia. W ponowoczesnych systemach demokratycznych, opartych na nihilizmie i pustce aksjologicznej, próbuje się „wychowywać” człowieka i wpływać na jego myślenie oraz postępowanie głównie za pomocą odpowiednio spreparowanego języka oraz za pomocą profesjonalnie opracowanych manipulacji w komunikacji międzyludzkiej.
W tej sytuacji powrót do odpowiedzialnej i merytorycznej komunikacji wychowawczej jest niezwykle trudny. Trzeba bowiem odbudować u wychowanków zdolność logicznego i krytycznego myślenia oraz zdolność demaskowania tych „wychowawców”, którzy posługują się komunikacją międzyludzką w sposób cyniczny, czyli po to, by manipulować i uciekać od rzeczywistości. Innymi słowy trzeba pomóc wychowankom, by mieli oczy, które widzą i umysł, który rejestruje fakty, a nie fikcje. Trzeba też zdobyć się na wielką wręcz odwagę, by powrócić do pierwotnego znaczenia słów i zjawisk, aby komunikacja była narzędziem prawdy i miłości, a nie manipulacji i demoralizacji. Potrzebne są również pogłębione kompetencje antropologiczne i psychospołeczne w dziedzinie komunikacji wychowawczej i te wszystkie umiejętności, które składają się na geniusz wychowawczy danego rodzica, duszpasterza czy nauczyciela. Chodzi bowiem o to, by dzięki komunikacji wychowawczej dany wychowanek nie tylko zrozumiał podstawowe prawdy o człowieku oraz o kryteriach ludzkiej dojrzałości, ale też by zechciał z tej prawdy skorzystać, czyli uczynić ją podstawą pracy nad sobą i nad własnym charakterem.
opr. mg/mg